środa, 26 lutego 2014

Od Alesyi - C.D Lux, do Andy’ego

Tak, wredne ze mnie stworzenie i będę podsłuchiwać kogo mi się żywnie podoba…szczególnie, jak się nie może spać, odwala się kolejne parapetówki w kruczej postaci, a korytarzem, niczym duch przemyka Anielica….jak jej tam było? Lux. Tak czy inaczej…Jak cholera wydawało mi się to dziwne. No i nie mogłam – pognałam za nią, niemal intuicyjnie docierając do baaardzo znanego okienka. Jak zwykle zresztą otwartego. Czy ten wariat non stop wietrzy, czy zaprasza niespodzianki do siebie?...no..np. wpadające z hukiem istoty jak ja. Tym razem byłam cicho. Naprawdę cicho. Siedziałam lekko skulona, strosząc tylko pióra z zimna. Przysłuchiwałam się chłonąc każde słowo. Działo się coś…z jakimś Noathem. Nie żebym się przejmowała…ale, wiecie co? Zwyczajnie lubię się pakować w nieswoje kłopoty. Masz problem? Nie wiesz jak się z tego wykaraskać? Chcą Cię zabijać?...Świetnie! Wal do mnie.
Anielica w końcu wyszła. Widać było, że bardzo przejmowała się tym, co zobaczyła, ale kurde…ten Andy miał coś takiego, że przynajmniej się uspokoiła. Jeszcze przez sekundę spoglądałam w drzwi by w końcu zobaczyć Upadłego otwierającego okno.
- Prosiłem przecież, żebyś następnym razem wchodziła drzwiami…
Otworzył szerzej okiennice, a ja śmignęłam ponad głową, szarpiąc go lekko za kosmyk włosów. Niby, że mam jakiś problem? Tak?
- I proszę…tym razem nie zdemoluj mi gabinetu…
Przemiana niestety blokowała mi potok przekleństw, które mu chciałam wykrzyczeć. Jedyny minus przemian – mogę sobie pyskować do woli, a większość i tak będzie się głupio uśmiechać i nazywać „głupim ptaszyskiem”.
- A chcesz oberwać? – tylko zdarzyłam kończyć przemianę, a już doskoczyłam do Upadłego – zgłupiałeś chyba do reszty, albo coś Ci się poprzestawiało w tej czarnej łepetynie…
- I wszystko za prośbę bycia cicho? – uśmiechną się lekko, ale nie dało się nie dostrzec zatroskania w oczach.
- Nie. To za próbę bycia durniem. Myślisz, że serio ot tak sobie pójdziesz ratować jakiegoś Anioła, a mnie tu zostawisz samą z aniołami? NIEDOCZEKANIE. Możesz sobie mówić co chcesz, krzyczeć, przywiązać mnie, i tak polezę za Tobą, ale wtedy nie dość, że i tak mnie będziesz miał na karku, to będziesz miał na karku mocno wpieniona Upadłą. Zrozumiano? Czy mam powtórzyć łopatologicznie? NIE ZOSTANĘ TUTAJ choćbym miał Cię ścigać, aż do tej Azji.
Stałam w lekkim rozkroku, dłonie zacisnęłam w pięści i prawdopodobnie przynajmniej lekko elektryzowały mi się włosy (a może tylko ja odczuwałam to jako elektryzowanie?)
Andy westchnął, jakby rzeczywiście próbował powiedzieć coś, co może mnie przekonać, a może dostrzegłam ulgę?
- To jak? Wyruszamy rano, czy jednak zbieramy tyłki od razu?

<Biersack?>

Od Luxii - C.D Andy'ego

Poczułam małe kłucie na około skroni. Dotknęłam to miejsce dwoma palcami i oparłam się o biurko Upadłego.
- Luxia? - Zapytał zatrzymując się w miejscu
- Wizja... - Syknęłam ponownie łapiąc się za skroń
Andy na nowo zaczął ruszać się z opętaniem po gabinecie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę drugą zero siedem.
- Wyruszysz rano. - Powiedziałam stanowczo widząc jego skwaszoną minę
- Nie ma mowy, wyruszam zaraz, poinformuj o tym wszystkich Lux.
Uderzyłam pięścią w biurko wywołując na nim lekki płomyk. Mam tak, gdy się denerwuję. Natychmiast go zgasiłam i rzuciłam Upadłemu poważne spojrzenie.
- Ja wiem, że chcesz jak najszybciej ich znaleźć, obronić go przed niebezpieczeństwem, bądź uratować. Wiem to, ale polecisz dopiero rano. Najwcześniej szósta.
- Luxia co ty wygadujesz?! Noath jest w niebezpieczeństwie!
- Ej... - Gestem ręki próbowałam go uspokoić. - Wiem co mówię. Noath na razie jest jeszcze blisko Los Angeles, pomimo tego, ze już wyruszyli. Będzie zaatakowany. W przeciągu 5 dni. Piątego dnia, o... - Skupiłam się - O godzinie 21:04 otrzyma cios, przy którym będzie bliski śmierci. Nie ma pośpiechu, jesteś szybki w locie, dotrzesz tam w jakieś 18 godzin i 35 minut.
- Luxia? - Wyczuwałam w jego głosie niepokój, ale zdenerwowanie. - Dobrze.
Zareagowałam szokująco, dziwnie wpatrując się w sine oblicze Andy'ego. Nie myślałam, ze się zgodzi. Podeszłam do drzwi pociągając za klamkę i dodatkowo wspominając.
- Proszę, prześpij się i daj mi znać kiedy będziesz wylatywał...

<Andy?>

Od Andy'ego


Usłyszałem głośne pukanie do drzwi - dziwne, zazwyczaj o trzeciej w nocy nikt się nie dobija do mojego gabinetu. Nie czekając na moje pozwolenie do pokoju weszła Luxia i spojrzała na mnie krytycznie.
- Ty kiedykolwiek śpisz? - zapytała, rozcierając ramiona. W tym pomieszczeniu zawsze było dość zimno, a ona miała na sobie jedynie szlafrok narzucony na piżamę.
- Zdarza mi się - odpowiedziałem - Widzę, że ty właśnie odpoczywałaś. Czemu tu jesteś?
- Ja... - anielica przełknęła ślinę i usiadła naprzeciwko mnie - miałam wizję - powiedziała niemal niedosłyszalnie i mocniej objęła się ramionami. Była mocno zaniepokojona i lekko roztrzęsiona.
- O co chodzi? Coś się stało? Czy Ye... - odchrząknąłem - Czy ktoś jest w niebezpieczeństwie?
- Będzie - poprawiła mnie - Noath. To co widziałam... - urwała, lekko się wzdrygając, lecz po chwili kontynuowała - Demony go pojmą, jeśli już tego nie zrobiły.
- Czy on przeżyje? - zapytałem, obracając w ręku jeden z moich nowych noży.
- Nie wiem, ale będzie bardzo blisko śmierci - powiedziała cicho.
- Ch*lera - mruknąłem, zrywając się z miejsca - Na wszelkie Cnoty, co się ostatnio wyrabia?
- Musimy mu pomóc - powiedziała, wpatrując się we mnie - Wysłaliśmy trójkę naszych na misję aby pomóc nieznajomym, Noath nie może po prostu zginąć.
- A co ja mogę zrobić? - warknąłem, chodząc po pokoju jak zwierzę w klatce - Nawet nie wiem gdzie on jest. Sam pisał o własnym akcie zgonu - powiedziałem, chociaż tak naprawdę czułem sympatię do tego anioła. W sumie był pierwszym Cherubinem, jakiego polubiłem. Nie wymądrzał się bez przerwy. Mógłby nawet zostać moim przyjacielem. No właśnie, mógłby, bo najprawdopodobniej już go nie zobaczymy.
- Ja wiem gdzie przebywa - powiedziała spokojnie, kręcąc kosmyk włosów na palcu.
- Tylko nie mów, że w tej całej Azji - warknąłem.
- Nie, nie zdąży tam dotrzeć. Złapią go jeszcze w Ameryce - odpowiedziała, przypatrując się każdemu mojemu ruchowi.
Wypuściłem głośno powietrze - wiedziałem, że Noath wyruszył na poszukiwanie Shushienae'a. Jeśli Piekło naprawdę zgarnęło opiekuna nadziei to może być bardzo nieciekawie - JUŻ jest nieciekawie.
- Dobrze, znajdę go - burknąłem.
- Ale, Andy! Ja nie miałam na myśli ciebie. Musisz tu być...
- Muszę? Nie, nie muszę, Luxio - powiedziałem chłodnym tonem, który trochę mnie zaskoczył - Sama chciałaś go ratować. Kogo innego poślesz? Sitaela? Dianę?
Otworzyła i zamknęła usta - najwyraźniej nie wiedziała co powiedzieć.
- A Alesya? - zapytała w końcu.
- Nie sądzę, żeby ktoś prócz mnie z nią wytrzymał - uśmiechnąłem się krzywo - Potrafi być wredniejsza od Yeiazel.
- Akurat z Yez wytrzymujesz bez problemu - żachnęła się Luxia.
- A czy to teraz ważne? - Lekko uśmiechnąłem się na myśl o Upadłej, ale nie pozwoliłem Luxii tego dojrzeć - Gdzie Noath zostanie złapany?
Widać było, że Luxia się skupiła. Najwyraźniej odczytanie położenia z wizji nie było najłatwiejsze.
- Okolice Seattle, przynajmniej tak mi się wydaje. Pewnie dokładne położenie zradzi nam wzrost demonicznej aktywności - powiedziała.
- Szkoda, że wszystkie Moce wyruszyły - mruknąłem - to ich działka. A Seattle wydaje się logiczne - Noath wyruszył dwa dni temu, więc powinien tam dotrzeć jutro lub tej nocy. Podróż wybrzeżem, a następnie przez Kanadę jest chyba najlepszym wyjściem. Dzięki takiej podróży można dostać się na teren Rosji bez przemierzania wielu mil nad oceanem.
Luxia nie odezwała się, jedynie patrzyła jak szperam w szafkach i łażę po gabinecie. Składałem różne rzeczy na kupkę, a następnie zgarnąłem je do dużej, skórzanej torby.
- Mówiłeś poważnie? - zapytała mnie Lux.
- Tak, zaraz wyruszam - odpowiedziałem, patrząc jej w oczy - SAM.

<Lux?>

piątek, 21 lutego 2014

Od Andy'ego - rozwinięcie

- Niezłe siedziska - pochwaliłem pracę Luxii. Postawiłem kosz z jedzeniem koło ogniska i przyjrzałem się płomieniowi - Ognisko też nie najgorsze. Przyniosę trochę więcej drewna i możemy zaczynać.
Lux uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Podszedłem do sterty narąbanego drewna i wziąłem naręcze gałęzi oraz drewienek. Zaniosłem to wszystko i ułożyłem obok ogniska.
- Coś jeszcze jest potrzebne? - zapytałem anielicy.
- Nie wiem. Wzięłam gitarę - wskazał dłonią instrument.
- Ja też, stoi koło jedzenia - powiedziałem, spoglądając na zegarek - Gdzie wszyscy? Już osiemnasta.
Jak na zawołanie z zamku wyszedł Sitael w towarzystwie Diany. Pomachał Luxii i dalej rozmawiał z towarzyszącą mu anielicą.
- To co jemy? - zapytał Sitael, zacierając ręce.
Anioł pochylił się nad koszem i wyciągnął rękę z zamiarem przejrzenia zawartości, za co Luxia trzepnęła go w dłoń.
- Poczekaj na resztę - upomniała go z uśmiechem. Sitael przez chwilę udawał obrażonego, ale niemal od razu dosiadł się do dziewczyny. To samo zrobiła Diana.
- Angelika już idzie, widziałam ją - powiedziała jasnowłosa dziewczyna.
- To dobrze - odparłem - Alesya też powinna się niedługo pojawić. To nawa Upadła - wyjaśniłem, widząc pytające spojrzenia Aniołów - Chyba po nią pójdę.
- Czekaj! - Sitael podniósł rękę - Możemy już jeść?
- To Luxia wami dowodzi, ja miałem mieć wakacje - rzuciłem przez ramię. Kątem oka dostrzegłem jedynie, że anioł posyła Luxii błagalne spojrzenie.
Na schodach minąłem się z Angeliką, która pewnie szła na zewnątrz. Sprawnie odnalazłem pokój Alesyi i zanim zdążyłem zapukać drzwi gwałtownie się otworzyły, uderzając mnie w twarz. Czy wszyscy się uwzięli na mój nos? I kto wymyślił żeby drzwi otwierały się na zewnątrz?
- Mi też miło cię widzieć, Biersack - dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie - To wspaniałomyślne, że po mnie przyszedłeś, ale poradziłabym sobie - mówiąc to odeszła tanecznym krokiem, pogwizdując coś cicho pod nosem.

<Blackrist?>


............................................................................................

Moje drogie robaki, nie będzie mnie od jutra - wybywam do sanatorium. Nie wiem jak tam będzie z internetem, więc napiszę (lub nie napiszę) Wam szczegóły, gdy tam dotrę.
Wysyłajcie swoje twory do Tuśka.

Od Noatha

 Leżałem skulony w kącie. Moje ciało drgało niekontrolowanie. Zimno przeszywało wszystkie moje kończyny. Głowę oparłem wyczerpany o mur. Strużka krwi ciekła mi z kącika ust. Ból przeszywał bok, przypominając o licznych złamaniach. Plecy piekły pootwierane przez liczne rany. Nie mogłem złapać oddechu, krztusiłem się własnym strachem, byłem taki… taki bezbronny, bezsilny.
Zabrali mi wszystko. Zostałam całkowicie sam, w mokrej celi, pachnącym stęchlizną. W ciemnościach. A oni krążyli nade mną jak niespokojne duchy, nękając, szarpiąc za włosy, ubrania, wgryzając się w ramię, sącząc krew z ran…
Bolało.
Każdy ich dotyk, był jak duszenie się pod wodą, był jak dotyk rozżarzonego żelaza, był jak…
Jak najgorszy koszmar mojego życia, tylko całkiem realny. Czułem ich zimne oddechy. Niespokojne ruchy wykonywane w powietrzu. Cierpkość ich skóry, gdy ocierali się o mnie, jak łakome, wychudłe koty.
Nienawidziłem ich.
Nienawidziłem siebie, za swoją niemoc, za to że dałem się tak łatwo podejść, za to… , że wszyscy będą cierpieć przez moją pomyłkę.
Nienawidziłem.
Złość kotłowała się we mnie, na dnie duszy, przytłumiona przez strach. Była tam, czułem, jak chce się wyrwać. Budziła we mnie obrzydzenie, jak pasożyt rozwijała się na skraju podświadomości. Wiedziałem, że jestem blisko śmierci. Moje serce coraz wolniej zaczęło bić, traciłem zmysły, a podtrzymywała mnie tylko nienawiść do wszystkich, którzy podnieśli rękę na moich przyjaciół.
- Jak mogłem na to pozwolić? – bezradny szept uleciał niesłyszany w powietrze.
Skuliłem się w sobie. Nie mogłem się niczym okryć, nawet skrzydła obumarły, były teraz jak dwa suche gałązki drzewa. Wiedziałem, że nie zdołam ich uzdrowić, byłem kaleką.
Anioł bez skrzydeł. Taki Anioł nie żyje, ja … ja już nie żyje.
Funkcjonuje tylko na skraju świadomości, oddech staje się płytszy, wzrok błądzi w ciemności, otoczony przez jęki umarłych dusz, nękany przez swoje lęki. Bałem się, ale teraz było to tylko pulsowanie w skroni – tępe i natarczywe, lecz nie mogłem już jeszcze bardziej się bać…
Wiedziałem, że już się nie obudzę. Zapadnę w letarg. W wieczny letarg. Tak kończą Anioły, gdy nie chcą żyć, gdy wiedzą, że to już nie ma sensu. Zasypiają rozpadając się w pył.
Ciało przeszła nowa fala drgawek, w ataku bólu zajęczałem. Do dla mnie za dużo, ja… ja nie chce już być… zabierzcie mnie… zostawcie…
Spadłem z koi i uderzyłem w śliski i lepki bruk. Poczułem, że obok mnie przebiegło coś mokrego i szorstkiego, wzdrygnąłem się. Szczury…
Ja… nie chcę…
Ciemność stała się jeszcze ciemniejsza, podłoga zadygotała, zakręciło mi się w głowie, uderzyłem o coś twardego i wtedy straciłem przytomność… A było to jak dotyk śmierci zimne, przesycone strachem i niepewnością. Widziałem ciemność. I tylko ją.
CDN …. ?

czwartek, 20 lutego 2014

Od Sitaela "Mój towarzysz"

Mój feniks był ze mną odkąd pamiętam. Gdyby ktoś się spytał jak było w czasach kiedy ją jeszcze nie posiadałem musiałbym szczersze przyznać że nie pamiętam. Skyress była ze mną od samego początku...
Jak każdy feniks tak i Skyress oznacza się dumą. Nie lubi tych którzy ją obrażają i nosi się godnie. Jak coś mi jest- to jest ze mną.
W przeciwieństwie do innych feniksów Skyress ma zielone ubarwienie a nie ognisto-czerwone jak inne feniksy. To właśnie sprawia że jest wyjątkowa.
Nasz zwykły dzień zaczyna się już od 7 rano. Ja śpię a Skyress dziabie mnie w nos, potem schodzę na śniadanie razem z nią po czym jak już zjemy idziemy razem na górę gdzie ja siedzę na dachu a ona lata oddychając świeżym powietrzem. W porze obiadu zwykle siadam przy biurku komponując jakiś zabawny żart a ona śpi. Czasem mi pomaga w pomysłach wydając różne odgłosy. A pod wieczór kiedy już jest po kolacji siedzę i czytam książkę a ona mi się przysłuchuje.
I tak jest za każdym dniem.

środa, 19 lutego 2014

Nowe wyzwanie!

Polega na opisaniu swojego przyjaciela.
Może to być każdy, nawet wiewiórka ^^

Szczegóły w zakładce "wyzwania".








Niech ktoś przejmie moje opowiadanie, bo blog stoi, a ja nie mam chęci...

//Andrew

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Andy'ego C.D Luxii

- Niezłe siedziska - pochwaliłem pracę Luxii. Postawiłem kosz z jedzeniem koło ogniska i przyjrzałem się płomieniowi - Ognisko też nie najgorsze. Przyniosę trochę więcej drewna i możemy zaczynać.
Lux uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Podszedłem do sterty narąbanego drewna i wziąłem naręcze gałęzi oraz drewienek. Zaniosłem to wszystko i ułożyłem obok ogniska.
- Coś jeszcze jest potrzebne? - zapytałem anielicy.
- Nie wiem. Wzięłam gitarę - wskazał dłonią instrument.
- Ja też, stoi koło jedzenia - powiedziałem, spoglądając na zegarek - Gdzie wszyscy? Już osiemnasta.
Jak na zawołanie z zamku wyszedł Sitael w towarzystwie Diany. Pomachał Luxii i dalej rozmawiał z towarzyszącą mu anielicą.
- To co jemy? - zapytał Sitael, zacierając ręce.
<Ktoś? Musze oszczędzać wenę, więc piszę tu bardzo oszczędnie :)>

niedziela, 16 lutego 2014

Od Yeiazel C.D Andy'ego

-Kto śmie? -fuknęłam groźnie w poduszkę.
- Zostały ci... -słyszę znajomy głos. -Dokładnie dwie godziny i trzydzieści cztery minuty. A do śniadania pół godziny.
Nie drgnęłam nawet, sama nie wiem, na co licząc. Że zapomni o mojej obecności? Marzenie ściętej głowy. Poczułam gwałtowne szarpnięcie. Ta paskuda pozbawiła mnie kołdry! Wierzgnęłam gniewnie, przyciskając poduszkę jeszcze mocniej do twarzy, ale powiedzieć krótkie "won" udało mi się całkiem wyraźnie.
- Tak łatwo nie ma, skarbie -przerzucił mnie sobie przez ramię i zaciągnął do łazienki i muszę przyznać, że nie opanowałam śmiechu. Grzmotnęłam go poduszką w udo, co nie wiele dało.
Postawił mnie przed dużym lustrem na cała ścianę, nie wypuszczając z objęć, a ja nadal się śmiałam.
-Widzisz różnicę? -szepnął mi do ucha.
Widziałam. Nie byłam już schorowanym obrazem nędzy i rozpaczy. W kusej, wymiętej koszuli nocnej, z poduszką w ręku, kłakiem zamiast włosów i obejmującym mnie od tyłu Andym przedstawiałam o wiele milszy widok. Obróciłam się w jego objęciach, koszula nocna podjechała mi lekko do góry.
-Podziękowałabym ci...
-Gdyby to słowo przechodziło ci przez gardło -cmoknął mnie w nos. Usta znów wykrzywiły mi się w dziwnym uśmiechu.
-Dziwnie, prawda? -spytałam, nakręcając na palec kosmyk jego włosów.
-Co konkretnie?
-Znów znajdujemy się w dwuznacznej sytuacji i pewnie zaraz znów ktoś nam przerwie- wpadnie do pokoju, wleci, będzie szukać ciebie, lub mnie..- wymieniałam, z każdym słowem ściszając głos.- Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby w takiej chwili wybuchła jakaś bomba Jeffa.
Widziałam, że ma ściśnięte gardło, czułam, jak wali jego serce. Ale sama czułam się dziwnie stabilnie, jakbym wiedziała, co robię- a nie widziałam. Dałam się po prostu opętać dzikiemu głosikowi z tyłu głowy, który uporczywi szeptał "Bliżej".
-A wolałabyś coś konkretnego? -spytał, prawie dotykając wargami mojego policzka. Przyłapałam się na tym, że nieświadomie kreślę palcami wzorki na jego karku i ramionach.
W tej chwili spięłam się cała. Święty Gabrielu, co ja robię? Co on robi? Och... Moja koszula..
Andy na pewno poczuł zmianę w moim zachowaniu, bo odsunął się momentalnie, odchrząkując.
-Ja... Pójdę się ogarnąć -wskazał brodą drzwi.
Pokiwałam niepewnie głową.
-T-tak,jasne.
Uśmiecham się nerwowo, a on zniknął za drzwiami, uderzając łokciem o framugę.
Ulga. Ulga, żal i zagubienie. Zaciskając wargi spojrzałam na swoją zarumienioną twarz.
- Głupia koza.
***
Śniadanie minęło w milczeniu, nikt nikomu nawet nie powiedział "dzień dobry". Atmosfera zgęstniała na tyle, że pewnie można by ją kroić. I nie chodziło tylko o nasz wyjazd i zniknięcie Noatha. Po ich twarzach widziałam, że wiedzą. I wyobrażają sobie nie wiadomo co. Zboczeńcy!
Pożegnaliśmy wszystkich sztywno- nie udało się to tylko z Lux. Objęła mnie mocno i życzyła szczęścia natchnionym emocjami głosikiem. Była w sumie miłą osóbką, choć niedojrzałą. To, że ostatnio stwierdziłam, iż nie da sobie rady jako przywódca wszyscy odebrali jako atak na Lux, ale ja tylko chciałam być pewna, czy jest wystarczająco silna. Lubienie lub nie lubienie Lux w ogóle nie wchodziło w grę- różniły nas eony lat świetlnych, byłyśmy zupełnie inne. A jednak życzyłam jej siły, każdemu się przyda.
Jeszcze raz sprawdziłam zawartość juków Tagory- byliśmy gotowi. Nez i Jeff rozmawiali jakieś dwadzieścia metrów dalej, dając zapewne czas mi i Andy'emu. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się do upadłego. Stał bardzo blisko mnie.
-Uważaj -powiedział.
-Ty też.
-Nie zwariuj z tymi upadłymi.
-Nie zwariuj z samymi aniołami.
Skrzywił się.
-Jakoś dam radę.
-Ja też. Może Jeff mnie nie wypatroszy.
-Uważaj - powtórzył, patrząc na mnie intensywnie. Kiwnęłam lekko głową. Pocałował mnie lekko w czoło, oba policzki, powieki i usta. Nic konkretnego, a poczułam zawroty głowy i uderzenie gorąca. Wszystko stało się na tyle szybko, że nawet nie potrafię tego opisać. W ogóle cokolwiek dotyczącego Andy'ego ostatnio ciężko opisać w słowach, bo to jest coś, co trzeba poczuć...
Odwrócił się i odszedł, tak po prostu, nawet się nie odwracając. Może wiedział, że gapię się na jego plecy? No ale kto by tego nie robił? To były piękne plecy- umięśnione i...
Dość. Potrząsnęłam głową. Czas na poprawę reputacji naszego Chóru. Wskoczyłam na grzbiet Tagory, a ta wierzgnęła i parskając potrząsnęła grzywą.
-Tak, dziewczynko. Zaczynamy zabawę.
<Jeff, Nez? Sorry za błędy, pisałam z komórki >

Od Luxii - C.D Andy'ego

- No pewnie, będziemy grali jakieś stare pieśni harcerskie. - Zaśmiałam się ponownie. - No nie wiem czy połączenie gitary klasycznej i twojej to dobry pomysł... Więc mam nadzieję, ze umiesz grać na klasycznej.
- To o której? - Zapytał stojąc już przy drzwiach
- Może być o osiemnastej. Poinformujemy wszystkich, zrobisz coś do jedzenia, a po za tym robi się wtedy już ciemniej więc to idealna atmosfera na anielskie ognisko.
Przytaknął i wyszedł z pokoju, zamykając cicho drzwi.
Podeszłam do wielkiego lustra i zaczęłam rozmawiać sama ze sobą. Czy to nie dziwne? Coraz częściej mi się to zdarza. Ubrałam pewien zestaw i poszłam poinformować wszystkich aniołów.
Pierwszym moim celem był pokój Sitaela, ponieważ był obok mnie.
- Sitael! - Krzyknęłam strasząc go i Skyress
- Spokojnie kobieto. - Wymachiwał rękami
- Dziś ognisko o osiemnastej. Mam nadzieję, ze wpadniesz. - Puściłam mu oko i wyszłam z jego pokoju bez usłyszanej odpowiedzi.

*po godzinie*

Gdy powiedziałam o ognisku wszystkim wzięłam się za ogarnianie tego wszystkiego. Jednym ruchem dłoni powstały drewniane 'krzesła' delikatnie porośnięte bluszczem. Do ogniska dołożyłam trochę więcej drewna i wszystko podpaliłam.
Po kilku minutach ciszy, zauważyłam Andy'ego idącego w moją stronę.

<Andy? :D>

Od Andy'ego C.D Alesyi

Uśmiechnęła się pokazując białe zęby i wyszła z mojego zdemolowanego gabinetu. Gdy drzwi się zatrzasnęły cicho się zaśmiałem - rozbrajająca szczerość. Rozejrzałem się po pokoju, oceniając szkody. Z krzesła dla gości pozostały szczątki, a biurko było trochę osmalone. Cholera, zamiast spisu rzeczy do kupienia na blacie leżała kupka popiołu. Trudno - trzeba będzie jeszcze raz wszystko zebrać. Z lekkim westchnieniem zebrałem większe odłamki rozwalonego krzesła i wyszedłem z nimi z gabinetu. Zaniosłem je na zewnątrz i położyłem w środku kamiennego kręgu, w którym czasami rozpalaliśmy ogniska. Właściwie czemu by nie zrobić tego dzisiaj? W sumie była moja kolej na gotowanie, więc miałbym uproszczone zadanie. Z tą myślą pomaszerowałem poszukać Luxii, która - jak okazało się chwilę później - była w swoim pokoju. Zapukałem do drzwi, poczekałem na głośne "proszę!" i wszedłem do środka.
- Lux, robimy dzisiaj ognisko? - zapytałem od razu.
- Co cię napadło? - zapytała - Byłam pewna, że znikniesz gdzieś w L.A żeby mieć od nas spokój - zaśmiała się.
- Plany zmienione, dołączyła do nas nowa Upadła.
- Naprawdę? - dziewczyna zmarszczyła brwi, a ja potaknąłem - W porządku, ognisko to niezły pomysł.
- Bierzemy gitary? - zapytałem, zatrzymując wzrok na instrumencie w rogu pokoju.

<Luxia?>

sobota, 15 lutego 2014

Od Sitaela

Pierwszy rzut- poszedł
Drugi rzut- poszedł
-Co za nuda! -jęknąłem łapiąc się za twarz -ospy idzie dostać!
Mój feniks jak gdyby nigdy nic jadł.
Rozejrzałem się po swoim pokoju myśląc co by tu zrobić.



-Nic to roboty-westchnąłem i nagle moją uwagę przyjął sufit.
Dostałem twórczego natchnienia.
- Mam! -wstałem na nogi- dajcie moment!

*Kilka momentów później*
Z dumą cofnąłem się patrząc na swoje dzieło.
Cały sufit był usiany gwiazdami a wokół gwiazd krążyła jedna kura zostawiając za sobą ślady.
- I jak? -powiedziałem do Skyress która patrzyła na nowy sufit z niesmakiem- teraz jak nie będę mógł spać będę liczyć ile razy kura okrąża jedną gwiazdę.
Feniks tylko pokręcił głową.
-Ej no nie bądź taka -uśmiechnąłem się i spojrzałem na listę -ok,teraz zostało załatwić naszym nowym członkom chrzest bojowy czyli -podniosłem wiadra- oblewamy ich farbą!

Od Alesyi do Andy’ego

Oczywiście musiał być pomocny. Cholernie pomocny. Co ja…kulawa, czy niepełnosprytna, by nie trafić do jakiegoś pokoju? Prychnęłam tylko wyciągając przed sobą dłoń.
- Klucze do pokoju, nie stowarzyszenia umarłych poetów – dodałam po chwili -…proszę. Wcale nie jestem wybredna, ale te wyglądały, jak świeżo wyciągnięte z jakiejś bibliotecznej, zakurzonej piwniczki. Upadły spojrzał na mnie z wyrzutem, potem jednak spojrzał z dziwnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Cholera, czy on musi się tak patrzeć? Strasznie mnie to irytowało, dekoncentrowało i… tak ciężko przy nim utrzymać rozmarzone wodze. Gnój. Robi to specjalnie.
- No, dasz mi klucze, Biersack, czy mam tak stać z wyciągniętą dłonią, jak Rumun pod kościołem?
- Nie wiedziałem, Blakrist, że trudnisz się takimi zajęciami – rzucił „prawie” nie złośliwie. Przeczesał dłonią niesforne włosy i przeszedł przez porozrzucane rzeczy na podłodze, kilka po drodze przesuwając na boki. Dotarł w końcu do śmiesznej bladobrązowej, drewnianej skrzyneczki zawieszonej na ścianie. Otworzył i nawet nie patrząc sięgnął po losowy klucz. Zamiast rzuci mi ów przedmiot, przeszedł majestatycznie całą drogę do mnie, by z namaszczeniem położyć klucze na mojej wyciągniętej dłoni.
- Proszę „Drogie dziecko” – „a to szuja” zdążyłam tylko pomyśleć, ale opamiętałam się zanim poczęstowałam go siarczystym przekleństwem.
- Bóg zapłać Dobra duszo – buńczucznie spoglądałam mu w oczy, jednocześnie „modląc się” w duchu o ogarnięcie kolejnej zbliżającej się fali.
- I teraz gdzie? Czy masz zamiar mnie tu zamknąć? – cholera, był wysoki, więc przy moim 1,60 (w kapeluszu), musiałam wyglądać lekko komicznie zadzierając wyzywająco głowę.
- Nie wbrew woli…
- Biersack! Nie po to prosiłam o pozwolenie, żebyś udawał głupa!
- Nic z tych rzeczy, Blakrist, wbiłaś się tutaj z niewiadomych mi powodów…- przerwałam mu od razu, nie pozwalając dokończyć zdania.
- Przecież poprosiłam!
- Kiedy niby? – jego powaga w głosie absolutnie przeczyła rozbawionym iskrom w oczach.
- No, pomiędzy „Klucze!”, a „Dasz mi klucze, Biersack?”? – wydęłam wargi i potarłam skroń, bolało lekko. Mój gest zauważył czarnowłosy i chyba dostrzegłam…troskę? Niemożliwe. Za bardzo mu tu nabruździłam, naprzeklinałam, nabałaganiłam, nahałasowałam i cholera wie, co jeszcze zrobiłam…albo nie zrobiłam?. Nie sądziłam, bym kogokolwiek zjednywała takim zachowaniem, ale co z tego, taka byłam i koniec. Nie będę się zmieniała pod czyjeś dyktand.
Upadły w końcu westchnął nadal wbijając we mnie uporczywe spojrzenie.
- Korytarzem w prawo, po schodach na trzecie piętro, potem w lewo i to będą drugie drzwi po prawej. – I on niby znał cały rozkład zamku? Że niby wszystko pamięta? Co on…Robocop po przejściach? Nie pamiętałam kiedy dokładnie się spotkaliśmy, chyba w jakimś mieście…i chyba sama go zaczepiłam. Ja bynajmniej, byłam jeszcze wtedy od tych „DRUGICH”, jeszcze za czasów posiadania skrzydeł. Niemal jak na komendę plecy zapiekły niemiłosiernie. Zmusiłam się, by nie wygiąć się z bólu. Żeby jednak nie było nieporozumień, rany już dawno się zagoiły. Nie hodowała sobie z nich pamiątek. Pozostały jednak blizny. Nijak jednak nie potrafiłam zapanować nad impulsami, które na „dźwięk” wspomnień paraliżowały dawne rany. Przygryzłam wargę, byle tylko skupić myśli na innym bólu. Oczywiście Upadły przyglądał mi się. Zaciskał lekko pięści i marszczył brwi, chyba z zamiarem udzielenia mi kolejnej pomocy.
- No co, Biersack? Nie masz już innych zajęć?
Powoli ból przechodził.
- Aktualnie dodałaś mi kilka nowych, więc na nudę nie będę narzekał…i – popatrzył na całe moje dzieło huraganowe – jeśli już znajdziesz pokój, przydałaby się pomoc w naprawianiu tych „niefortunnych” szkód. I następnym razem proponuje wchodzić drzwiami.
No nie mogłam. Na twarzy wykwitł mi uśmiech. Może jednak dobrze zrobiłam nie ujawniając się jeszcze memu „braciszkowi”? Emocje gdzieś na chwilę uleciały. Odwróciłam się w końcu do drzwi i ruszyłam, nadal szczerząc się do siebie. Złapałam za klamkę i zatrzymałam się w półkroku.
- Podziękowałam ci, Biersack?
Czarnowłosy spiorunował mnie znowu tym dziwnym, zagadkowym spojrzeniem, aż nogi się prawie pode mną ugięły. Nie no…szuja jedna. Zapomniałam, że właśnie przez to spojrzenie zaczepiłam go przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Nie…- twarz mu złagodniała, w oczach, przez ułamek sekundy dostrzegłam jakieś ciepło.
- Kiedyś Ci podziękuję – po czym nadal się uśmiechając wyszłam za drzwi.
„Raz, dwa, trzy…” – liczyłam w głowie do dziesięciu, po czym znowu otworzyłam drzwi. Upadły spojrzał na mnie zaskoczony. Nadal stał w zastanej pozycji, opierając się jedną ręką o blat biurka.
- Zapomniałam powiedzieć jeszcze jednej rzeczy.
- Podejrzewam, że zapomniałaś powiedzieć dużo więcej.
- Oj cicho, słuchasz czy nie?
- No słucham cię, Blakrist.
- Cóż, zapomniałam powiedzieć, że…masz cholernie przystojną buźkę – posłałam mu pełny uśmiech, gdy pojawiło się na jego twarzy najpierw lekkie zdziwienie, potem rozbawienie i na końcu lekkie…to było zakłopotanie? Oooo….
I z taką miną zostawiłam go samego sobie, bo chlapnęłam drzwiami i podreptałam na górę, gwiżdżąc pod nosem wesoło.
<Biersack?>

piątek, 14 lutego 2014

Od Diany - C.D Luxii

- Luxia...
Wyszeptała anielica gdy zobaczyła kto do niej podszedł. Spodziewała się tego od momentu, w którym usłyszała jej imię zza drzwi. 
- Co ty tu robisz?
Pytanie skierowane w jej stronę padło z ust dawnej przyjaciółki.
- Ja - ja... Ja czekałam na przywódczynie ale ona... Ona wyszła...
Wyjąkała blondynka. Musiała zmierzyć się z widokiem jak i z widokiem paru twarzy patrzących w nią zza otwartych wciąż drzwi.
- Dlaczego tu siedzisz idź do pokoju.
- Nie - Nie wiem gdzie...  -powiedziała i zaraz skryła swą twarz w kolana uśmiechając się pod nosem.
Luxia pomogła znaleźć pokój Dianie, który jak się okazało znajdował się tuz obok pokoju byłej przyjaciółki. Nacisnęła klamkę i delikatnie popchnęła drzwi. Przekroczyła próg i stwierdziła że lepszego pokoju nie mogła sobie wymarzyć:



Usiadła na kanapie razem z Lux i nastała cisza. Przerwała ją kiedy zadała pierwsze pytanie.
- J - jak tam?
Znowu cisza przerwana przez druga anielicę
- Dobrze.

- N - nie wiem co powiedzieć. - wyznała nieśmiała i zaraz potem podciągnęła swoje kolana pod sama brodę.
- Co tu się w ogóle dzieje? Nikogo nie znam oprócz ciebie, ale wiem, że nie jest tu dobrze...

- Odeszła przywódczyni i to ja mam ją zastąpić. - odpowiedziała Lux i oczywiście pewnej Upadłej się to nie spodobało więc...
- Oj Lux pamiętaj, że to duża odpowiedzialność... Co prawda jesteś ode mnie starsza, ale nadal masz tylko 110 lat... Wiem, że sama jesteś niepewna... - powiedziała z troską w głosie.
Miała nadzieję na odbudowę przyjaźni... Anielica podeszła do torby i zaczęła czegoś szukać potem odłożyła ją na krzesło 

- Co...
- Nic, nic - powiedziała i usiadła obok.

Od Andy'ego C.D Alesyi

- O żesz kurwa… - jęknęła anielica i zemdlała.
Jak to jest, że za każdym razem, gdy w zamku pojawi się jakaś Upadła to od razu mdleje? Ukucnąłem i potrząsnąłem lekko jej ramionami. 
- Halo, wstawaj - powiedziałem, poklepując ją po policzku. Przyjrzałem się jej twarzy i uśmiechnąłem się. Czy to nie ironia, że pojawiła się tu dzień po opuszczeniu zamku przez Nezaynhela, który o nią wypytywał? - Blackrist!
Upadła zatrzepotała rzęsami i otworzyła oczy. Miała lekko rozbiegany wzrok, jakby musiała sobie uświadomić gdzie jest. 
Blackrist, wszystko w porządku? - zapytałem i chwyciłem ją za przedramię, co skończyło się uderzeniem niewielkiego wyładowania elektrycznego. Odskoczyłem od niej, a ona wstała otrzepując się.
- Dzieki, Biersack, ale nie potrzebuję twojej cholernej pomocy. 
Dziwne, pamiętała mnie. Ostatnio widzieliśmy się kilkadziesiąt lat temu - zanim ją strącili. Nigdy nie znaliśmy się dobrze - właściwie tylko zamieniliśmy ze sobą kilka zdań. 
- Co cię tu sprowadza? - zapytałem.
- Szukałam pewnego blondwłosego ignoranta - mruknęła - Ale nie powinno cię to obchodzić, Biersack.
- Wiesz, biorąc pod uwagę, że sobie tu wpadasz z niewyobrażalnym hukiem i rozwalasz mi połowę gabinetu, to może mnie obchodzić, Blackrist - stwierdziłem - Poza tym jeśli masz na myśli Nezaynhela, to pytał o ciebie. Ale teraz wyjechał.
- Wiem - odpowiedziała krótko, patrząc mi wyzywająco w oczy, co było prawie niemożliwe przy jej niewielkim wzroście - Daj mi klucz do jakiegoś pokoju, macie tu chyba ze sto wolnych.
Uśmiechnąłem się półgębkiem i otworzyłem jedną z wielu szuflad mojego biurka. Podałem Upadłęj klucz i zapytałem:
- Mam cie zaprowadzić, czy wystarczy, ze powiem gdzie masz się pofatygować?

<Blackrist?>


Od Andy'ego C.D Yeiazel

- Poczekasz aż zasnę? - usłyszałem jej lekko zachrypnięty głos, stłumiony przez moją koszulę, w którą dziewczyna się wtulała. Podniosła głowę i spojrzała na moją twarz. Wahałem się przez chwilę, ale nie chciałem żeby mnie puszczała.
- Poczekam aż się obudzisz - powiedziałem cicho i niemal natychmiast tego pożałowałem. Byłem pewien, że Yeiazel zacznie protestować - nie zrobiła tego. Odsunęła moje skrzydło i wsunęła się z powrotem pod kołdrę, obserwując mnie dużymi oczami. Wstałem z łóżka i zdjąłem niewygodną koszulę, zostając w samym podkoszulku. Uśmiechnąłem się do niej i ułożyłem obok, czekając na jej reakcję. Anielica nieśmiało przysunęła się bliżej, twarz miała zakrytą włosami. Dziewczyna położyła głowę na moim torsie i chwyciła za podkoszulek. Delikatnie objąłem ją lewą ręką i oparłem policzek na jej głowie, wdychając zapach Yeiazel. Oddech anielicy powoli się uspokajał, ale nadal nie spała. Gładziłem jej plecy kolistymi ruchami, myśląc o misji, której się podjęła. Wiedziałem, że Yez da radę - tek naprawdę twarda z niej sztuka. Ciekawiło mnie tylko z jakim skutkiem zakończy się ich misja oraz jak długo potrwa. Ile osób z niej powróci?
Yeiazel mocniej wtuliła się w moje ramię - spała. Uśmiechnąłem się, odgarniając ciemne włosy z jej czoła. Gdy spała nie wyglądała na niemiłą istotę, wręcz przeciwnie. Sam też zamknąłem oczy...

***

Obudziłem się i stwierdziłem, że nie czuję lewego ramienia. Yeiazel przeleżała na nim całą noc i  teraz odczuwałem tego skutki. Dziewczyna jeszcze spała - ciekawe która godzina? Poruszyłem się lekko i spojrzałem na mój zegarek - 7:08. Zazwyczaj o tej godzinie byłem już na nogach - o ile w ogóle spałem. Ostrożnie wyswobodziłem się z objęć Yeiazel i zwlokłem się z materaca. Anielica mruknęła coś przez sen i spała dalej. Ubrałem czarną koszulę i zapinając guziki podszedłem do dużego okna zakrytego ciężkimi zasłonami. Rozsunąłem je, wpuszczając do pokoju światło rozpoczynającego się dnia. Yez jęknęła i zasłoniła głowę poduszką.
<Yeiazel?>

czwartek, 13 lutego 2014

Od Luxii - C.D Yeiazel

Podniosłam podbródek, wpatrując się złośliwym wzrokiem na wrzeszczącą Yez. Nie wytrzymałam. Puściłam zaciśniętą dłoń Sitaela i wstałam podpierając się jedną ręką o ciemną komodę.
- Myślisz, że nie dam sobie rady!? Myślisz, że w tych sprawach wiesz więcej ode mnie!? - Wykrzyknęłam, a odpowiedzią była głucha i krótka cisza
- Tak. Tak myślę, wiem o wiele więcej niż jakiś stuletni Anioł. Nie nadajesz się do tego, ani trochę. - Prychnęła
- No okej, gadaj sobie co chcesz. Tylko chyba jeszcze tego nie wiesz, ale posiadam coś takiego jak moc przewidywania przyszłości i WIEM, że dam sobie radę, jeżeli w siebie uwierzę. - Wykrztusiłam z siebie dane słowa i usiadłam na swoje wcześniejsze miejsce, oczekując aż ktoś się odezwie.
Yeiazel wyszła z pokoju bez słowa. Spuściłam głowę i skierowałam wzrok na swoje ręce. Jestem już przekonana, że na 100% dam radę i spiszę się w tak ważnej roli jaką jest przywódca Aniołów.
Upadła Anielica wychodząc zostawiła otwarte drzwi, gdzie równolegle do nich siedział jakiś, z pierwszego zerknięcia nieznajomy blond Anioł. Rozejrzałam się dookoła, wszyscy siedzieli na przydzielonych miejscach, stojących i siedzących. Obróciłam się powtórnie w stronę wyjścia i powędrowałam spokojnym krokiem, na korytarz, gdzie siedziała prawdopodobnie Anielica. Uniosłam brew.
- Hm? - Wymruczałam głośniej, aby wiedziała, że do niej mówię
Anielica podniosła wyżej głowę i ujrzałam wyraźną i znajomą mi twarz. Zaniemówiłam.
- Luxia? - Usłyszałam jej szept, kierowany do mnie

<Diana, dokończysz, prawda?>

Nowa członkini

I ta sama w jednym :) Hija stworzyła kolejną postać - Alesyię - Upadłą.



Od Nezaynhela i od...

„Alesya”
„Alesya, Alesya…”. Imię wibrowało mi w uszach i ciężko było nie zatrzymać się, przyjrzeć skąd dochodziło. Wystarczyło, że usiądę na parapecie i posłucham. Szczęściem niezmiernym był fakt, że okiennica, na pozór starego zamczyska była uchylona. Pogoda sprzyjała raczej próbom ochłodzenia, niż ogrzania, więc przez szparę co chwila przemykał lekki podmuch. Dźwięki, kolory i ruch. To wystarczyło, by móc skojarzyć właścicieli głosów.
- Niska, szaro-fioletowe oczy i ostry charakterek? – głos czarnowłosego Upadłego wywołał dziwne emocje w jasnowłosym, który z pozoru spokojnie, niemal pulsował nieokreślonymi uczuciami. Szybko jednak ukrył całość emocjonalnej mozaiki z twarzy.
- Tak, dokładnie. Znasz ją?
- Miałem okazję ją poznać, byłem wtedy w innym mieście. Chyba to była Azusa... – czarnowłosy w skupieniu przebierał poukładane w równe rzędy dokumenty, nie zwracając na nie chyba najmniejszej uwagi, był skupiony, a wertowanie notatek prawdopodobnie miało służyć koncentracji - Jeśli chcesz to mogę się upewnić.
Jasnowłosy pokręcił przecząco głową – Nie trzeba…chyba, że miało to miejsce niedawno, ale wnioskuję, że poznałeś ją „za czasów” Nieba?
Czarnowłosy spojrzał na siedzącego Upadłego z dziwna mieszaniną troski, bólu i gniewu. Przypomniał sobie coś? Nic nie odpowiedział, ale obaj praktycznie w tym samym momencie uśmiechnęli się, krzywo, gorzko.
- Jeśli znajdziesz jakieś informacje na jej temat…byłbym wdzięczny, za ich udostępnienie – jasnowłosemu pozostał charakterystyczny pół-uśmiech na twarzy – jeśli oczywiście w drodze na misję, Twój ulubiony Upadły Jeff nie będzie próbował zrobić z kogoś prehistorycznego wykopaliska…- podniósł jednak ręce w pojednawczym geście, mrużąc przy tym oczy – obiecuję JEJ pilnować.
Głośne westchnienie Upadłego z kolczykiem świadczyło, że chciał zakończyć rozmowę.
- Przydałoby się, abyś przygotował się do misji. Wszystko, czego byście potrzebowali, znajdziecie w magazynie…mnie przy okazji zostawiając na pastwę Aniołów – zaśmiał się przy tym ochryple.
- Coś mi się zdaje, że i tak nie będziesz miał czasu na nudę…może nie jestem tu długo, ale ciężko byłoby o bardziej „wydarzeniowe” miejsce.
- Uznam to za komplement.
- Jak sobie życzysz Kapitanie – jasnowłosy uśmiechnął się krótko, uścisnął rękę czarnowłosemu i wyszedł, pozostawiając za sobą aurę ironii.
Upadły, który pozostał w pomieszczeniu, jeszcze chwilę wpatrywał się w drzwi, po czym usiadł ciężko w obrotowym fotelu. Odgarną niesforne pasma włosów i począł stukać palcami o blat biurka. W końcu jakby drgnął i obrócił się powoli w moją stronę. Wpatrywał się intensywnie w miejsce, gdzie mnie już nie było. Na parapecie pozostało tylko jedno, małe krucze pióro.

- Wieczór dnia następnego –

U siadłam kolejny raz na któóóórymś tam z kolei parapecie. Właśnie chyba zmieniała znaczenie słowa „parapetówka”, bo idealnie pasowało właśnie do mojej kurduplowatej osóbki. Kilka ostatnich dni strasznie ją drażniły. Nie mogła sobie wcześniej pozwolić na zobaczenie tego miejsca, szczególnie, że Savar (jak Ognik pieszczotliwie nazwał jej małą posłańczynię – tak, Savar była „nią”) wciąż musiała krążyć gdzieś wokół blondwłosego ignoranta. Teraz też tak było, w końcu pojechał gdzieś sobie, a ja skakałam jak głupi wróbel (choć aktualnie przyjęła ulubioną, krucza postać) od okna do okna, szukając czegokolwiek, co dałoby jej dodatkowe informacje o zamieszkałych tutaj.
- Szlag by…więcej tych okien nie mogli zrobić? To jakaś dzika interpretacja portali? Żeby choć było na czym oko zawiesić, a to nie dość, że większość pomieszczeń, do których zaglądała były puste, to jeśli już kogoś widział – był to Anioł. Gdzie do cholery niby te Upadłe istoty, których z niejasnych myśli Savar dostrzegła?
W końcu swojej cierpliwości (i tak raczej znikomej) powiedziałam magiczne „Pierdol się” i wcisnęłam się w pierwsze uchylone okno, jakie znalazłam.
Starałam się oczywiście (absolutnie serio się starałam) być cicho-ostrożną, ale standardowo emocje odpowiedziały mi tym samym, co ja (obrażonej już) cierpliwości. Wraz z przemianą uwolnił się pseudo-elektryczny impuls, który z rozmachem pchnął mnie na biurko, pięknie przerzucając przez wszystkie przedmioty na nim się znajdujące.
Kiedy już wszystkie przedmioty spadły na moją i tak zmaltretowaną głowę, najciszej jak umiałam jęknęłam. Teoretycznie, było jakieś 1 do 100, że ktoś usłyszał ten „niewinny, nic nie znaczący” huk, zdolny prawdopodobnie obudzić śpiącego smoka (jeśli brało się pod uwagę ile było tu pomieszczeń, zakamarków i schowków). Jednak ten przeszczęśliwy 1% musiał trafić na nią (a nie, na żadną fundację…chyba powinna zacząć podpowiadać ludziom jak obstawiać kolektury losowań).
Właśnie w momencie, gdy w końcu podniosłam się do poziomu klęczek, próbując jednocześnie zgarnąć potargane włosy z twarzy i zetrzeć krew z rozciętej skroni, jak burza (nawet lepsza niż moja aktualna) wpadł do gabinetu (a jakże by inaczej, bo był to akurat czyjś ZAJĘTY gabinet) wypatrywany od kilku godzin jakikolwiek Upadły. Jak już wchodzić to z pierdolnięciem, prawda?
Długie, czarne włosy, nieziemsko błękitne oczy, kolczyk w dolnej wardze, lekko blada twarz i ta czerń…gdzieś już tę cholernie przystojną buźkę widziała.
- O żesz kurwa…- tylko tyle dałam radę wyjęczeć, zanim złośliwa ciemność ogarnęła moje zmysły.
<Andy? To „ten” moment, o którym wspomniałam :) >

Od Andy'ego C.D Nezaynhela

- Alesya Blackris, Alesya... - mruczałem pod nosem grzebiąc w szafce. Byłem niemal pewien, że gdzieś to słyszałem to nazwisko i nie miało to związku z Azją - Jesteś pewien, że ona jest w Japonii?
- Nie ma z nią kontaktu od siedmiu lat - powiedział, obserwując moje ruchy.
- Zastanawiam się gdzie mogłem słyszeć to nazwisko - mruknąłem do niego - Jestem za młody żeby narzekać na pamięć.
Nezaynhel wzruszył ramionami z krzywym uśmiechem na ustach. Alesya, Alesya... Tak!
- Niska, szaro-fioletowe oczy i ostry charakterek? - upewniłam się.
- Tak, dokładnie - powiedział unosząc lekko brwi - Znasz ją?
- Miałem okazję ją poznać, byłem wtedy w innym mieście. Chyba to była Azusa... - powiedziałem zamyślony - Jeśli chcesz to mogę się upewnić.


<Nezaynhel?>

Od Angeliki "Złoty Anioł cz. IV"


-A pssik -kichnęłam- przysięgam że z każdym krokiem jest tu coraz więcej kurzu!
Miałam racje. Jeszcze trochę a kurz zmieni się w mgłę(i to dość sporą).
Z roztargnienia pomasowałam się po ramieniu gdzie niedawno pojawił mi się tatuaż w kształcie motyla:



W nawiasie mówiąc w tym tunelu było nieco zimno. Żałuje tylko że nie wzięłam płaszcza.
-Halo?
Obróciłam się gwałtownie. Tuż za mną stała mała dziewczynka



-Przepraszam że cię przestraszyłam ale nie wiem gdzie jestem -zadrżała.
Podeszłam do niej i uklękłam.
-Nie martw się -powiedziałam- pomogę ci.Wiesz gdzie są twoi rodzice?
Mała pokręciła głową.
Ok -pomyślałam- chodź poszukamy ich.
Lecz dziewczynka nie ruszyła się.
-Co jest?-spytałam
Dziewczynka popatrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami.
- Mama mówiła że nie wolno ufać obcym -szepnęła.
Pokręciłam głową. Była uparta.
-Może i jestem obca -powiedziałam -ale obiecuje ci że cokolwiek by się nie stało ja ci pomogę. Nawet gdybym miała umrzeć. Przysięgam na moc Złotego Anioła.
Mała dziewczynka słysząc wzmiankę o Złotym Aniele kiwnęła głową posłusznie wzięła mnie za rękę.
-Mam na imię Margaret- powiedziała
-Miło cie poznać. Ja się nazywam Angelika.
I ruszyliśmy. Po pewnym czasie znaleźliśmy się przed dębowymi drzwiami.
- Tu mieszkam -Margaret wskazała na drzwi po czym zwróciła się do mnie- dziękuje za pomoc.
- Proszę bardzo -i popatrzyłam jak mała otwiera drzwi prawie znikając w świetle za nimi. Nagle się obróciła.
- O i jeszcze to -dała mi kartkę- pa!
I zniknęła a razem z nią drzwi.
Popatrzyłam na ścianę przed sobą w miejscu gdzie przed chwilą zniknęła po czym z westchnieniem otworzyłam nową wskazówkę.
"Jabłko to nie tylko jedzenie ale symbol uczciwości. Idź dalej w głęboką lawę- tam jest kolejna wskazówka"
-Że też brak mi pomysłów na takie coś -westchnęłam i ruszyłam dalej.
Tymczasem pod motylem pokazał się obraz jabłka.
CDN.

środa, 12 lutego 2014

Od Noatha

Wstałem jeszcze przed świtem. Nie zmrużyłem oka przez całą noc. Było ciemno i szaro za oknem. A ja nie miałem sumienia, by już budzić Szi-szi. Po prostu siedziałem na krawędzi łóżka i patrzyłem w podłogę. Śledziłem każdy załom w jej powierzchni. Znałem już prawie na pamięć całą powierzchnię desek, ściśle przylegających do siebie, jak dwoje kochanków nie chcących zostać rozdzieleni.
Byłem martwym, zimnym posągiem zastygłym na straży śpiących dusz w tym zamku. Czułem ich miarowe oddechy, zlęknione szukające oparcia, błąkające się między jawą, a snem. Nie czułem tylko dwóch osób. Martwił mnie ich brak. Najbardziej chyba jednak mojej Przywódczyni. Co się stało, że jej nie ma? Już nie będę mógł słyszeć jej powolnego miarowego oddechu za ścianą i szybkich, lekkich kroków na korytarzu, gdy gdzieś biegła… Będzie mi jej brakowało.
Ale, dlaczego? Znałem ją kilka dni, zamieniłem kilka zdań i od razu – tęsknie? Większość Aniołów tutaj przyjmuje to jakoś obojętnie, a ja jak zwykle się martwię. Niepotrzebnie?
Co do Angeliki … Jaką niespokojną drogą zamierza kroczyć? Jaki dziwne miejsca ma zamiar zwiedzić? Dlaczego mnie ze sobą nie zabrała?
Dlaczego ja nikogo ze sobą nie zabieram?
Zbędny balast? – może. Jedna osoba mniej do narażania życia? – może. Chęć bycia samemu?...
Tu już nie będzie” może”, będzie ” na pewno” .
Musiałem pobyć sam zastanowić się nad wieloma rzeczami.
Sam…
To słowo do dawna napawało mnie lękiem, ale żyłem z nim przez cały czas. Od momentu stworzenia wiedziałem, że „ Umiera się i Rodzi się samemu” przyjaciele w tej dziedzinie nie byli uwzględniani. Oni nie będą przy tym jak umrę wpatrzony w niebo. Oni nie będą trzymać mnie za rękę, gdy wyzionę z siebie ostatni oddech. Nie będą przy tym jak obiorę nowy kierunek i stanę się kimś zupełnie innym. Nie będzie ich…
Tak samo i tutaj nikogo nie będzie.
Powstałem szybko.
Stąpając ciszej od wiatru, stanąłem przy szafie znajdującej się w rogu pomieszczenia. Mój plecak jak zwykle leżał z lewej strony – pusty, gotowy bym włożył do niego cały swój dobytek.
Nie było tego dużo. Masę rzeczy zbędnych, zostawiłem, by mieć jeszcze do czego wracać…
W torbie było tylko – kilka moich ulubionych bluzek, zapasowa para spodni, bielizna, pasta i szczoteczka do zębów, taśma izolacyjna, bandaże i jodyna, zapałki, żelki ( jakbym zgłodniał) i puszka z kukurydzą, której nie wykorzystałem do robienia ostatnio kolacji…
Zastanowiłem się czy ją wziąć, ale w końcu wepchnąłem ją na samo dno, by nie mieć wyrzutów sumienia z powodu marnującej się żywności.
Gdy to już było zrobione zająłem się moim strojem. Zawsze był taki sam – biała podkoszulka, długie spodnie moro z bezdennymi kieszeniami ( w których wałęsały się gumki recepturki, gumy do żucia, przewody elektryczne i para trybików ( na wszelki wypadek)… ), na plecy zarzuciłem sobie ciepłą kurtkę by nie marznąć, gdy będzie zimniej, a na nogach jak zwykle założyłem sobie parę traperów sięgających mi do kolan.
Niepostrzeżenie wziąłem z boku szafy też swój największy skarb - kijek od miotły. To był na pozór zwykły kij z olchowego drewna. Większość ludzi uznałaby go za coś w rodzaju laski do podpierania się, ale tak naprawdę, była to najbardziej niebezpieczna, łamiąca kości, broń jaką można było wymyślić ( wzbogacona o kilka rzeczy przez mojego kumpla mechanika, ale to szczegół) i była … moim najmilszym wspomnieniem. To dzięki niej poznałem Szi-szi gdy maiłem jeszcze 100 lat, a byłem wtedy młokosem. Spotkaliśmy się przypadkiem, ale zostaliśmy już razem z wyboru.
Była… jest … najbardziej irytującą istotą jaką znam. I nie boje się słowa, że jest moim najlepszym przyjacielem.
Otworzyłem drzwi na korytarz i usłyszałem karcący głos za siebie.
„ Nie mów, że idziesz na niezłą jatkę pomiędzy dobrem a złem, zwiastującą koniec świata… i mnie nie zabierasz?!” Szi – szi dumnie wskoczyła mi na nogawkę i zwinnie jak po pniu drzewa – wspięła się na moje ramiona. „ Przecież wiesz, że chaos i zniszczenie to moja działka!”
Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Dobrze, że było tak ciemno. Nie widziała tej mojej skruchy. Tak naprawdę ulżyło mi na myśl o tym, że nie będę sam. Nie doceniałem w pełni tej wiewiórki.
Była dzielniejsza od większości gryzoni, nawet ludzi. Poszła by wszędzie gdzie ja idę i niszczyła by wszystko co ja zbuduje. Była moim przeciwieństwem i właśnie to w niej kocham.
Ja nigdy nie szarpnąłbym się na takie szaleństwo( jak ta misja) z własnej woli, ona robiła to z rozkoszą, choć… czułem jak drży.
Była mała, drobna, nic nie znaczyła, była prawie jak powietrze. Była… jak ja i tylko pod tym względem.
Wiedziała na czym polega przyjaźń. Tego ją nauczyłem: „ Jeżeli kogoś kochasz zrób wszystko by tą osobę chronić” – wpajałem jej to na równi z manierami ( których nie przestrzega), mówiłem jej o tym jak ma postępować w różnych sytuacjach… Jedną,… tą najważniejszą lekcję zapamiętała.
Byłem jej za to wdzięczny.
- Dzięki malutka – zmierzwiłem jej futerko nagle się rozczulając . – Pozabijaj ich wszystkich…
„ Nie… To MY pozabijajmy ich wszystkich” otarła się o moją szyję i tam zasiadła twardo patrząc przed siebie, nie bojąc się co przyniesie los.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Otworzyłem drzwi i wszyłem z zamku niezauważony przez nikogo, pozostawiając tylko kartkę na lodówce: „ Nie wyrzucajcie moich rzeczy do czasu aż wrócę lub jak dostaniecie potwierdzenie mojego zgonu .”
Wzleciałem w pochmurne niebo, by zobaczyć jak słońce przebija się przez linię horyzontu zwiastując dobry dzień. Oby ten dzień był i dobry dla mnie…
CDN – już niedługo

Od Yeiazel C.D Andy'ego

Jedenaście godzin i trzydzieści siedem minut- tyle zostało mi do jutrzejszego wyjazdu o dziesiątej. A sen nie przychodził. Wiedza o poszukiwanych nie zostawała w głowie. I jeszcze to bagno, które odkrył Noath.
Mówcie co chcecie, ale to nie wróżyło nic dobrego. Ach, wspomnijmy też, że nie powinnam na noc pić kawy, między innymi dlatego nigdy nie mogłam zasypiać o ludzkich porach- albo miałam koszmary. Nie, nie były to nigdy żadne przemyślne i zorganizowane horrory, albo jakiekolwiek wizje. Mój pokręcony mózg podsyłał mi po prostu masę dziwnie zestawionych obrazów, takich jak między innymi całujący się Jeff i Lux. Boże broń od takich głupot!
Ale oczywiście noc poprzedzająca wyjątkowy dzień musiała wyjść za margines.
Dużo krwi, krzyku, ciemność i wyrywanych żywcem skrzydeł... Taki klasyk z którego zawsze się naśmiewałam. Dlaczego? Bo nigdy tego nie przeżyłam.
W tamtej jednak chwili, kiedy Andy kiwał mnie w ramionach, próbując mnie uspokoić, byłam gotowa cofnąć wszystko.
Wróć. Andy?
- A-Andrew... - urwałam, gdy zorientowałam się, jak schrypnięty mam głos.
-Ciii... -powiedział łagodnie. - Nic nie mów. Napij się i uspokój.
Zrobiłam, co poradził- no, przynajmniej to pierwsze.
-Andrew, co tu robisz?- zapytałam cicho, podkulając nogi i mocniej wtykając się w jego bok.
Uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Krzyczałaś, a ja byłem w gabinecie- wyjaśnił.
Spuściłam głowę, chowając rumieńce, jakby mógł je zobaczyć w ciemności. Znów wyszłam na słabą, a nie byłam taka. Nie czułam się bezsilna- no, pomijając te kilka krótkich minut, kiedy Andrew kiwał mnie w objęciach i otulał skrzydłami, szepcząc w moje włosy- mogłam być nawet skrzywdzonym Bambi, byleby mnie nie puszczał.
- Musisz się trzymać, tak? Przetrzepiesz tym aniołom tyłki, nie dasz się zabić Jeffowi ani tym Noathowym anomaliom, a potem wrócisz. A teraz musisz się przespać i przygotować psychicznie na nadmiar płytkich żartów Jeffa - dodał żartem, ucałował mnie w skroń. Poczułam, jak jego objęcia się rozluźniają, więc szybko zacisnęłam dłonie na jego przegubach.
- Poczekasz, aż zasnę? - zapytałam, chwilę później karcąc się w myśli za sentymentalną głupotę.
Andrew chwilę patrzył na mnie z nieodgadnioną mieszanką uczuć na twarzy, a potem powiedział:
- Poczekam, aż się obudzisz.
<Andrew?>

Od Yeiazel C.D Luxii


Nie wytrzymałam. Wstałam, w ostatniej chwili wyrywając dłoń z uścisku Ady'ego, który zacisnął go mocniej, gdy zorientował się, co robię.
- Ja się nie zgadzam -
powiedziałam stanowczo, patrząc na każdego po kolei, jakbym rzucała wyzwanie.
-Yeiazel... -powiedział groźnie Andy, zaciskając palce na podłokietniku fotela tak mocno, że aż pobielały mu kostki.
-Jestem sybillą. Czytam twarze. Czytam j e j twarz! -machnęłam ręką w stronę Luxi, która cała oblała się rumieńcem, zaciskając spoconą dłoń na nadgarstku Sitaela. - Widzę strach -dodałam spokojniej, dobitniej- i bezradność.
-Przestań- zagrzmiał Sitael. - Luxia sobie poradzi.
Przekonywał mnie, anielicę, czy samego siebie? Wiara zakochanych jest ślepa- dlatego ja nie wierzę w miłość.
-Nie chcę tu nikogo obrażać...
- Ale to robisz- wtrącił mądrze Nez. Pochrzaniłabym go za to, ale po wyrazie twarzy anioła widziałam, że nikogo nie popiera, a po prostu stwierdza fakt...
-...ale Lux jest zbyt młoda.
-Całe swoje sto dziesięć lat spędziła na Ziemi- odparł Andy. - Radzi sobie tu lepiej, niż ktokolwiek inny.
-Przywódca aniołów ma być naszym łącznikiem z Niebem, a Lux go nie zna. Nawet się teraz nie odzywa.
<ktokolwiek">

Od Luxii - C.D Sitaela & C.D Andy'ego

Walnęłam dłonią w twarz.
- Sitael, błagam cię nie gadaj tyle. - Złapałam chłopaka za rękę i powędrowaliśmy na spotkanie, które już zaplanowaliśmy z resztą Aniołów w zamku.
Weszliśmy do pokoju siadając na kanapie, wygodnie się usadowiłam, patrząc na Andy'ego, który na coś widocznie czekał.
Po kilku minutach Rebecca wydusiła z siebie słowa.

Wytrzeszczyłam oczy wpatrując się z niedowierzaniem w Anielicę. Ja mam sobie poradzić? Kompletnie się na tym nie znam... Jedynie co, to przewracam jakieś sterty papierów, tyle mi wychodzi. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy wpatrywali się na mnie, jedynie Jeff, patrzył gdzieś w okno, jakby go cała sytuacja nie obchodziła.
Poczułam się zestresowana, nigdy nie byłam pod taką presją. Rebecca wpatrywała się we mnie błagalnym wzrokiem.
Poczułam jak ktoś splata nasze dłonie. No tak. Sitael. Nie miałam mu tego za złe, wręcz przeciwnie, poczułam się wtedy... odważniejsza?
- Luxia? - Wyrwał mnie z przemyśleń głos Rebecci
- Hm? - Mruknęłam
- Zgadasz się?
- Tak... - Odpowiedziałam i poczułam jak uśmiech mimowolnie wkradł mi się na twarz
Andy najwyraźniej odetchnął, a Rebecca wyszła z gabinetu bez słowa.

<Ktoś dokończy? :D>

wtorek, 11 lutego 2014

Od Diany - Cz. 1

Anielica stanęła przed wrotami zamku w chmurach. Los Angeles pod jej stopami jak zwykle gwarne i pełne pośpiechu. Tu było inaczej jakby czas stanął w miejscu. Jak gdyby w murach szarego gmachu wszystko ciągnęło się w nieskończoność, bez pośpiechu lecz najdokładniej na świecie. To były jedynie myśli dziewczyny, nie znała ona bowiem niczego co znajdowało się za wrotami, miała tylko przeczucia. Wkroczyła na palcach do środka. Nikt nie znalazł się w polu jej widzenia. Czy tak to sobie wyobrażała? Zamek ten miał być lekarstwem... Dzięki aniołom, które dopiero pozna miała odżyć na nowo. Pozostawiła to co przyniosła ze sobą na ziemi i rozejrzała się dookoła. Wiedziała po co tu jest, wiedziała przez co, wiedziała co musi zrobić...Wiedziała wszystko, a jednak nie potrafiła tego dokonać. Od kiedy pokłóciła się z najlepszą przyjaciółka była inną osobą... Dawniej miła, uśmiechnięta ,otwarta na znajomości zamknęła się w sobie... Zaczęło się od nie winnego lotu. Potem juz tylko przyjaźń i jej koniec. Rozejrzała się raz jeszcze, ale i teraz nie widziała nikogo, poczęła nasłuchiwać. Coś było słychać, tak głosy ale praktycznie niedosłyszalne. Dziewczyna nie potrafiła określić skąd dochodzą...
Pewnie jakiś inny anioł krzyknął by coś w rodzaju:
- Jest tam kto?
Ale nie Diana ona nie była na tyle odważna.
Nagle do jej uszu dobiegł głos konkretniej jedno słowo "Luxia".
Czyżby to możliwe? Czy to przeznaczenie? Jedno było pewne, anielica nie przesłyszała się. Ale... w końcu nie tylko jedna Luxia żyje sobie w niebie! To równie dobrze może być ktoś inny. Usiadła na podłodze opierając się o chłodną ścianę. Postanowiła że poczeka i zobaczy co będzie się działo dalej.

Od Sitaela - C.D Luxii

- Mówiłem, że pięknie wyglądasz, gdy się rumienisz na mój widok. Ale to już chyba przesada nie? -odsunąłem się trochę od niej i przeczesywałem palcami włosy - Bo z daleka wyglądasz jak dojrzała wiśnia. Lubię wiśnie, ale w słońcu wyglądasz jak malina. Maliny też lubię chociaż czerwone porzeczki są lepsze. Bosz, o czym ja gadam. Schodzę z tematu. Nawiasem mówiąc pięknie wyglądasz jak jesteś czerwona.
- Uznam to za komplement - Lux położyła mi ręce na klatce piersiowej.
- Proszę - Przytuliłem ja z całej siły.
- D-dusze się - wystękała
- O przepraszam panią bardzo - rozluźniłem uściski. Teraz wyglądasz jak pomidor, lecz gdyby się przystawić to słońca to jak miałabyś twarz koloru marchewki. Bosz, znowu temat zmieniam...

 <Lux?>

Od Andy'ego C.D Yeiazel

- Wiedziałem, że ty nie przeprosisz - mruknąłem w jej włosy.
Yeiazel podniosła głowę i spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- A ja wiedziałam, że się w końcu przełamiesz.
Wspięła się na palce i delikatnie pocałowała mnie w policzek, odwróciła się na pięcie i wzięła kilka książek.
- Dobra, może skończmy z tymi książkami, bo inaczej dzisiaj stąd nie wyjdziemy - powiedziała i zaszyła się gdzieś za regałami a ja stałem w miejscu z krzywym uśmiechem na twarzy. Skoro to był tylko przyjacielski całus, to dlaczego czułem taki dziwny ucisk w klatce piersiowej? Otrząsnąłem się i w końcu także wziąłem się do pracy, rozpamiętując ostatnie minuty. Byłem zadowolony, że skończyliśmy się kłócić. W końcu udało mi się wyrazić słowami te wszystkie dziwne myśli, które kłębiły się w mojej głowie od czasu ponownego spotkania z Yeiazel. Zrozumiała to - chyba czuła się podobnie jak ja.
- Andy! - rozległ się głos anielicy -  Protestuję, tu jest zbiór jakiś dziwnych akordów, a nie ma żadnej luźnej lektury!
Zaśmiałem się i podszedłem do Yez, która patrzyła na mnie z lekko skwaszoną miną, trzymając w ręce niewielką książeczkę.

<Yeiazel?>

Od Angeliki "Złoty Anioł cz. III"


Za obrazem pojawił się ciemny tunel.
- Nowatorskie posunięcie -szepnęłam- żenada.
Ruszyłam w głąb tego "tajemniczego" tunelu. Echo było tak głośne ze moje serce biło niczym dzwon w tej czarnej, rurczej otchłani....
Nagle natrafiłam na coś mokrego.
- Woda?Tutaj? -zdziwiłam się- żarty jakieś?
Ale to żarty nie były. Pochyliłam kule trochę niżej i rzeczywiście to była woda. Puściłam ja trochę wyżej i co się okazało? Że to jezioro.
- Super -jęknęłam- jeszcze ze nowe buty zamoczę.
Ruszyłam moje skrzydła ale ledwo co się wzniosłam..walnęłam głowa o dach.
- Fajnie, ekstra po prostu -jęknęłam- więc muszę iść pieszo.
Rozejrzałam się wokoło. Dookoła a ni żywej duszy.
- Hop hop! -krzyknęłam -jest tu kto?
Zadrżałam gdy z głębin wyłonił się potwór:



- Witam jestem Loch Ness ale przyjaciele i ty możecie mi mówić Nessi -powiedział z szkockim akcentem
- Yhm..cześć -wystękałam.
- Czy szanowna pani chcę się napić herbaty? -Nessi ruszył płetwą z wody do góry i ku mojemu zdumieniu ujrzałam tace z herbatą i cukrem
- Ja właściwie...no...bardzo chętnie -wystękałam
- Proszę za mną -Nessi zapadł się pod wodę więc nie pozostawało mi nic innego niż płynąć za nim.
W krótkim czasie dotarliśmy do podwodnej jaskini.
- Proszę -Nessi podał mi filiżankę z herbatą
- Dziękuje -wzięłam i się napiłam.
Siedziałam tam z dobre pół godziny słuchając jak Nessi relacjonuje spotkanie z ludźmi w Szkocji.
- Mówię ci,wystarczy lekko wychylić grzbiet by ktoś krzyczał -śmiał się
Po pewnym czasie przerwałam mu.
- Dziekuje ci za herbatkę ale posłuchaj mam pewną sprawę i nie mogę...
- O ty tez szukasz Złotej Anielicy? -przerwał mi Nessi
- Skąd wiesz?!?
- Wszyscy tu przychodzą w tym celu - wyjaśnił- ale nikt nie zatrzymuje się by ze mną wypić herbatkę i pozostaje mi straszyć w tym kiepskim jeziorze Loch Ness -zapłakał.
Było mi tak go żal ze chciałam go uszczęśliwić.
- Ej,wiesz co? Może kiedyś mnie odwiedzisz w Zamku na Chmurach?
- Naprawdę? -zachlipał.
- Może będzie ciężko cię tam przewieść -uśmiechnęłam się cierpko - ale kiedy już tam będziesz poznasz moich przyjaciół.
- Dziękuje -pociągnął nosem więc dałam mu chusteczkę
-Mam pytanie...możesz mnie zabrać na drugi brzeg?
- Jasne -Nessi obrócił się- wskakuj!
Wskoczyłam a Nessi się zanurzył i po chwili byliśmy już przy brzegu.
- Dziękuje -zeskoczyłam z jego grzbietu i wylądowałam zgrabnie na ziemi.
- Proszę... o i jeszcze coś.. -podał mi kartkę po czym zanurzył się krzycząc: Do widzenia!
- Do widzenia! Miło było cie poznać -zawołałam i otworzyłam kartkę.
A ot co tam było:
"Motyl to dobroć-pierwszy znak. Za drugim znakiem rozciągnie się bitwa. Idź dalej drogą swą. Przeznaczenie zadecyduje co ta ci los"
- Miłe -powiedziałam -ale czas już ruszać w drogę.
Więc ruszyłam przed siebie zostawiając za sobą legendarnego potwora z Loch Ness.
CDN

Od Andy'ego C.D Noatha

     Drzwi zamknęły się cicho za wychodzącym aniołem. Nikt się nie odzywał, wszyscy zamarli, oniemiali i zszokowani. Zorientowałem się, że wstrzymuję oddech i wypuściłem powietrze z płuc. Rebecca chyba się modliła, a reszta zaczęła szeptać między sobą. Z rąk do rąk szła karteczka z liczbą zgonów, gdy dotarła do mnie wytrzeszczyłem oczy - było ich niemal o połowę więcej niż zwykle. W powietrzu wisiało napięcie.
- Skoro już jesteśmy przy złych nowinach - zaczęła niepewnie Rebecca, a wszystkie spojrzenia zwróciły się na nią - Muszę stąd odejść.
Słysząc to złapałem się za głowę.
- Jak to? Czemu mi nie powiedziałaś?
- Chciałam - popatrzyła na mnie spode łba - Ale wolałeś bić się z Jeffem.
Luxia patrzyła oniemiała na swoją przywódczynię, podobnie jak reszta Aniołów. Upadli potraktowali to raczej obojętnie - tylko Nezaynhel patrzył na Rebeccę z ciekawością.
- Reb, czemu odchodzisz? - zapytała Lux.
- Niebo mnie wzywa - odpowiedziała cicho - Ostatnio musieli strącić jednego Anioła, a mój chór nie ma wielu przedstawicieli. Jestem tam potrzebna.
Kiwnąłem ponuro głową, przeczesując dłonią włosy. Rebecca należała do Serafinów, chociaż raczej o tym nie mówiła. Nie miała wyboru, wiedziałem o tym.
- Kto cię zastąpi? - zapytałem tylko.
- Ja... - zawahała się - myślę, że Luxia sobie poradzi.

<Luxia?>


............................................................................

Myślę, że widzieliście co się święci. Z Haszczak nie mam kontaktu już od jakiegoś czasu, a sama bym nie dała rady.
Opowiadanie Yeiazel postaram się dokończyć dzisiaj. Nezaynhela - może dziś lub jutro.

Od Noatha

W tej chwili chciałem być niewidzialny.
W tej chwili również chciałem udusić Andy’ego za to, że mnie tu samego zostawił. Z TYMI Aniołami i Upadłymi. Nie lubiłem ani jednych ani drugich. Co jest wprost paradoksalne, bo jestem Aniołem. Ale tak było. ONI byli dziwni i nie umiałem tego jakoś zdefiniować w jakim sensie: dziwni. Chyba jedynymi osobami, które przypadły mi do gustu były: Angelika, Lux i ten nowy. N- coś tam… Ach wyleciało mi z głowy.
Co nie zmienia faktu, że wszyscy utkwili we mnie oczy. A były to różne spojrzenia – mordercze, zdziwione, rozbawione, kpiące… i tylko jedna osoba patrzyła na mnie z tym neutralnym spojrzeniem. Ta nowa. Jeszcze mnie nie znała i nie wiedziała co sądzić, za co byłem jej wdzięczny. Dodała mi odwagi.
- Hejka! – zacząłem jak totalny idiota planujący zamach na prezydenta.
- O co chodzi? – zapytała Yez licząc kasę, wcale się nie interesując tym, że mam coś do powiedzenia.
Chciałem jej te banknoty wyrwać z rąk i wrzucić do kominka, ale powstrzymałem się bo byłem dobrze wychowany. Odetchnąłem głęboko i zacząłem swój monolog, którego po prostu nie nawiedzę, bo mój głos jakoś tak dziwnie wszystko tłumaczy. Jakby angielski nie do końca chciał uwzględnić to co chce przekazać. Myślałem, by zacząć po łacinie, ale w końcu po prostu to wszystko powiedziałem, gdy kontem oka zauważyłem dwóch Upadłych wchodzących do pokoju.
- Jestem Cherubinem – oznajmiłem wszem i wobec. – Nie wiem jak Andy o tym wiedział, bo nigdy nikomu o mojej hierarchii nie mówiłem… - posyłam mu stanowcze spojrzenie. – Jednak to nie zmienia faktu, że pogoda odgrywa duże znaczenie na mojej egzystencji... Jestem bardziej na takie rzeczy wyczulony niż większość z was… Dlatego ostatnio zauważyłem dość gwałtowne zmiany pogody przemieszczające się znad Azji ku Europie – zatoczyłem ręką ruch przemieszczania się klęsk żywiołowych. – Na początku myślałem… - zacząłem chodzić po pokoju. - …, że wpływ mają na to wasi zaginieni, ale również Andy… Uświadomił mi, że to NIE Upadli jak myślałem, tylko Anioły z zanikiem pamięci…. – robię przerwę. – Nie wiem skąd wiecie, że mają zaniki pamięci, ale…! Nie każdy Anioł z zanikami pamięci jest Upadłym prawda? Przyznaje się do błędu – czekam chwile, by to przetrawili i kontynuuje. – Jednak! – patrzę z powagą na Andy’ego – Moja teza jest poprawna i wcale nie trzeba mówić od razu, że „ to nie jest moje środowisko”. Gdy szliśmy do tej Sali… uświadomiłem sobie kilka faktów. Mój błąd co do osób, ale nie błąd do miejsca i stanu rzeczy oraz to… - spoważniałem nagle cała energia uciekła gdzieś w bok, moją duszę przeszył nieokreślony lęk. Muszę im to powiedzieć, choć wiem, iż zaboli. - …, że w Niebie krążyły ostatnio plotki, o zagięciu jednego z Aniołów Białego Promienia – Anioła o imieniu Shushienae, kojarzycie?
- To ten gościu od nadziei? Mam rację? – pierwszy odezwał się Sitael.
- Bingo. 10 punktów dla ciebie – powiedziałem co najmniej żałosnym tonem. – Tak to TEN GOŚCIU od nadziei, a ściślej TWORZĄCY nadzieję.
- I on ma taki wpływ na pogodę? Nie ta liga – Jeff prychnął pogardliwie.
- Daj mi skończyć… dobrze? – zwróciłem się do niego patrząc, gdzieś w horyzont za oknem. – Ja już to mówiłem Andy’emu, ale powtórzę… Mam silne przeczucie, że piekło zaczęło się angażować w sprawy nasze i ludzi, bardziej dotkliwiej niż zwykle.
- Absurd! Po co piekłu aniołek od nadziei, no proszę cię, to zabawne! Już lepiej myślałeś z tymi Upadłymi… To jest jeszcze głupsze! – Jeff znowu zabrał głos tym razem bardziej natarczywie i wyzywająco” Podskoczysz?!” jakby wołał „ Dasz mi rady? Co?!!!”
- HA! – krzyknąłem a wszyscy podskoczyli wystraszeni moim wybuchem – DOBRE pytanie:” Po co piekłu nadzieja?” Po co?! – potoczyłem wzrokiem po wszystkich. – A odpowiedzmy sobie na prostsze pytanie: „ Co by się stało bez nadziei?” Hm?
Zapanowała cisza. Nikt nawet nie oddychał, przeraziłem ich i tylko Jeff i Andy patrzyli na mnie z tym niezdecydowaniem w oczach.
- No właśnie… - ściszyłem głos. – Wtedy MY Aniołowie jak i WY Upadli możecie ZAPOMNIEĆ o tych waszych skrzydełkach… mocach … i nieśmiertelności! – urwałem chcąc zaczerpnąć powietrza. – Bo ludzie bez nadziei umierają. Po prostu. Nie mają PO CO żyć. Stają się podrzędnymi istotami, które TYLKO UMIERAJĄ, są po to by UMIERAĆ. Nie myślą o jutrze, nie myślą co będzie potem, nie myślą nawet o teraz. Nie mają nadziei na lepsze jutro. Nie chcą już walczyć z chorobami, które siedzą w nich samych. Nie chcą już ich leczyć, bo wiedzą, że UMRĄ. A my moi drodzy… oberwiemy w tym starciu najbardziej… Bo nie dość, że jedyne istoty dla, których zostaliśmy stworzeni, pozdychają gryząc ziemię, to jeszcze my… skończymy tak samo… - znów przerwałem, by w powietrzu można było zobaczyć te gęste emocje, które się właśnie tu zbierają. Dopiero potem dodałem - Więc piekło jest genialne! Nie dość, że miliardy duszyczek zawędruje do ich bram, to jeszcze zniszczy Niebo, pozbawiając go jego najsilniejszych filarów – nas Aniołów i was byłych Aniołów.
- A więc odpowiedź na pytanie:” Po co piekłu nadzieja?” jest prosta. Byśmy pozdychali jak zwykli śmiertelnicy, doprowadzając do tego, że Niebo runie…
- I ty tego wszystkiego doczytałeś się z pogody? – nowa zabrała głos najwidoczniej jako jedyna nie oszołomiona.
- Tak z pogody i spisu zgonów z najbliższych 24h – wyciągam zmiętą karteczkę z kieszeni , podałem ją Anielicy dodając – Tylko się nie przeraź to są kolosalne liczby, a to jest tylko Ameryka…
Stanąłem na środku i potoczyłem po nich wzrokiem. Jeszcze takiego Noatha nie znali…
„ Nie było za ostro? Nie to żebym nie lubiła pikantnych rzeczy… ale oni nie są w szoku..” Szi – szi wychyliła się z mojej kieszeni.
- A i jeszcze jedno – mówię otwierając drzwi – Nie spodziewajcie się mnie zobaczyć jutro w tym zamku.
Wychodzę, a drzwi bezgłośnie się zamykają sprawiając wrażenie, że byłem tylko ich najgorszym koszmarem z którego muszą się obudzić…
CDN
< Jeżeli ktoś chce to proszę dokończyć. Jeżeli nie to ja dokończę… Witajcie w apokalipsie, która właśnie się rozpoczyna : ) - to tak a propo>

poniedziałek, 10 lutego 2014

Nowa członkini

Witamy nową Anielicę - Dianę.


Od Andy'ego C.D Noatha

- Stop - uniosłem ręce próbując zatrzymać słowotok Noatha - Dlaczego Piekło miałoby się interesować akurat nimi, skoro są setki Upadłych wszędzie? Mamy szukać zaginionych Aniołów z zanikiem pamięci. To, że prawdopodobnie jest tam kilku Upadłych nic nie zmienia. To nie ma żadnego sensu.
- Ale to prawda - upierał się medyk - Jak wyjaśnisz te wszystkie nagłe ataki pogody?
- A ja wiem? Cherubinowie świrują?
Noath obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem.
- Przepraszam - mruknąłem - ale zmiany w ruchach ciał niebieskich mogłyby wyjaśnić tsunami, no wiesz, meteoryt...
- Wiedziałbym o tym - pokręcił głową.
- To może Dominacje zdecydowały o zmianie Anioła kontrolującego pogodę? To może być cokolwiek, nie bądź pochopny! Nie byłeś nigdy w Piekle, każdy Upadły tam trafia. Myślisz, że Lucyfer kłopotałby się ściąganiem kolejnych? Gdyby nas potrzebował to Yeiazel nigdy by tu nie trafiła, a ja nie odszedłbym po kilku latach.
Noath zaczął czochrać futerko swojej wiewiórki - był chyba trochę zbity z tropu.
- Świetnie, że łączysz fakty - podjąłem łagodniej - Doskonale, że chcesz nam pomóc. Ale to nie jest twoje środowisko.
Patrzyłem jak marszczy brwi i przyjmuje do wiadomości moje słowa. Nie podobało mu się to, widziałem że ma wiele wątpliwości.
- Większość jest chyba w sali kominkowej - westchnąłem - Przedyskutujemy to wszystko, co ty na to?
- No dobra - Anioł uśmiechnął się - Ale za zgaszenie mnie zostawiam ci siniaki wokół nosa.
- W porządku. Ja liczyłem, że mi go tylko nastawisz i unieruchomisz - wzruszyłem ramionami i otworzyłem drzwi - Idziesz?
Noath wstał i wyszedł na korytarz, zamykając przejście do swojego pokoju. Ruszyliśmy razem korytarzem w stronę sali kominkowej.
Rzeczywiście, w pokoju byli niemal wszyscy. Brakowało tylko Jeffa, po którego pewnie będę musiał polecieć. Gdy weszliśmy do sali wszystkie oczy zwróciły się na nas, a zwłaszcza na mnie. Sitael starał się dyskretnie wsunąć Luxii do dłoni jakiś banknot. Zabawne, najwyraźniej wynik naszej sprzeczki
- Jeff żyje i ma się dobrze. Skończył z rozoraną ręką, więc jeśli ktoś jeszcze chce się rozliczyć to teraz, mamy trochę do obgadania - powiedziałem dość głośno.
Zebrani zaczęli się podnosić z foteli i grzebać po kieszeniach - przed Yeiazel, która na ustach miała swój ironiczny uśmieszek, ustawiła się niezła kolejka, dziewczyna znała dobrze zarówno mnie jak i Jeffa - zdecydowanie zgarnęła największą sumkę.
- Słuchajcie, Noath ma pewną teorię - zacząłem, gdy wszyscy usiedli - Niech opisze wam sytuację, a ja lecę po Jeffa.

<Ktoś? Mi się już nie chce kończyć, więc powiedzmy, że po jakimś czasie Andy po prostu wróci z Jeffem (: >

Od Angeliki "Złoty Anioł cz. II"


Kichnęłam. Boże jak tu dużo kurzu...
Byłam właśnie jakieś kilka kilometrów od wejścia. Nic ciekawego,tylko ciemność. Na wszelki wypadek stworzyłam białą kule która świeciła światłem. Na szczęście miałam białe włosy. Więc szłam.
I szłam
I szłam
I szłam....
Nogi mnie bolały a pasek torby wbijał mi się w ramie. okropieństwo jakieś- chyba zabije twórce tej torby. Nagle coś wyszło na moje światło przez co się trochę przestraszyłam ale na szczęście to był obraz jakiegoś starego dziada a pod nim napis:
"Eryk Mężny- jeden z pierwszych Upadłych. Projektant zamku na chmurach. Przyjaciel Złotego Anioła który mu ocalił oko który stracił podczas bitwy z szatanem"
-Super-szepnęłam
Spojrzałam na obraz. Ponura twarz czarnowłosego anioła wyglądała groźnie co mnie przyprawiło o szybsze bicie serca które zabiło jeszcze szybciej(o ile to możliwe) kiedy zauważyłam wystającą kartkę. Moja ręka drżała gdy ją wyciągnęłam za obrazu i otworzyłam.
"To początek końca i końca początek. Tu muzyka rządzi pokojem a krzyk złem. Decyduj co wybierzesz" -przeczytałam
-No dobra.Krzyk rządzi złem wiec nie wolno mi krzyczeć a muzyka dobrem czyli muszę śpiewać. Ale to łatwe,w tym akurat jestem dobra.
Zanuciłam.
Gdy skończyłam drzwi drgnęły.
CDN.

niedziela, 9 lutego 2014

Od Luxii - C.D Sitaela

Poczułam jak rumieńce wkradły się na moje policzki. Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej niż wcześniej. Nigdy się tak nie czułam. Patrząc w jego ciemne oczy zrozumiałam czego chce. Źrenice wyraźnie mu się pomniejszyły, a wzrok dalej kierował w moją stronę. Z chwili na chwile był coraz bliżej, aż w końcu delikatnie złączył nasze usta. Czyżby to był początek? A zarazem koniec? Wokół mnie pojawiła się jakaś czerwona aura, odsunęłam się od chłopaka, wpatrującego się w moją bladą twarz. Bordowe cienie zniknęły, a ja oparłam czoło o bark Anioła, z powodu braku siły, nie potrafiłam manewrować ciałem, ale co chwile przywracało mi trochę energii.
- Lepiej? - Poczułam troskę w jego głosie
Uniósł ręce, oplótł je w moim pasie i położył głowę na mym ramieniu, szepcząc do ucha niezrozumiałe dla mnie słowa. Widocznie wykrył z mojego zachowania, że nie mam sił aby odpowiedzieć.

Do objęć, które akceptują me słabości.
Do nich pragnę, tylko do mej miłości...


Fragment jednej z piosenek utkwił mi w pamięci. Zaczęłam cicho nucić ją, a w mojej głowie pojawiły się jakieś głosy. Ahh, Lux głupia idiotko, jesteś w realnym świecie i do ciebie właśnie mówi Sitael, więc się ogarnij...
- Co mówiłeś? - Ledwo wymówiłam

<Sitael? Skuś się na romans XD>

Od Sitaela - C.D Luxii

Czułem jak znowu drgnęły usta. Boże jak ona to robi? Chyba pójde kiedyś do wariatkowa...
- Wiesz? - mrugnąłem odsłaniając kawałek włosów za oczy - Jak nazwać to uczucie?
Latam z kąta w kąt kiedy cię nie ma, jak się na mnie obrażasz czuje się upokorzony,
a jak się na mnie patrzysz to czuje że muszę się uśmiechać, bo nie wytrzymam.
Chociaż - zastanowiłem się przez chwile - Nie umiem wyrażać uczuć tak w dosłowny
sposób, wole piosenki albo wiersze. O czekaj moment - sięgnąłem po gitarę
i pobrzdąkałem
trochę nucąc:
"Spójrz w moje oczy
on zabije mnie
lecz to mnie nie obchodzi!
Ja nie poddam się
Chcę spojrzeć w twoje oczy
chcesz tego czy nie?
Nie zastanawiaj się..."
Struny zadrgały w niemym zawieszeniu.
- Piękna - Lux miała zamknięte oczy
- Dziękuje - położyłem gitarę i oparłem się o ręce, które położyłem za nią. Od jej twarzy
dzieliło mnie z jakieś pięć centymetrów.
-Wiesz? - powiedziałem - Że wyglądasz jak księżyc w pełni?

<Lux?>

*Dopisek ode mnie: Napisał piosenkę xD //Luxia*

Od Angeliki "Złoty Anioł cz. I"

Siedziałam w bibliotece i aż oczy mi się kleiły gdy czytałam o Złotym Aniele:
"Złoty Anioł-brzmiało- mityczna anielica a nieskończonej mocy.Strażniczka równowagi między dobrem i złem. Głowna bogini Stowarzyszenia Błękitnego Smoka. Legenda mówi ze bogini przebywa w jeziorze Titani czekając na wybranego anioła który przejdzie jej wszystkie testy."
-Testy-śmiesty i inne bzdury w tym-ziewnęłam i zamknęłam książkę w której wyleciała kartka(na oko stara)
-Co to? -schyliłam się i przeczytałam starodawny napis:
"Tam gdzie mrok panuje nad światłem
W Zamku na Chmurach
gdzie anioł mroku miejsca
swego znalazł
Tam.gdzie kruk śpiewa swą pieśń
tam portal się znajduje"
-Zagadka?Hm...Zamek jest z pewnością ten...Tam gdzie mrok panuje nad światłem? aha,czyli ten pokój musi być ciemny. Kruk? ah..to towarzysz albo Jeffa albo albo Nezaynhela. Anioł mroku? To pewnie upadły..Kurka a oni oboje są upadli...Zaraz! Przecież byłam w pokoju Jeff a tam była jakaś rysa która wyglądała jak drzwi. Chyba już wiem o co chodzi...
Mój tygrys zamruczał gdy się spakowałam.
-Cicho,cicho- pogłaskałam go po łebku- niedługo wrócę.
Tak uzbrojona i przygotowana czekałam jak Jeff wyjdzie z pokoju. Jak tylko zbliżyła się pora obiadu drzwi się uchyliły i upadły anioł wyszedł. Zaczekałam aż zniknie w głębi korytarza i wślizgnęłam się do jego pokoju. Było tak jak się spodziewałam. Rysa była tam gdzie zwykle a ja podeszłam i zaczęłam śpiewać piosenkę,  którą śpiewam by wzbudzić u kogoś poczucie winy:
"Nie patrzę w dół
Na cienkiej linie
Trzymam się Twoich rąk
I mądrych słów.
Nie patrzę w dół
Bo wierzę w to,
Że mamy w sobie tę moc
By iść przed siebie"
Rysa nagle zrobiła się coraz bardziej wyrazista i nagle pojawiły się dębowe drzwi ze srebrną klamką. Niepewnie weszłam do środka a gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi one zniknęły.
Przeraziłam się.
-Ok-wymruczałam- idź naprzód i nie bój się.
Po czym zniknęłam w mroku korytarza
CDN....

Ekhem, ekhem *kaszle*

Dziś postaram się ogarnąć trochę tę stronkę, ale nie wiem czy się wyrobię :)
Jak widać już wróciłam, można wysyłać do mnie opowiadania.

1. Zapraszam do ankiety po prawej stronie - musimy w końcu ochrzcić nasz ekspres do kawy!
2. W większości zaktualizowałam ilość monet poszczególnych postaci. Możecie spokojnie wymieniać je na broń.
3. Chętnie przyjmę wszelkie propozycje na PW. Szczególnie te dotyczące nowych wyzwań i dodatkowego wykorzystania monet (:


I niech Jeff, Yeiazel i Nezaynhel dogadają się w sprawie misji.


//Andrew

Od Nezaynhela

Andy chyba mocno stresował się faktem, że to ja jadę do Japonii. Nie, chyba nie chodziło o moja osobą, albo tylko pośrednio. Moja wiedza na temat wyjazdu powalała, ale cóż zrobić? Wbiłem się w sam środek już rozpoczętej akcji zupełnie w ciemno. W zamyśleniu zapytałem o termin wyjazdu, ale odpowiedź nie sugerowała nic, co mogłoby dać mi jakieś wskazówki.
- Kiedy będziemy gotowi? Hmm, a możesz to skonkretyzować? Czy chodzi raczej o „kiedy uznam, że Jesteście gotowi?”
Szefu popatrzył na mnie skosem.
- Jeśli chcesz to tak interpretować – Twoja sprawa, ale to nie jest jakaś tam wycieczka po suveniry. Misja, a misje mają to do siebie, że wymagają odpowiednich przygotowań.
- Wybacz moje zniecierpliwienie – westchnąłem – po prostu chyba musze zakomunikować, że misja będzie się skupiać nie na 4 aniołach…a na pięciu. A przynajmniej 5 istotach.
Andy skrzyżował dłonie słuchając moich słów z wyraźnym zainteresowaniem.
- Kontynuuj proszę
- Informacje o tej osobie przekazałem już Yeiazel. Zastanawiałem się tylko, czy może gdzieś w waszych zbiorach, informacjach, czy zasobach…trafiliście na tę postać – starałem się nadać słowom powagę, ale prawdopodobnie mój półuśmiech gdzieś się pojawił w trakcie. Działało to niemal niezależnie ode mnie.
- Jakieś bardziej szczegółowe informacje?
- Alesya Blackrist, były anioł Tronu. Zaginęła mniej więcej 3 lata po poszukiwanej przez was „wspaniałej czwórce”. I mam nieodparte wrażenie…że jakoś się to ze sobą łączy.
Andy wyglądał, jakby próbował sobie coś przypominać, przeszedł do wewnętrznej strony biurka, otwierając przy tym kilka szuflad.
<Andy, może uda się to jakoś połączyć z info od Noatha??>

sobota, 8 lutego 2014

Od Luxii - C.D Sitaela

Odrobinę prywatności? Spojrzałam na chłopaka pytającym wzrokiem. Zerknął na mnie kątem oka, unosząc kąciki ust, wtedy przestał klepać dłonią o moje plecy, tylko swobodnie położył ją, łapiąc mnie w pasie. Ponownie obróciłam się w jego stronę, kładąc głowę na jego ramieniu.
Już od dawna, nie mogłam kochać i wyrażać uczuć z tym związane... Nienawidziłam tej wiedźmy, która mnie tak skrzywdziła i nienawidzę do dziś...
Przy nim, czułam jakby się gotowało coś w moim sercu. Dokładnie nie wiem, czy to znaczy, że to On jest tym jedynym, czy jednak moje serce znowu błądzi gdzieś w ciele.
Poczułam podmuch wiatru. Okno, przez które wyleciała wcześniej Skyress, samowolnie się otworzyło. Subtelnie wstałam z kanapy, podchodząc do okna, które się otwarło. Przy okazji wyjrzałam przez nie widząc nadchodzące granatowe chmury. Wiatr zawiał mocniej i firana w moim pokoju uniosła się do góry. Natychmiast zamknęłam okno i zasłoniłam zasłony, aby nie widzieć przeraźliwie złotych gromów. Tak. Bałam się burzy, bałam się tych głośnych grzmotów i niebezpiecznych błyskawic, bałam się tych granatowych, burych chmur, które często wędrowały po niebie nad Los Angeles. Ale było coś co całkowicie uspokajało mnie. On. Siedzący Anioł na kanapie, wpatrujący się we mnie jak w ducha. Nie dziwie mu się. Moja mina wyglądała przerażająco, jak zobaczyłam ostatni grom, zanim zasłoniłam całkiem moje oliwkowe zasłony.
Kiedy otrząsnęłam się usiadłam na moim wcześniejszym miejscu odwracając się i siadając po turecku w stronę Sitaela.
- Powiedz co do mnie czujesz... - Nie wytrzymałam i zapytałam się. Moje serce zaczęło bić szybciej i szybciej, a on wpatrywał się we mnie, już spokojniejszym spojrzeniem.

<Sitael, dokończysz? Rozpisz się, błagam ;_; :D >

Od Sitaela - C.D Luxii

- Puk,puk - pukałem - Puk puk.
- Wejść - usłyszałem
Wszedłem do środka ze swoją gitarą na ramieniu.
-Fiu fiu. - gwizdnąłem - Niezły pokój.
- Dzięki - Luxii siedziała na łóżku - Fajny nie?
- Fajny? Fajny? Superowy raczej! - Znów gwizdnąłem
Lux się zaśmiała, a ja usiadłem obok niej.
- Nawet tu przytulnie - powiedziałem kładąc obok gitarę i klepiąc ją po plecach.
Nagle z okna podleciała Skyress i potpatrzyła na nas.
- Cześć Sky - zagwizdałem jak feniks
Skyress odgwizdała i odleciała.
- Co jej powiedziałeś? - spytała się Lux
- Żeby wyszła, bo chciałbym mieć odrobinę prywatności.

<Lux?>