Wyłączyłem bezprzewodową kosiarkę i otarłem pot z czoła - ścieżka wreszcie była gotowa. Nie wyglądała najlepiej, ale można było swobodnie przejść między krzakami bez ryzyka obdrapania. Stwierdziłem, że na razie taka wystarczy. Podniosłem z ziemi szarą koszulkę - którą ściągnąłem na czas pracy - i naciągnąłem ją na siebie. Swe kroki skierowałem do zamku, bo planowałem poinformować Yez o skończonej pracy i coś zjeść, zanim odwiedzę Ashley'a - chciałem oddać mu narzędzie już dzisiaj. Powoli szedłem ciesząc się przyjemnie grzejącym słońcem.. Zawsze uwielbiałem ciepło i promyki na swojej skórze - może to miało związek ze Słońcem, które odpowiada Aniołom Zwierzchnictwa? Nawet jeśli, to ja już nim nie byłem. Z rozmyśleń wyrwał mnie widok Jeffa, anioł zmierzał dokądś korytarzem. Szedł szybko i pewnie, nawet na mnie nie patrząc. Jego czarne skrzydła były rozłożone i lekko nastroszone. Rebecca trochę mnie zbeształa za przyjęcie go - był niebezpieczny i to bardzo, ale podjąłem ryzyko. Miałem nadzieję, że z mojej decyzji nie wyniknie nic złego.
Gdy znalazłem się przed drzwiami Yez zapukałem głośno. Dziewczyna mi otworzyła.
- Twój pegaz mnie nie posłucha, prawda? - wypaliłem od razu.
- Ona ma na imię Tagora - warknęła Yeiazel - I nie, nie sądzę. Czemu pytasz?
- Nic, po prostu jest silna i łatwiej byłoby mi przetransportować na ziemię kosiarkę z jej pomocą. Sam też sobie poradzę - uśmiechnąłem się do anielicy - Cześć! - rzuciłem, ale Yez złapała mnie za rękę.
<Yeiazel? Tylko jeśli się ze mną zabierzesz na ziemię, to mi zostaw spotkanie z Ashley'em do napisania :p>
Okok :D ~Yez.
OdpowiedzUsuńNo, muszę wymyślić gdzie mi się tak spieszyło xD
OdpowiedzUsuń~Jeff