Oczywiście musiał być pomocny. Cholernie pomocny. Co ja…kulawa, czy niepełnosprytna, by nie trafić do jakiegoś pokoju? Prychnęłam tylko wyciągając przed sobą dłoń.
- Klucze do pokoju, nie stowarzyszenia umarłych poetów – dodałam po chwili -…proszę. Wcale nie jestem wybredna, ale te wyglądały, jak świeżo wyciągnięte z jakiejś bibliotecznej, zakurzonej piwniczki. Upadły spojrzał na mnie z wyrzutem, potem jednak spojrzał z dziwnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Cholera, czy on musi się tak patrzeć? Strasznie mnie to irytowało, dekoncentrowało i… tak ciężko przy nim utrzymać rozmarzone wodze. Gnój. Robi to specjalnie.
- No, dasz mi klucze, Biersack, czy mam tak stać z wyciągniętą dłonią, jak Rumun pod kościołem?
- Nie wiedziałem, Blakrist, że trudnisz się takimi zajęciami – rzucił „prawie” nie złośliwie. Przeczesał dłonią niesforne włosy i przeszedł przez porozrzucane rzeczy na podłodze, kilka po drodze przesuwając na boki. Dotarł w końcu do śmiesznej bladobrązowej, drewnianej skrzyneczki zawieszonej na ścianie. Otworzył i nawet nie patrząc sięgnął po losowy klucz. Zamiast rzuci mi ów przedmiot, przeszedł majestatycznie całą drogę do mnie, by z namaszczeniem położyć klucze na mojej wyciągniętej dłoni.
- Proszę „Drogie dziecko” – „a to szuja” zdążyłam tylko pomyśleć, ale opamiętałam się zanim poczęstowałam go siarczystym przekleństwem.
- Bóg zapłać Dobra duszo – buńczucznie spoglądałam mu w oczy, jednocześnie „modląc się” w duchu o ogarnięcie kolejnej zbliżającej się fali.
- I teraz gdzie? Czy masz zamiar mnie tu zamknąć? – cholera, był wysoki, więc przy moim 1,60 (w kapeluszu), musiałam wyglądać lekko komicznie zadzierając wyzywająco głowę.
- Nie wbrew woli…
- Biersack! Nie po to prosiłam o pozwolenie, żebyś udawał głupa!
- Nic z tych rzeczy, Blakrist, wbiłaś się tutaj z niewiadomych mi powodów…- przerwałam mu od razu, nie pozwalając dokończyć zdania.
- Przecież poprosiłam!
- Kiedy niby? – jego powaga w głosie absolutnie przeczyła rozbawionym iskrom w oczach.
- No, pomiędzy „Klucze!”, a „Dasz mi klucze, Biersack?”? – wydęłam wargi i potarłam skroń, bolało lekko. Mój gest zauważył czarnowłosy i chyba dostrzegłam…troskę? Niemożliwe. Za bardzo mu tu nabruździłam, naprzeklinałam, nabałaganiłam, nahałasowałam i cholera wie, co jeszcze zrobiłam…albo nie zrobiłam?. Nie sądziłam, bym kogokolwiek zjednywała takim zachowaniem, ale co z tego, taka byłam i koniec. Nie będę się zmieniała pod czyjeś dyktand.
Upadły w końcu westchnął nadal wbijając we mnie uporczywe spojrzenie.
- Korytarzem w prawo, po schodach na trzecie piętro, potem w lewo i to będą drugie drzwi po prawej. – I on niby znał cały rozkład zamku? Że niby wszystko pamięta? Co on…Robocop po przejściach? Nie pamiętałam kiedy dokładnie się spotkaliśmy, chyba w jakimś mieście…i chyba sama go zaczepiłam. Ja bynajmniej, byłam jeszcze wtedy od tych „DRUGICH”, jeszcze za czasów posiadania skrzydeł. Niemal jak na komendę plecy zapiekły niemiłosiernie. Zmusiłam się, by nie wygiąć się z bólu. Żeby jednak nie było nieporozumień, rany już dawno się zagoiły. Nie hodowała sobie z nich pamiątek. Pozostały jednak blizny. Nijak jednak nie potrafiłam zapanować nad impulsami, które na „dźwięk” wspomnień paraliżowały dawne rany. Przygryzłam wargę, byle tylko skupić myśli na innym bólu. Oczywiście Upadły przyglądał mi się. Zaciskał lekko pięści i marszczył brwi, chyba z zamiarem udzielenia mi kolejnej pomocy.
- No co, Biersack? Nie masz już innych zajęć?
Powoli ból przechodził.
- Aktualnie dodałaś mi kilka nowych, więc na nudę nie będę narzekał…i – popatrzył na całe moje dzieło huraganowe – jeśli już znajdziesz pokój, przydałaby się pomoc w naprawianiu tych „niefortunnych” szkód. I następnym razem proponuje wchodzić drzwiami.
No nie mogłam. Na twarzy wykwitł mi uśmiech. Może jednak dobrze zrobiłam nie ujawniając się jeszcze memu „braciszkowi”? Emocje gdzieś na chwilę uleciały. Odwróciłam się w końcu do drzwi i ruszyłam, nadal szczerząc się do siebie. Złapałam za klamkę i zatrzymałam się w półkroku.
- Podziękowałam ci, Biersack?
Czarnowłosy spiorunował mnie znowu tym dziwnym, zagadkowym spojrzeniem, aż nogi się prawie pode mną ugięły. Nie no…szuja jedna. Zapomniałam, że właśnie przez to spojrzenie zaczepiłam go przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Nie…- twarz mu złagodniała, w oczach, przez ułamek sekundy dostrzegłam jakieś ciepło.
- Kiedyś Ci podziękuję – po czym nadal się uśmiechając wyszłam za drzwi.
„Raz, dwa, trzy…” – liczyłam w głowie do dziesięciu, po czym znowu otworzyłam drzwi. Upadły spojrzał na mnie zaskoczony. Nadal stał w zastanej pozycji, opierając się jedną ręką o blat biurka.
- Zapomniałam powiedzieć jeszcze jednej rzeczy.
- Podejrzewam, że zapomniałaś powiedzieć dużo więcej.
- Oj cicho, słuchasz czy nie?
- No słucham cię, Blakrist.
- Cóż, zapomniałam powiedzieć, że…masz cholernie przystojną buźkę – posłałam mu pełny uśmiech, gdy pojawiło się na jego twarzy najpierw lekkie zdziwienie, potem rozbawienie i na końcu lekkie…to było zakłopotanie? Oooo….
I z taką miną zostawiłam go samego sobie, bo chlapnęłam drzwiami i podreptałam na górę, gwiżdżąc pod nosem wesoło.
<Biersack?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz