środa, 29 stycznia 2014

Od Jeff'a C.D Luxii


-Przestań za mną chodzić! - pisnęła Anielica. Westchnąłem ciężko, znużony jej ciągłymi histeriami.Co jak co, ale pomimo znaczącej ilości przyjaciółek, jakie posiadałem przed strąceniem, nigdy nie będę w stanie zrozumieć płci słabszej. Wybuchają płaczem z powodów nieznanych największym myślicielom. Kobiety, ot co.
- Bez względu na mój stosunek do Ciebie, a w tym wypadku raczej negatywny.. - zacząłem i zmierzyłem ją moim firmowym, mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. To prawda, denerwowała mnie, ale nie było to zbytnie wyróżnienie. Denerwowali mnie wszyscy zamieszkali w zamku. Mniej lub więcej, ale zawsze coś. - nie mogę Cię zostawić samej sobie w takim stanie.
- Chyba się przesłyszałam. - zaśmiała się przez łzy, które uparcie płynęły dalej bez umiaru i przyczyny. - Od kiedy to Cię obchodzi, co? - burknęła. Wzruszyłem ramionami. Właściwie nic mnie to nie obchodziło. Skąd u mnie takie pseudo-przyjazne odruchy? Zapewne z poprzedniego życia...
- Jeszcze sobie coś zrobisz. Ktoś kto nie umie przykręcić zwykłej żarówki pod groźbą porażenia i stracenia władzy w ręce, zabije się potykając o własne nogi, w najgorszym przypadku o grudkę ziemi. - zadeklarowałem i skrzyżowałem ręce. Luxia prychnęła, lecz nie przestała płakać. Poczułem powiew chłodnego powietrza. Po co ona się pchała do tego zatęchłego miejsca? Było bardzo wilgotno i zimno, do tego śmierdziało zgnilizną. Jej delikatna, nie przystosowana do życia postać zdawała się zupełnie kontrastować z otaczającym nas obrazem.
- Ktoś kto mordował z zimną krwią i pełną brutalnością dziesiątki ludzkich istnień wcale nie przejmie się jeszcze jedną martwą duszą, w razie jakby mi się coś stało. - wykrzyczała mi w twarz. Zaczęło do mnie docierać, że chyba nadal boli ją moje zachowanie, prezentowane podczas podarowania ciastek. Ja jednak nie miałem zamiaru za nic przepraszać, to nie w moim stylu.
Tak czy owak, wkurzyłem się i chwyciłem ją mocno za ramię. Trochę za mocno, bo jęknęła z bólu.
- Głupia jesteś, wiesz? - warknąłem. Rozpłakała się jeszcze bardziej. - Chcesz ze mną zadrzeć? - na moje słowa Luxia zadrżała i pokręciła przecząco głową, cała rozdygotana.
- W takim razie japa i idziesz ze mną. - ryknąłem i ruszyłem przed siebie w stronę schodów prowadzących na górę. Pierwsze co, to musiałem opuścić to przeklęte miejsce, fatalnie się tu czułem. Zrobiłem kilka kroków po stopniach i spojrzałem za siebie. Lux stała przerażona i wpatrzona we mnie z wielkimi oczami. Mój wzrok znowu wystarczył aby chwiejnie i bojaźliwie za mną ruszyła.
Powoli zaprowadziłem ją do swojego pokoju i zamknąłem drzwi. Anielica miała minę jednoznaczną, wyrażającą Bóg wie jakie wymysły na temat mojego "porwania". Powstrzymałem się od śmiechu.
Bez słowa, pozostawiwszy ja tam stojącą jak wrytą podążyłem do łazienki. Poszperałem w szafce i wróciłem do niej trzymając w ręce apteczkę. Siłą posadziłem ją (nadaj płaczącą jak bóbr) na łóżku. Usiadłem obok.
- Daj rękę. - rozkazałem krótko. Zrobiła to nieśmiało. Wyciągnąłem z pudełeczka wodę utlenioną jakąś gazę i bandaż. W takich sprawach byłem zupełnie ciemny, ale postanowiłem, że najlepiej będzie najzwyczajniej opatrzyć te nieszczęsne rany. Czemu ona o tym nie pomyślała?
Podciągnąłem rękaw jej ufaflunionej w krwi bluzy i skropiwszy wodą, zabandażowałem.
- Już księżniczka zadowolona? - burknąłem trzymając ją za dłoń.
- J-Ja.. - pisnęła dławiąc się łzami i patrząc mi głęboko w oczy. Westchnąłem ciężko, pochowałem medykamenty i rzuciłem apteczkę gdzieś na szafkę. Zamknąłem oczy zastanawiając się co dalej, po czym spojrzałem na zegarek, stojący nieopodal na komodzie z jasnego drewna. Podniosłem brew wpatrzony.
To już tak późno?
- Kładź się - zwróciłem się oschle do Luxii wskazując na łóżko. - Musisz w końcu odpocząć, bo robi się z Ciebie jedna, wielka kupka nieszczęścia.
- Co!? - wrzasnęła i już miała rzucić się do ucieczki, kiedy wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Bez takich mi tu. Jestem może i mordercą, ale nic poza tym. Żaden zwyrol. - zaśmiałem się. - Poza tym ja z grubsza nie śpię, nigdy nie było to w moim zwyczaju. Przeważnie przemieszczam się po Los Angeles, nocą jest tam najciekawiej. - dodałem i podszedłem do okna. Podziwiałem miasto oświetlone tylko przez setki kolorowych światełek. Ono tak jak ja, nigdy nie zapada w drzemkę. Otworzyłem okno, pozwalając aby wiatr wpadł do pokoju rozwiewając włosy mi i Anielicy.
- Idź spać. - rzuciłem do niej jeszcze raz, nadal obserwując L.A.
- A-ale... - mruknęła cicho. Nareszcie przestała płakać, choć jeszcze się trochę zacinała.
- Natychmiast, albo Ci w tym pomogę! - krzyknąłem i łypnąłem na nią kątem oka. Zrezygnowana wgramoliła się pod kołdrę i opatuliła tworząc coś w rodzaju kokonu.
- Zadowolony? - burknęła. Charakterek jej powrócił.
- Dobranoc. - rzuciłem krótko bez barwy głosu i wyleciałem przez okno, ciekawy jak dzisiaj ludzie będą się wzajemnie zarzynać po nocach. Ostatecznie dzisiaj byłem najmilszy, niż w ciągu ostatnich przynajmniej stu lat spędzonych na Ziemi.

<Luxia? Zacznij już bodajże następny dzień xd>

3 komentarze:

  1. Ale wy sprzecznie siebie nawzajem opisujecie... xD ~ Yeiazel Advachiel

    OdpowiedzUsuń
  2. Masakra... Dwóch medyków w zamku i wszyscy chodzą poranieni. No, hej leczenie to moja działka, nie? XD
    ~ Noath

    OdpowiedzUsuń