niedziela, 26 stycznia 2014

Od Jeff'a C.D Luxii

Ostatecznie, ciastka, które podarowała mi Luxia miał przyjemność skonsumować Salvador. Uznałem, że spróbowanie ich byłoby swego rodzaju uprzejmością wobec Anielicy, a czegoś takiego wolałbym uniknąć. Nikogo tutaj nie miałem zamiaru traktować przyjaźnie, czy jako równego sobie. Szczególnie, że ona nie była upadłą... Oni wszyscy byli źli... Tak samo jak Ci, co mnie strącili, czy raczej sprowokowali do zachowania mającego takie konsekwencje. Tak czy siak, krukowi wydawało się smakować, co było entuzjastycznym znakiem. Salvador zwykł być wybredny i jadł tylko wykwintne przysmaki, które i tak nie zawsze zaspokajały jego wygórowane potrzeby. Z bólem serca podkradłem mu mały kawałek i stwierdziłem, że nie były wcale takie złe. Mimo to, pozwoliłem ptakowi dokończyć ich resztki.

Przez chwilę rozpatrywałem opcję uwalenia się na miękkim łóżku i przeleżenia tam wieczności, lecz wybrałem tę drugą możliwość, mającą na celu obejrzenie okolicy i względny odpoczynek na dachu przy odgłosach miasta. Zwiedzanie właściwie długo nie trwało, gdyż Los Angeles znałem jak własną kieszeń, a w czeluści zamku nie miałem nawet zamiaru się pakować. Skoro zdążyłem zgubić się w poszukiwaniu pokoju, to przy większej powierzchni nie wróciłbym tak łatwo...

Wylądowałem na dachu i mruknąłem coś do siebie, po czym usłyszałem delikatny i melodyjny głos, który miałem okazję już poznać. Lux, cholera, to znowu ona...

I tak potraktowałem ją najprzyjaźniej jak umiałem, a zauważyłem, że oczy jej wyraźnie zapełniły się łzami. Niby nie płakała, ale zdawała się mieć taką chęć. Poza tym krwawiła.

- Luxia... - zacząłem bezbarwnym tonem i już miałem zacząć wypytywać o co właściwie tu chodzi - moja wścibska natura - ale Anielica wstała i skoczyła w dół, by następnie unieść skrzydła i wznieść się w powietrze. Westchnąłem i bez słowa rzuciłem się za nią. Tak nie krwawią zadrapania, to musiała być głębsza rana. Eh, rzecz jasna wiem to z doświadczenia, zwykłem próbować różnych technik cięć, kiedy nie używałem vector'ów.

Lux wylądowała w środku zamku i ruszyła w stronę pokoju. Podążyłem za jej przykładem.

- Po co za mną idziesz? Nie musisz przepraszać za to z tymi ciastkami. - mruknęła przystając.

- Hah, nawet nie mam zamiaru. - odparłem kpiąco, a jej mina wyraźnie zakomunikowała "Tak też myślałam..." - Co to za krew, hę? Tniesz się czy jak?

- Co?! - krzyknęła oburzona. - To dawne blizny, raczej nie Twoja sprawa! - burknęła. Wzruszyłem ramionami, chociaż miałem ochotę wiedzieć.  Wtem poczułem rzut na plecy i runąłem jak długi twarzą na zimną, marmurową posadzkę. Ktokolwiek to zrobił, umrze śmiercią długą i bolesną.

- Jeff! - Wrzasnęła sprawczyni siadając ma na plecach i przygniatając do ziemi. W jednej chwili ją rozpoznałem, bez spojrzenia. To musiała być Yeiazel. Jedna z moich dawnych przyjaciółek, siostra z chóru, sprzed strącenia. Z tego co wiem podpadła prawie tak mocno jak ja, ale nie miałem okazji zapytać się o okoliczności.

- No proszę, stałeś się upadły, czemu mnie to nie dziwi!? - zaśmiała się serdecznie.

- Większość dziwiło.  - Powiedziałem nie okazując emocji i przy okazji wstając co w rezultacie zakończyło się brutalnym zrzuceniem Yez na posadzkę. Prychnęła na mnie i wstała otrzepując się. Wydała się być zadowolona z faktu, iż stałem się Upadłym, tak jak i ona. Luxia spojrzała na nas zdziwiona. Yeiazel przystąpiła do tłumaczeń.

- Jeff to mój kolega, jeszcze zanim zostaliśmy strąceni. Był z niego taki świętoszek... tylko ja wiedziałam, że udaje. Dlatego wszystkich tak zdziwiła druga, mordercza strona naszego Diclonius'a.* - zaśmiała się. Gdyby nie sentyment do tego stworzenia, zapewne już taplałaby się we własnej krwi. Lux przytaknęła powoli, teraz nieco zbita z tropu.

- Ja.. muszę już iść... - wymamrotała Anielica w odpowiedzi i odwróciwszy się zaczęła pośpiesznie zmierzać w stronę pokoi.

- Pierwszy dzień a ty już swoje. Czym ją tak przestraszyłeś? - zapytała Yez.

- Ja? Że niby ja miałbym kogoś przestraszyć? Przecież jestem niebywale słodki - odbiłem ironicznie. - Spieprza bo dowiedziałem się, że się tnie. - na te słowa Luxia odwróciła się gwałtownie i oczywiście zaczęła zaprzeczać. mała prowokacja, może teraz powie, skąd te rany...




<Lux? Yez? (ty upierdliwa siostro z chóru ;w;)>

3 komentarze:

  1. Wróciłam, jakby co.
    //Andrew

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok ;3;
    Ej no, co to za przerwy? xD GG musiało zniekształcić ;3;
    ~Jeff

    OdpowiedzUsuń