niedziela, 16 lutego 2014

Od Yeiazel C.D Andy'ego

-Kto śmie? -fuknęłam groźnie w poduszkę.
- Zostały ci... -słyszę znajomy głos. -Dokładnie dwie godziny i trzydzieści cztery minuty. A do śniadania pół godziny.
Nie drgnęłam nawet, sama nie wiem, na co licząc. Że zapomni o mojej obecności? Marzenie ściętej głowy. Poczułam gwałtowne szarpnięcie. Ta paskuda pozbawiła mnie kołdry! Wierzgnęłam gniewnie, przyciskając poduszkę jeszcze mocniej do twarzy, ale powiedzieć krótkie "won" udało mi się całkiem wyraźnie.
- Tak łatwo nie ma, skarbie -przerzucił mnie sobie przez ramię i zaciągnął do łazienki i muszę przyznać, że nie opanowałam śmiechu. Grzmotnęłam go poduszką w udo, co nie wiele dało.
Postawił mnie przed dużym lustrem na cała ścianę, nie wypuszczając z objęć, a ja nadal się śmiałam.
-Widzisz różnicę? -szepnął mi do ucha.
Widziałam. Nie byłam już schorowanym obrazem nędzy i rozpaczy. W kusej, wymiętej koszuli nocnej, z poduszką w ręku, kłakiem zamiast włosów i obejmującym mnie od tyłu Andym przedstawiałam o wiele milszy widok. Obróciłam się w jego objęciach, koszula nocna podjechała mi lekko do góry.
-Podziękowałabym ci...
-Gdyby to słowo przechodziło ci przez gardło -cmoknął mnie w nos. Usta znów wykrzywiły mi się w dziwnym uśmiechu.
-Dziwnie, prawda? -spytałam, nakręcając na palec kosmyk jego włosów.
-Co konkretnie?
-Znów znajdujemy się w dwuznacznej sytuacji i pewnie zaraz znów ktoś nam przerwie- wpadnie do pokoju, wleci, będzie szukać ciebie, lub mnie..- wymieniałam, z każdym słowem ściszając głos.- Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby w takiej chwili wybuchła jakaś bomba Jeffa.
Widziałam, że ma ściśnięte gardło, czułam, jak wali jego serce. Ale sama czułam się dziwnie stabilnie, jakbym wiedziała, co robię- a nie widziałam. Dałam się po prostu opętać dzikiemu głosikowi z tyłu głowy, który uporczywi szeptał "Bliżej".
-A wolałabyś coś konkretnego? -spytał, prawie dotykając wargami mojego policzka. Przyłapałam się na tym, że nieświadomie kreślę palcami wzorki na jego karku i ramionach.
W tej chwili spięłam się cała. Święty Gabrielu, co ja robię? Co on robi? Och... Moja koszula..
Andy na pewno poczuł zmianę w moim zachowaniu, bo odsunął się momentalnie, odchrząkując.
-Ja... Pójdę się ogarnąć -wskazał brodą drzwi.
Pokiwałam niepewnie głową.
-T-tak,jasne.
Uśmiecham się nerwowo, a on zniknął za drzwiami, uderzając łokciem o framugę.
Ulga. Ulga, żal i zagubienie. Zaciskając wargi spojrzałam na swoją zarumienioną twarz.
- Głupia koza.
***
Śniadanie minęło w milczeniu, nikt nikomu nawet nie powiedział "dzień dobry". Atmosfera zgęstniała na tyle, że pewnie można by ją kroić. I nie chodziło tylko o nasz wyjazd i zniknięcie Noatha. Po ich twarzach widziałam, że wiedzą. I wyobrażają sobie nie wiadomo co. Zboczeńcy!
Pożegnaliśmy wszystkich sztywno- nie udało się to tylko z Lux. Objęła mnie mocno i życzyła szczęścia natchnionym emocjami głosikiem. Była w sumie miłą osóbką, choć niedojrzałą. To, że ostatnio stwierdziłam, iż nie da sobie rady jako przywódca wszyscy odebrali jako atak na Lux, ale ja tylko chciałam być pewna, czy jest wystarczająco silna. Lubienie lub nie lubienie Lux w ogóle nie wchodziło w grę- różniły nas eony lat świetlnych, byłyśmy zupełnie inne. A jednak życzyłam jej siły, każdemu się przyda.
Jeszcze raz sprawdziłam zawartość juków Tagory- byliśmy gotowi. Nez i Jeff rozmawiali jakieś dwadzieścia metrów dalej, dając zapewne czas mi i Andy'emu. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się do upadłego. Stał bardzo blisko mnie.
-Uważaj -powiedział.
-Ty też.
-Nie zwariuj z tymi upadłymi.
-Nie zwariuj z samymi aniołami.
Skrzywił się.
-Jakoś dam radę.
-Ja też. Może Jeff mnie nie wypatroszy.
-Uważaj - powtórzył, patrząc na mnie intensywnie. Kiwnęłam lekko głową. Pocałował mnie lekko w czoło, oba policzki, powieki i usta. Nic konkretnego, a poczułam zawroty głowy i uderzenie gorąca. Wszystko stało się na tyle szybko, że nawet nie potrafię tego opisać. W ogóle cokolwiek dotyczącego Andy'ego ostatnio ciężko opisać w słowach, bo to jest coś, co trzeba poczuć...
Odwrócił się i odszedł, tak po prostu, nawet się nie odwracając. Może wiedział, że gapię się na jego plecy? No ale kto by tego nie robił? To były piękne plecy- umięśnione i...
Dość. Potrząsnęłam głową. Czas na poprawę reputacji naszego Chóru. Wskoczyłam na grzbiet Tagory, a ta wierzgnęła i parskając potrząsnęła grzywą.
-Tak, dziewczynko. Zaczynamy zabawę.
<Jeff, Nez? Sorry za błędy, pisałam z komórki >

1 komentarz:

  1. Uhuhu...że wcale się nikt nie przyglądał i nic nie myślał...zboczeńcy! (Nez by się ucieszył z takiego określenia) :P
    No jak Jeff? Ja czy Ty kontynuujemy? Coby kolejka się wyklarowała:)
    - Ognik -

    OdpowiedzUsuń