- Więc? Więc jak to z tobą było, że tu jesteś? – Wyrwał mnie z przemyśleń
- Co chcesz wiedzieć? – Spojrzałam się na chłopaka
- Zanim się tu znalazłaś, miałaś „rodzinę”? – Pokazał gest dwoma palcami
- Nie, prócz jednego Animusa…
- Chłopak?
- Nie… Był to mały, czarny wiewiór.
Sitael spojrzał na mnie, pytającym wzrokiem.
- Umarł, spadając z wielkiej wysokości… Byłam strasznie do niego przywiązana, była to jedyna „osoba”, która mnie znała i potrafiła znieść moje humorki… Teraz bardzo za nim tęsknię.
- Mhm… Co zrobiłaś, że się tu dostałaś?
- Ja przez całe życie byłam i jestem samotniczką, miałam zamiar całe życie spędzić w samotności. Lecz widać, Bóg chciał inaczej. Kiedyś, pamiętam, latałam nad właśnie tym pięknym i wielkim miastem – Los Angeles. I zauważyłam właśnie ten wielki zamek. – Wskazałam ręką. – Przed bramą, była anielica, więc podleciałam do niej, rozmowa była krótka, w której trochę opowiedziałam o sobie i ona mnie przyjęła. Nawet nie miałam takiego zamiaru, aby mnie przyjęto, po prostu tak się stało. – Obojętnie ruszyła ramionami
- Nieźle. – Wyszeptał – A pierwsze wrażenie?
- Wielkość zamku mnie nie zdziwiła, lecz wszystkie te pokoje, skrytki, strychy, piwnice, doprowadzają mnie do lekkiego zaangażowania w jego zwiedzanie. – Cicho się zaśmiałam.
Podniosłam się z miejsca, rozpostarłam skrzydła i wyleciałam, skacząc z krawędzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz