wtorek, 11 lutego 2014

Od Andy'ego C.D Noatha

     Drzwi zamknęły się cicho za wychodzącym aniołem. Nikt się nie odzywał, wszyscy zamarli, oniemiali i zszokowani. Zorientowałem się, że wstrzymuję oddech i wypuściłem powietrze z płuc. Rebecca chyba się modliła, a reszta zaczęła szeptać między sobą. Z rąk do rąk szła karteczka z liczbą zgonów, gdy dotarła do mnie wytrzeszczyłem oczy - było ich niemal o połowę więcej niż zwykle. W powietrzu wisiało napięcie.
- Skoro już jesteśmy przy złych nowinach - zaczęła niepewnie Rebecca, a wszystkie spojrzenia zwróciły się na nią - Muszę stąd odejść.
Słysząc to złapałem się za głowę.
- Jak to? Czemu mi nie powiedziałaś?
- Chciałam - popatrzyła na mnie spode łba - Ale wolałeś bić się z Jeffem.
Luxia patrzyła oniemiała na swoją przywódczynię, podobnie jak reszta Aniołów. Upadli potraktowali to raczej obojętnie - tylko Nezaynhel patrzył na Rebeccę z ciekawością.
- Reb, czemu odchodzisz? - zapytała Lux.
- Niebo mnie wzywa - odpowiedziała cicho - Ostatnio musieli strącić jednego Anioła, a mój chór nie ma wielu przedstawicieli. Jestem tam potrzebna.
Kiwnąłem ponuro głową, przeczesując dłonią włosy. Rebecca należała do Serafinów, chociaż raczej o tym nie mówiła. Nie miała wyboru, wiedziałem o tym.
- Kto cię zastąpi? - zapytałem tylko.
- Ja... - zawahała się - myślę, że Luxia sobie poradzi.

<Luxia?>


............................................................................

Myślę, że widzieliście co się święci. Z Haszczak nie mam kontaktu już od jakiegoś czasu, a sama bym nie dała rady.
Opowiadanie Yeiazel postaram się dokończyć dzisiaj. Nezaynhela - może dziś lub jutro.

1 komentarz: