środa, 12 lutego 2014

Od Yeiazel C.D Andy'ego

Jedenaście godzin i trzydzieści siedem minut- tyle zostało mi do jutrzejszego wyjazdu o dziesiątej. A sen nie przychodził. Wiedza o poszukiwanych nie zostawała w głowie. I jeszcze to bagno, które odkrył Noath.
Mówcie co chcecie, ale to nie wróżyło nic dobrego. Ach, wspomnijmy też, że nie powinnam na noc pić kawy, między innymi dlatego nigdy nie mogłam zasypiać o ludzkich porach- albo miałam koszmary. Nie, nie były to nigdy żadne przemyślne i zorganizowane horrory, albo jakiekolwiek wizje. Mój pokręcony mózg podsyłał mi po prostu masę dziwnie zestawionych obrazów, takich jak między innymi całujący się Jeff i Lux. Boże broń od takich głupot!
Ale oczywiście noc poprzedzająca wyjątkowy dzień musiała wyjść za margines.
Dużo krwi, krzyku, ciemność i wyrywanych żywcem skrzydeł... Taki klasyk z którego zawsze się naśmiewałam. Dlaczego? Bo nigdy tego nie przeżyłam.
W tamtej jednak chwili, kiedy Andy kiwał mnie w ramionach, próbując mnie uspokoić, byłam gotowa cofnąć wszystko.
Wróć. Andy?
- A-Andrew... - urwałam, gdy zorientowałam się, jak schrypnięty mam głos.
-Ciii... -powiedział łagodnie. - Nic nie mów. Napij się i uspokój.
Zrobiłam, co poradził- no, przynajmniej to pierwsze.
-Andrew, co tu robisz?- zapytałam cicho, podkulając nogi i mocniej wtykając się w jego bok.
Uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Krzyczałaś, a ja byłem w gabinecie- wyjaśnił.
Spuściłam głowę, chowając rumieńce, jakby mógł je zobaczyć w ciemności. Znów wyszłam na słabą, a nie byłam taka. Nie czułam się bezsilna- no, pomijając te kilka krótkich minut, kiedy Andrew kiwał mnie w objęciach i otulał skrzydłami, szepcząc w moje włosy- mogłam być nawet skrzywdzonym Bambi, byleby mnie nie puszczał.
- Musisz się trzymać, tak? Przetrzepiesz tym aniołom tyłki, nie dasz się zabić Jeffowi ani tym Noathowym anomaliom, a potem wrócisz. A teraz musisz się przespać i przygotować psychicznie na nadmiar płytkich żartów Jeffa - dodał żartem, ucałował mnie w skroń. Poczułam, jak jego objęcia się rozluźniają, więc szybko zacisnęłam dłonie na jego przegubach.
- Poczekasz, aż zasnę? - zapytałam, chwilę później karcąc się w myśli za sentymentalną głupotę.
Andrew chwilę patrzył na mnie z nieodgadnioną mieszanką uczuć na twarzy, a potem powiedział:
- Poczekam, aż się obudzisz.
<Andrew?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz