Podszedłem do rzucającej przekleństwami wiewiórki i delikatnie położyłem sobie ją na ramieniu. Od razu się nastroszyła zła i skuliła się w kulkę trzęsącej się galarety.
„ Ty *****, ty przeklęty *****, jak ja cię kiedyś dopadnę, to **** nie ręczę **** za siebie!” krzyczała roztrzęsiona, wymyślając na poczekaniu zupełnie nowe wyrazy.
Dla waszego dobra za cenzurowałem te „ wyrazy ”. Nie chcemy przecież żebyście to słyszeli. Wystarczy, że ja muszę tego wysłuchiwać…
- Umiesz rozmawiać ze zwierzętami? – wypalam nagle.
- Taaak, a co? – zdziwił się.
- Ale jej wypowiedzi nie słyszałeś? – upewniłem się.
- Niezbyt, jakieś tylko szumy… - przyznał.
- To dobrze, bo nie chcesz wiedzieć jakich ona wyrazów teraz używa…
„ ****** w ****, pożałujesz tego *****!” Szi – szi opanowana furiią wiewiórki zbiega po mnie i wskakuje do kieszeni, by tam się wyciszyć i zapomnieć o tym …. Jak go nazwała? ******…
Patrzył na to zmieszany.
- A mówiła coś nieprzyzwoitego? – zaciekawił się.
- **** nieprzyzwoitego – przyznałem.
Uśmiechnął się.
- No dobra, nie wiedziałem, że gryzoń ma takie rozbudowane słownictwo.
- Bardzo ją uraziłeś… - przyznałem wychodząc za nim z pokoju.
- A co nie tak, powiedziałem?
- Nazwałeś ją gryzoniem i przerwałeś najpiękniejszy moment w jej życiu. To wystarcza, by mogła tak o tobie mówić.
- A… - zamyślił się – Mogę jej to… jakoś zrekompensować?
- Mówiłeś coś o Kawie i Nutelli… tak? – na mojej twarzy pojawił się diabelny uśmieszek.
- No… Ale! – wystraszył się – To bomba kaloryczna i energetyczna! Jak jej to podamy…. Zejdzie na zawał przedtem obracając wszystko w miazgę!
Uniosłem pytająco brew do góry.
- Co tak nagle zacząłeś się przejmować jakimś „ gryzoniem” ?
Speszył się. Dotarliśmy już do kuchni. Przeciągnąłem się jak leniwy kocur i spojrzałem na czajnik stojący w rogu…
- Gotuj wodę – otworzyłem najbliższą szafkę – będzie się działo!
- Ale mówiłem, że…
- Zrobimy coś jeszcze bardziej FAJNEGO…
Fajne w moim słowniku oznacza, że TO, będzie bardziej szalone niż fajne, ale…
Raz się żyje, nie?
---------------------------- długą chwilę później ---------------------
---długą chwilę później i po rozwaleniu połowy zastawy i zużyciu wszystkich orzeszków jakie tu były—
- To jest SZALONE! – Sitael patrzył na mnie z niepokojem.
- To jest FAJNE – szczerze się rozkosznie.
Anioł w końcu ulega.
- Dobra… ale zwalamy na Jeffa, jakby co?
- Oczywiście – podaje mu rękę.
- Wiesz co masz robić?
- Jasne. Wszyscy na polu za pół godziny…
Wychodzi szybko z kuchni i kreuje się w stronę holu. Oj… będzie głośno.
Ja tymczasem zabieram mały pakuneczek i ruszam w przeciwnym kierunku.
----------------- pół godziny później-----------------
- Po co my tu jesteśmy? – Yeiazel patrzy na nas z nieukrywaną pogardą.
Na zewnątrz było zimno. Wszyscy podobierali się w małe grupki i rozmawiali ożywieni. Sitael zebrał ich tak, że nikt nie wiedział, przez kogo TAK NAPRAWDĘ został tu ściągnięty. Ja zaś spokojnie wdychałem zapach wieczornego powietrza i gapiłem się na zamek. Szi – szi ciągle zła siedziała mi na ramieniu. Podchodzi do nas Anioł.
- Wszystko gotowe – mruczy zadowolony.
- Dobrze, że nie jestem taki tępy z magii jak dawniej – przyznaje ustępując mu miejsca na murku.
- Masz Pop – corn ? – pyta jeszcze.
- Niezbyt – przyznaje i mówię do Szi – szi.
- A … i Sitael chciał ci coś powiedzieć… - szturcham go znacząco.
- No Taaak – odchrząknął – To wszystko dla ciebie.
„ O czym on gada?” zdziwiła się patrząc to na mnie to na niego.
- Wciśnij tylko ten guzik – poleciłem.
Podałem jej małe pudełeczko z dużym czerwonym guziczkiem ON/ OFF. Od razu na niego skoczyła. A wtedy… wtedy….
Żałujcie, ze was tu nie było.
Zamek momentalnie się podświetlił. Z głośników sprytnie zamontowanych w koronach pobliskich drzew dobiegł nas złowrogi warkot. Ziemia się zatrzęsła.
- Co to jest?! – dobiegł nas spanikowany głos Kany. Pokazywała coś palcem. Wszyscy zwrócili ku temu oczy.
Na wieżach naszego zamku pojawiło się jakieś małe stworzenie. Wiło się niespokojnie pośród rzędów dachówek i patrzyło się na nas zdziwione. Sitael jako jedyny nie zaskoczony wyjął drugie pudełeczko i postawił na nim antenkę.
- Kryj mnie, co? – zwrócił się do mnie i wskoczył za tył murka.
- Jasne – zasłoniłem go plecami i gapiłem się jak reszta, na małego brązowego smoka na dachu.
Był piękny. Miał na sobie zbroję jakby z kawałków łupin orzechów, cały otaczał się jakby przyjemną mgiełką o zapachu kawy z cynamonem. Oczy zrobione z dwóch czarnych cekinów świeciły się ożywione. Łapy zakończone pazurami z pozbijanych uszek filiżanek, skrzyły się jasno. Ogon podrygiwał niespokojnie. Zachowywał się jak bardzo przestraszony kotek, który nie wie co zrobić. Wtedy dałem znać kaszlnięciem Sitaelowi .
Jaszczurka nagle zamarła i jak na zawołanie rozłożyła piękne jasno – karmelowe skrzydła. Sfrunęła na nich z wdziękiem i wylądowała w sam środek zebranych.
Przywitał ją zduszony okrzyk: „ Oooh!” wszystkich anielic i: „ Coooo?” wszystkich panów na sali.
Spojrzałem na Szi – szi.
- A to jeszcze nie wszystko – wyszeptałem jej do uszka tak cicho, że tylko ona mogła to usłyszeć.
Smok złożył skrzydła z głuchym chrzęstem orzechów i zamarł w oczekiwaniu. Potoczył wzrokiem po wszystkich oczekując aplauzu. Nie doczekawszy tego zaczął chodzić między wszystkimi ocierając się o ich kostki. Przejąłem inicjatywę w swoje ręce widząc mordercze spojrzenie Andy’ego i Jeffa. Zagwizdałem. A był to najbardziej wyraźny i natarczywy gwizd na taksówkarza, jaki istniał. Gadzina spojrzała w moją stronę i zanim ktokolwiek zdołał coś zrobić pobiegła do zamku.
Wszyscy zaś za nią. A było bardzo łatwo sprawdzić gdzie biegła. Smok zostawiał po sobie szlak orzechów ziemnych i laskowych, więc mogliśmy łatwo dotrzeć za nim do kuchni.
Siedział tam zadowolony z szeregiem kubków przed sobą. Spojrzał na każdego z osobna.
- Czego ten gad chce? – z tłumu doszedł zgryźliwy głos Ognika.
- Najlepiej jest go ukatrupić tu, na miejscu – odezwał się prowokacyjny głos Jeffa.
- Nie wiemy co zamierza! – zaczęła sprzeczać się z nim Rebecca.
- Chyba chce nam zrobić kawę – z daleka dobiegł głos Lux.
Wszystko zamarło. Spojrzeli na nią. Co ona niby gada?
Uśmiechnąłem się. Szybko do tego doszła. Przedarłem się przez tłum i wiozłem kubek do ręki.
- No to spróbujmy!
- Andy – zwróciłem się do Upadłego – Jaką kawę chcesz na dzisiaj?
- Espresso niech będzie… - niepewnie podszedł bliżej. Jego oczy zabłysły dziwnym blaskiem rozbawienia, a ramiona lekko popadły rozluźnione.
Na dźwięk słowa ” Espresso” jaszczurka zadygotała i z jej uszów buchnęła para, rozległ się dźwięk gotowanej wody i z pyszczka popłynęła pachnąca kawa z dodatkiem nuty orzeszkowego kremu.
Podałem mu kubek. Niechętnie skosztował. A później rozpromienił się nagle. Wszyscy na niego patrzyli.
- Takiej dobrej kawy jeszcze w życiu nie piłem!
------------------------ kilka kubków później ---------------------------
Wszyscy rzucili się do cudnej żywej kawo maszyny. Tylko Jeff do końca nie był przekonany, czy TO nie chce nas pozabijać, ale w końcu i on zamówił zwykłą kawę sypaną…
Zasiedliśmy do stołu i radośnie gawędziliśmy do późnej nocy. Bardzo późnej bo kawa zrobiła swoje.
Włączyliśmy jakiś film i wyjęliśmy kruche ciasteczka. Czuć było miłą atmosferę…
Całe to zamieszanie z nowymi członkami i misją zrobiło swoje, a dobry nastrój i kiepski film z wybornym komentarzem wszystkich, rozluźnił atmosferę. Zaczęliśmy czuć się jak rodzina. Pogadałem ze wszystkimi nawet z Jeffem zchodząc na temat różnic między bombą atomową a jądrową. Ja nie widziałem różnic, a on całe mnóstwo i było fajnie.
Dopiero o jakiejś piątej nad ranem zaczołgałem się do pokoju z Szi – szi, która nie chciała zostawiać swojego nowego towarzysza, gdy okazało się, że umie produkować również gorącą czekoladę z orzechami.
- Podobało się? – zapytałem już zgasiwszy światło.
„ To była najlepsza gorąca czekolada jaką piłam w życiu” przyznała „ A i ten Sitael… może nie jest taki zły… Jeżeli jeszcze przeprosi za tego gryzonia”
- Już przeprosił…. – odparłem zasypiając i śniąc o orzechowym smoku produkującym dla mnie jeszcze jedną kawę…
< Sitael lub kto tam jeszcze chce xD >
Poprawcie mnie jeśli się nie mylę - czy przypadkiem co jakiś czas nie jest zmieniany czas? No, z teraźniejszego na przeszły i na odwrót.
OdpowiedzUsuńAle poza tym to jest zaiste zajebiste. Wiedziałam, że duet Sitael&Noath będzie udany.
Najwidoczniej - tak, skoro mówisz, że to zauważyłaś. I ciekawe co dopisze dalej Sitael, bo nie mogę się zaiste doczekać.
OdpowiedzUsuńA i trzeba naszą nową maszynę do kawy jakoś nazwać... xD
~ Noath
Kawodzilla!!! ^^ i trzeba go umieścić w zakładce naszych terenów, przy zamku xD
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie: woda z mózgu o.o ~ Yeiazel Advachiel
Woda z mózgu - czyli... ?
Usuń~ Noath
Konkretnie nie wiem, jak to skomentować. To jest tak niemożliwie przegięte i nie.. Niemieszczące się w głowie, że szok. Po prostu woda z mózgu xD ~Yeiazel Advachiel
UsuńUznać to za pochwałę czy nie? Bo ja umiem naprawdę pisać poważnie i smutno, ale widząc opowiadania innych stwierdzam, że taki styl pisania mógłby się zlewać i nic nie działo by się tu ciekawego... Ale teraz nie wiem, czy to tak działa... ~ mętlik w głowie N.
UsuńHaha, nie no, mistrzowskie xDDDDDD
OdpowiedzUsuńJak ty możesz nie widzieć różnicy między bombą atomową a jądrową, hę? ;3;
~Jeff
Ostatnio wysłuchałam bardzo interesującej rozmowy, gdzie jedna bardzo mądra osoba tej różnicy nie widziała... Więc tak - można tego nie rozróżniać xD Pozdo dla tej osoby... to tak à propo;)
UsuńHaha, nie no spoko xd tak czy siak, opo fajowskie :3
Usuń~Jeff