środa, 5 lutego 2014

Od Nezyanhela

Yeiazel nie miała okazji na jakikolwiek dalszy komentarz do naszej wymiany zdań. Milczenie jednak przerwało pukanie do drzwi. Aż drgnąłem, kiedy usłyszałem silne i pewne „puk puk”. Może to pierdoła, ale różne postacie, zależnie od charakteru, rozmaicie traktowały każde próby wejścia na nie „swój” teren. Yez spojrzała na mnie zaskoczono, wzruszając ramionami, że nie wie kogo miałbym się spodziewać. Na zaproszenie wszedł do środka Andy – Szefo – Czarny. Początkowy spokój głosu „Świetnie, widzę, że trafiłeś”, został natychmiast storpedowane złośliwym komentarzem czarnowłosej. Nie był jej dłużny. Przez chwile przysłuchiwałem się ich – na pozór – całkiem uprzejmą rozmową, która jednak, wręcz kipiała emocjami. Po każdym zdaniu wypowiedziany przez jedno z upadłych, przenosiłem spojrzenie na drugie. Nie robiłem tego specjalnie, ale lekko bawiła mnie sytuacja. Nie znam ich wprawdzie…ale cos czułem, że zamek, w którym się znalazł, będzie pełen jeszcze takich niespodziankowych spotkań.
W końcu jednak spojrzenie Szefa spoczęło na mnie. Zgasiłem swój uśmiech, który nawet nieświadomie błąkał mi się po twarzy. Przyćmiony chyba lekko sytuacją, niemal nie zauważyłem, jak Andy szykował się do wyjścia.
- Czekaj! – wyrwało mi się nie wiem, który raz dzisiaj. Yez przeniosła spojrzenie na mnie i pewnie obdarzyłaby mnie znowu tym „uprzejmym” uśmiechem, ale przytomnie zrozumiała już znaczenie mego „czekaj”. Cóż, nadal nie wiedziałem, gdzie niby iść na tę kolację, i czemu niby mam gdzieś na nią iść? Zawsze jadał sam, ze zdobytym na poczekaniu „czymś”, co nadawało się do skonsumowania.
- Chodź, Nezaynhelu – imię wypowiedział bezbłędnie, aż miło było je słyszeć, każdy niemal traktował je zdrobnieniami. Wstałem i ruszyłem za upadłym. Zatrzymałem się tylko w drzwiach, by rzucić przez ramię do obserwującej nas Yez;
- Możesz tu zostać jeśli chcesz – obdarzyłem ją też zawadiackim uśmiechem, jednak ta zignorowała moją zaczepkę i wpatrywała się w plecy znikającego właśnie za drzwiami Czarnego.
Zostawiłem otwarte drzwi i nie oglądając się już powędrowałem za czarnowłosym. Zrównałem w końcu z nim krok. Spojrzał na mnie przelotnie i poprowadził kawalkadami korytarzy, drzwi i schodów, by po kolei tłumaczyć co gdzie się znajduje. Po drodze minęliśmy postacie…aniołów, zdecydowanie aniołów, które to z zaciekawieniem przyglądały się mojej osobie. Andy lekko uśmiechnął się pod nosem, gdy mijaliśmy parę aniołów...która chyba właśnie była parą. Na moje spojrzenie skierowane do Szefa, odpowiedział krótko „Lux i Sitael”. Potem znowu mnóstwo miejsc i nazw. Az dziw brał, że zamek mieści w sobie tyle pomieszczeń…i trzeba było przyznać – robiło wrażenie. W międzyczasie gdzieś po podłodze, z prędkością równą chyba światłu, przemknęło jakieś stworzenie. Nie wiedział też czemu, ale czuł zdecydowany zapach Nutelli?...Andy zmienił w końcu swą poważną minę na szeroki uśmiech.
- Strzeż się wiewiórek…powiadam Ci…
- Wiewiórek?
- Nie będę psuł Ci przyjemności przekonania się o tym...więc zapamiętaj sobie tylko, o co Ci powiedziałem – jego uśmiech sugerował wszechogarniająca ironię, ale za chol**ę nie rozumiał o czym mówił. Wzruszyłem ramionami ostatecznie. Gdzieś w jednym z okiem dostrzegłem znajome, czarne straszydło, pewnie będę musiał je wpuścić kiedyś. W końcu stanęliśmy przed jakimiś drzwiami.
- To mój gabinet – spojrzał na mnie bardzo uprzejmie – tu się bez mego pozwolenia nie wchodzi – choć ton autentycznie wydawał się wręcz ociekać tą uprzejmością, to w spojrzeniu było coś takiego, że każdy idiota zrozumiałby aluzję.
- Aj, aj Captain! - Andy spojrzał na mnie kręcąc głową, ale chyba jego czarne myśli, znowu na chwile rozjaśniły się.
- Teraz jednak zapraszam. Wypadałoby, abyś co nieco wiedział na temat wyjazdu, jakiego się podjąłeś bez zastanowienia…żeby nie mówić - pochopnie.
No tak, teraz przyszło porozmawiać o rzeczach poważniejszych…niż wiewiórki. Chyba nie lubił powagi.
<Czarny Szefu? :)  >

6 komentarzy:

  1. Aż musiałam polecieć na kuchnię i przez kilka minut wąchać z ciocią Nutellę o.O wniosek- ona nie pachnie. Nie z odległości.
    Maskotki naszego bloga:
    1.Jeff
    2.Szi-szi, równie mordercza jak jej poprzednik
    3. Kawowy smok bez imienia (nadal)
    Poza tym do Andrewa chyba na stałe przylgnęła plakietka "jestem szefu, nie podskoczysz". ~Yeiazel Advachiel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem maskotką :') Wygrałam internety xD
      ~Jeff

      Usuń
    2. Kto był poprzednikiem Szi-szi?
      ~ Noath pełen zaciekawienia... i radości bo wygrał teoretyczne internety podwujnie..

      Usuń
    3. Ale..Nutella pachnie...wystarczy, że ją lekko podgrzejesz...:) A internety wygrywa Nutella!'
      -Nez-

      Usuń
  2. Pfff, Andrew wygrywa internety potrójnie. Hello, to "groźny", czarny szefu, nie podskoczysz! XD

    //Andy

    OdpowiedzUsuń
  3. A kto wymyślił "jestem szefu, nie podskoczysz"?! Hę? xD A poprzednikiem Szi-szi jest Jeff o.o

    OdpowiedzUsuń