Zapukałem.
Słyszałem oddalające się kroki, któregoś z domowników.
A teraz byłem tu sam. Przed drzwiami…
Mieliście kiedyś termę? I to taką, że głos zamierał, a nogi same szły w inną stronę?
Nie?
Tak?
Wątpię…
Ale dlaczego, akurat, JA mam termę? Jestem komikiem, wydurniałem się przed większą widownią niż jakaś anielica… lecz jakoś czułem, że przynajmniej przed nią mógłbym tego nie robić. Chciałem, by przynajmniej ona uważała mnie za normalnego… To tak dużo?!
„ To twój los Lonely „ usłyszałem Szi-szi „ Przeznaczenia nie zmienisz, inni i TAK będą cię traktować jakbyś nie był z nimi. Za to, że jesteś inny. Przyzwyczaj się… masz być na zawsze samotny” zmęczona otarła się troskliwie o moją szyję.
- A może ja już nie chcę być … śmieszny? Może ja wreszcie chce mieć dziewczynę? Może ja nie chcę, być już… sobą?
„ Taka jest twoja natura. Masz nieść uśmiech na twarzach innych.”
- Nawet jeżeli miałby być to kpiący uśmiech? Mówiący jedno słowo – dureń? Dureń… Śmieć… Błazen…
„ Nawet taki…” wiem, że była smutna. Również chciała dla mnie jak najlepiej. A czasami nie mogła. Nie mogła zmienić świata… Nie mogła zmienić mojej klątwy.
- Wejść! – powietrze przeszył śpiewny, pewny głos.
- Raz się żyje – otworzyłem szybko drzwi, zapominając o tremie.
Anielica nawet na mnie nie patrzyła. Siedziała na krześle majstrując coś nad swoją koszulą.
- Jesteś Medykiem? – zacząłem od razu.
Spojrzała na mnie.
- Tak, jestem – ton głosu miała matowy i cierpki jak papier ścierny.
- Medykiem – zwierzęcym, ogólnym, psychiatrą, chirurgiem, ludzkim czy od chorób zakaźnych? – dopytywałem się szybko.
- Ogólnym.
- Skończyłaś szkołę? – słowa płynęły gładko jak szemrząca rzeka. Chciałem mieć to już za sobą, by nie myślała o mnie za dużo. By już teraz nie zdążyła mnie ocenić.
- Tak skończyłam, nawet z wyróżnieniem – pochwaliła się.
Wstała. Skrzydła opadły na ramiona. A były to piękne skrzydła. Określiłbym je mianem motylich, duże rozłożyste i kolorowe. Zalśniły i cicho zaszumiały, gdy poprawiała swój strój. Moje skrzydła takie nie były… Miałem wąskie i długie lotki, by szybko latać. Sama budowa skrzydeł wskazywała na to, że jestem szybkim i zwinnym zawodnikiem, ale dobre było też to, że ze względu na ich mały rozmiar bardzo łatwo chowały się pod każdą bluzkę. Lubiłem swoje skrzydła, ale często je skrywałem, bo wyglądały śmiesznie w porównaniu z innymi…. A ta anielica… miała chyba najpiękniejsze jakie widziałem.
- To super – wypaliłem sucho, bez cienia emocji – pomożesz mi zatem naprawiać nasz ekspres do kawy.
Wszyłem, a ona za mną.
< Angelika? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz