Nie wiem, jak na wszystkich beatyfikowanych, można tak długo ściągać informację o osobach, które zaginęły. Jeśli zaginęły, to przecież nie wiadomo o nich nic, prawda? Oni chyba wszyscy myślą, że będziemy ich szukać ze zgodnością do rozmiaru buta!
Pokręciłam głową, zgarniając cztery ciężkie tomiszcza z blatu biurka poplamionego kawą. Jakby mieszkańcy nie mogli używać podkładek pod kubki!
Nie, nie przerażajcie się- te dwa tysiące stron w moich rękach to nie informacje o misji. Gorączka z tym związana jakoś spadła, a ja byłam zmuszona do wykonywania codziennych zajęć zamkowych. Zwykle wszystko robiliśmy w parach i według grafiku- zmywaliśmy, gotowaliśmy, czyściliśmy stajnie, pastowaliśmy podłogi, robiliśmy pranie i przycinaliśmy żywopłoty… Niektórzy myślą, że takie zamczysko oporządzi się samo! Phi!
Ze stęknięciem wepchnęłam pierwszą książkę na półkę i poszłam szukać zakątka dla jej sióstr. Jakby nie mogli tu mieć żadnych normalnych książek! Może jakichś romansideł, albo coś autorstwa Dickensa.. nie! Tylko te nastrojowe skórzane tomiszcza, wyglądające jak z kiepskiego fantasy.
- Podły humorek? – zatrylił ktoś za moimi plecami, a ja wrzasnęłam, upuszczając tomiszcza i posłałam mordercze spojrzenie Andrewowi.
„Tak, podły” – pomyślałam. „Bo muszę pracować z tobą.” Na głos powiedziałam jednak coć zupełnie innego, gdy już z gracja odwróciłam się do półek:
- Nie strasz mnie.
- Przepraszam.
Zastygłam w pół gestu i zerknęłam na niego z ukosu.
- W jakim sensie? – zapytałam.
Wzruszył ramionami.
- A jaki byś wolała- ogólnie za wszystko, czy za to, że cię zaskoczyłem? – spytał, pierwszy podnosząc książki z ziemi.
- Obojętnie mi – wyrwałam mu tomiszcza oprawione w skórę i postarałam się odjeść pewnym krokiem, ale zatoczyłam się przez ciężar, przez co zaczęłam kleć na serafinów. Andrew zabrał mi połowę ładunku.
- Bez łaski.. – warknęłam.
- Nie wiem, dlaczego reagujesz tak nerwowo – rzucił.
No tak łatwiej wyzwolić mi wszystkie emocje na raz, bo gniew jest nieskomplikowany…
- Bo mnie wkurzasz – syknęłam. – I się spóźniłeś. – Znalazłam odpowiednie miejsce i wepchnęłam na nie jedną książkę, pozostałe podtrzymując kolanem. Andy już chciał coś powiedzieć, ale ja dodałam jeszcze: - I kretyńsko nazywasz książki. Co to w ogóle jest? – wskazałam zamaszystym gestem dłoni półkę. – „Ornitologia aniołów”, „Metaforyczne pojęcie religii i wierzeń”?! – z rozmachem wrzuciłam tomiszcza na przypadkowe półki, choć to nie było ich miejsce.
Dłonie zaczęły mi drżeć. Nadmiar kofeiny- próbowałam sobie wmówić. Musnął ręką moje ramię, gdy sięgał do półki za moimi plecami. Oczywiście wcale mnie to nie obchodziło.
Zacisnął usta, a kolczyk wpił mu się w wargę. Zastygł na chwilę, a mięśnie mu się spięły. Zamknął na chwilę oczy i westchnął cicho, tak jakby prosił o coś istoty wyższe. Jeszcze tylko chwila, podczas której trybiki w jego głowie intensywnie działały, ostatni oddech i w końcu słowa:
<Andy, co powiedziałeś? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz