Zerkam przez ramię. Za mną stoi Anioł w pełni rozwiniętych skrzydeł, zwiewnie opadających mu na plecy, jak ciężki, ciepły płaszcz. Ma na sobie prostą tunikę i sandały, w ogóle nie pasujące do pogody. Na przegubach migoczą złote bransolety. Włosy starannie zaczesane do tyłu, odsłaniające piękne anielskie oczy. Nos idealnie prosty, usta lekko wydęte, brwi uniesione w wyrazie dezaprobaty – jeżeli brwi to potrafią.
A ja się na nią patrzę przez ramię, bez najmniejszego cienia zachwytu, chociaż powinienem już zacząć pisać poematy o jej urodzie i pięknie…
Muszę przyznać, że takie aniołki nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. Pociągnąłem nosem i odwróciłem wzrok. Stałem tak zapatrzony w dal w ogóle nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, rzucając tylko krzywy komentarz.
- Nie jest ci przypadkiem za zimno?
Nie musiałem widzieć jej twarzy, by wiedzieć jak zareagowała. Najpierw zdziwienie, później niedowierzanie – jak on mógł tak powiedzieć do Anioła?, a na samym końcu frustracja – bo mam rację. Wzruszyłem ramionami.
- Jeżeli brakuje ci ubrań, to po drodze widziałem bardzo ładny sklep z ciuchami. Wszystko za pół ceny – warto – podsumowuje, a ona piekli się za mną.
- Sam nie wyglądasz lepiej, żartowinisu – burknęła, a cała jej aura mocy, zadumy i majestatu rozpłynęła się odkrywając jej zażenowanie i złość.
- Mówisz? – odwracam się w jej stronę i znów mierzę ją wzrokiem. – Być może masz rację, ale ja się tym zbytnio nie martwię…
Musielibyście ją teraz zobaczyć. Wyglądała jak marmurowy posąg na cmentarzu z zamarłym na twarzy: „ Co?” i lekko odchyloną do tyłu głowa ze zdziwienia.
- Miło się gadało, ale nie wiesz, gdzie jest ten Zamek w Chmurach?
Wróciła do życia. Spojrzała na mnie niepewnie.
- Po co ci to wiedzieć?
- W broszurze pisało tylko:” Los Angeles, Zamek w Chmurach” ulicy nie podaliście. Więc się geniuszu pytam.
- Jaka broszura?
Przewracam oczami.
- Żadna broszura. Nie wiesz co to ironia?
Założyłem ręce i czekałem, aż mi poda adres.
- Ty chcesz tam zamieszkać? Ty?
- Jasne. A czemu nie, wstęp wolny – „niby „– zataczam ręką w powietrzu.
- Jesteś Aniołem czy Upadłym?
Ogląda mnie ciekawie, jakbym spadł z księżyca.
- I …. Po co chcesz wejść do Zamku? – kontynuuje nabierając podejrzeń i pewności siebie.
Masakra. Nie ma niczego gorszego niż anielica ze zbytnią pewnością siebie.
- A kim koleżanka jest jeżeli można wiedzieć?
- Rebecca - Przywódca Aniołów – mówi to z dumą i machinalnie unosi głowę do góry.
Nie chcę jej rozczarować, że o żadnej Rebecce nigdy nie słyszałem, więc kiwam głową ze zrozumieniem.
- Powiem szczerze – przerywam na chwilę – wasz Zamek mnie nie interesuje…
- To po co…? chcesz tam zamieszkać?
- Daj mi dokończyć! …. – burze się. - Wasz Zamek mnie nie interesuje, ale interesuje mnie to co się dzieje pod nim – zacząłem chodzić po dachu .– Poza tym lokum i ciepłe jedzenie jest mi na rękę.
- Nie rozumiem co chcesz powiedzieć…
- Że macie nowego lokatora! – szczerzę się w uśmiechu.
- Mogłeś zostać w Niebie, tam to masz gwarantowane – zauważyła sucho.
- Tak… ale tam nikt nie choruje – mówię jakby to wszystko wyjaśniało.
- Jesteś Medykiem – stwierdziła szybko.
Jak w jakimś teleturnieju, ja chce powiedzieć jak najmniej o moim życiu i o sobie, a ona chce wiedzieć jak, skąd i dlaczego. Nie lubię tych pytań – są uciążliwe. Tak samo zresztą jak ludzie, którzy je zadają.
- Tak. Lecznicze rączki i te rzeczy – machnąłem lekceważąco ręką w powietrzu.
- Taki ktoś się nam przyda – stwierdzała praktycznie.
- Oczywiście, ale częściej będę przebywał na ziemi, jeżeli się nie urazisz. Tutaj będzie więcej chorych niż u was.
- Mimo to …. zaprowadzę cię do reszty.
Wzbiła się w powietrze zostawiając za sobą lekki podmuch wiatru. Leciała zwinnie i szybko jak sokół, zostawiając za sobą przetarty szlak powietrza.
„ Niezła” podsumowała Szi – szi.
- Tak latać to i ja mogę. Trzymaj się!
Pobiegłem do przeciwnego kąta budynku i odbiłem się jak najmocniej od krawędzi. Wzleciałem pionowo w górę, kręcąc się wokół własnej osi jak korkociąg. Rozpostarłem ręce. Z piersi wyrwał się okrzyk radości. Poleciałem w dół i w ostatniej chwili rozwinąłem biało - niebieskie skrzydła.
„ To się nazywa lot!” Szi – szi wysadziła głowę za kieszeni, napawając się wiatrem czeszącym jej futerko.
Zarobiłem szybko beczkę i uniosłem się wyżej.
- Juuuhuuu!
Granica właśnie się otwierała dla jeszcze jednej osoby. Złudzenie pustki znikało widziałem coraz więcej … nie tylko chmury.
Wyfruwam ponad ich poziom. Burza cichnie. Wiatr wzburza chmury, formując najpiękniejsze rzeźby na świecie. Słońce świeci jasno, jakby nie znając smutku deszczu… Wszystko jaśniało niby wypolerowane złoto, pokazując to co najlepsze: błękitne czyste niebo, karmelowe obłoczki, stada kaczek na horyzoncie i anioły dryfujące spokojnie w przestworzach. Obok mnie przeleciał zielony feniks, zalewając mnie zielonymi plamkami światła odbitymi od jego piór. Zmrużyłem oczy. Czułem spokój i radość. Rozłożyłem ręce. Nigdy nie czułem się tak wolny.
Nagle mym oczom ukazał się piękny widok. Wielki, masywny, strzelisty zamek. Zawieszony pośrodku granitowej skały, jakby wyrwany z obrazu Renē Magritte’ go „ Zamek w Pirenejach” . Gapiłem się na to COŚ z podziwem, ile pracy trzeba było, by tyle skały mogło wisieć w powietrzu. Nie wliczając tego zamku… Tak ten widok nie należał jak najbardziej do codziennych. W Niebie wszystko miało swoje miejsce żadnej groteski, przesady. Schludność i piękno - to tam dominowało, a tu..Wow. Wiszący masyw skalny i milutki zamek Draculi na nim. Jak dla mnie...
- Już mogę tu mieszkać - przyznaję i odszukuję wzrokiem Rebecce.
Podlatuję szybko o mało nie potrącając jakiejś jaskółki po drodze.
-,, Sorry stary,, - myślę i zatrzymuję się koło anielicy.
- No i oto nasz dom – oznajmia z powagą.
- Niezły - przyznaję i podążam za nią ku głównemu wejściu.
Czuję…. Że życie tu będzie czymś CO NAJMNIEJ niezwykłym.
Jedno słowo: wiewiórka o.o
OdpowiedzUsuńNo i trzonek od miotły... xD
Rozumiem przez to, że się spodobało.... co nie ukrywam mnie cieszy xd
Usuń