wtorek, 8 kwietnia 2014

Od Alesyi C.D Siraha

Od Alesyi cd Siraha
Lux zdecydowanie nie wyglądała dobrze. Oczywiście nie, żebym się specjalnie przejmowała, ale…cho*era…czy wszyscy w tym zamku musza być obarczeni jakimiś problemami? Czasem słyszałam głosy dawnych znajomych, którzy wytykali mi moją „oschłość” na kłopoty innych. „Zainteresowałabyś się!”, albo „Zapytała się czy wszystko dobrze!”....bla bla bla…Głupie gadanie. I co to niby da? Wolałam działać niż grzać tyłek nad ckliwym pocieszaniem, a jeśli już pocieszać, to po prostu poprawiać humor głupimi żartami. Rzeczywiście. Czasem robiłam za błazna. Mocno narwanego i pyskatego, ale nadal błazna.
Wtrąciłam oczywiście w krótką wymianę zdań aniołów parę swoich „groszy”, które niemal standardowo zostały zignorowane. Lux zaś rzeczywiście musiała być myślami gdzieś indziej, bo niemal nie zwróciła uwagi na „przystojeństwo” nowego nabytku. Nawet ja „trzepotnęłam” rzęsami, choć prawdopodobnie moje zabiegi były pseudo-urokliwe.
Pukanie przypomniało mi jednak o zadaniu, które z góry uznawałam za interesujące. Biersack oczywiście zachował tę specyficzną dozę szacunku i nie wpadł do pokoju Luxii tak bezceremonialnie jak ja. Spojrzenie od razu skierował na dwójkę aniołów.
- Wszystko ustalone?
- Chyba tak – Luxia przewracała oczami niepewnie.
- Daj mu trzydziestkę - Musimy jeszcze chwilę porozmawiać….
W międzyczasie Sirah spoglądał, to na Upadłego, to na Anielicę, by na końcu zatrzymać spojrzenie na mnie. Posłałam mu pełen uśmiech i na migi wskazałam najpierw na Biersacka, potem rozcapierzyłam dłonie, demonstrując całą dziesiątkę swoich palców. Znowu posłałam mu łobuzerski uśmiech, gdy on wrócił spojrzeniem na Upadłego.
- Alesyo, mogłabyś zaprowadzić Siraha do pokoju? Chyba wiesz gdzie to jest – Biersack oczywiście zawsze wiedział, w jakim momencie się do mnie zwrócić, spojrzał na moje otwarte dłonie i podniósł brwi w lekkim zdziwieniu. Parsknęłam śmiechem.
- Dla Ciebie Biersack….prawie zawsze…i – dodałam już poważniej, by ukryć śmiech - spotkamy się przy głównym wejściu….- po czym płynnie zeskoczyłam z parapetu, złapałam za ramię siedzącego nadal Siraha i wyszłam, na pożegnanie machając nadal otwarta dłonią.
Dopiero za drzwiami puściłam anioła, który nawet nie próbował się wyrywać.
- On ma 10?
- Mhm – mruknęłam tylko próbując stłumić śmiech. Nie widziałam twarzy anioła, więc nie wiedziałam nawet jak zareagował. Stawiałam jednak, że podjął wyzwanie.
- Znowu łamiesz mi serce – zaśmiałam się kolejny raz, bo znowu wyczuć można było w jego głosie tę specyficzną nutę humoru. Przynajmniej nie traktował wszystkiego poważnie.
Zatrzymałam się przed drzwiami o barwie jasnego kasztanu. Jak każde inne były rzeźbione, ale też każde w odmiennym stylu i motywie. Oparłam się o przeciwległą ścianę i wpatrywałam w plecy Siraha, który majstrował przy zamku. Milczał przy tym, co w jego wypadku wydawało mi się dziwne. Otworzył w końcu drzwi, zatrzymał się w wejściu, po czym odwrócił się i podszedł do mnie.
- To miłego pobytu i takie tam inne uprzejmościowe życzenia…a ja znikam – rzuciłam, nadal szczerząc się perfidnie. Jego twarz zmieniła się. Znikł łobuzerski uśmiech.
- Może wejdziesz?
Zrobiło mi się gorąco. Jego spojrzenie zjechało na moje usta, które nienaturalnie wręcz zaczęły palić żarem. Cho*era. Kolejny przystojny gnojek? Nie zrobił jednak nic, za co z czystym sumieniem mogłabym go zdzielić. Niby za co? że mi się podobał? Choć dziwnie…zbyt mocno mi się podobał. Dłonie zacisnęłam. I zasyczałam, bo znowu przygryzłam wargę, która chyba dopiero przed chwilą zdążyła mi się trochę zagoić. Teraz, upierdliwa ranka znowu zalśniła czerwienią.
Sirah leciutki tylko uśmiechnął się i znowu delikatnie wytarł cieknącą krew. Szuja, skurczybyk jeden zakwaśniały, cho*era….ale, żadnego z tych określeń nie miałam siły wypluć.
- Powinnaś uważać. Masz za ładne usta, by tak je traktować – odsunął się.
Wypuściłam w końcu zmagazynowane powietrze. Powrócił litościwy chłód. Tylko serce nadal mi dygotało. Nieładnie tak pogrywać z upadłą.
Tym razem to ja podeszłam. Złapałam go za połę koszuli i przyciągnęłam go w dół, na wysokość mojej twarzy.
- Jeszcze raz będziesz próbował na mnie swoich sztuczek, to Ci zwyczajnie przyłożę… i nie damskiego „liścia”, ale skutecznego, lewego sierpowego- na jego twarzy przez jedna chwilę pojawiły się wyraz zdziwienia, a potem znużenia, które zmieniły się z chwilą, gdy musnęłam go ustami. (Pfff…..Alesya…ale żeś pierdolnęła).
Po czym bez słowa odsunęłam się, odwróciłam i ruszyłam na dół, cicho pogwizdując.
- Alesya! – odwróciłam tylko głowę, nie zwolniłam kroku – Powodzenia z Twoją 10.
Zaśmiałam się trochę głucho.
- To nie jest moja 10.
Zeszłam w końcu na sam dół. Minęłam kuchnię (już nieco ogarniętą…ehh..Biersack naprawdę nie miał co robić?). W końcu pchnęłam mosiężne wrota, które mimo swej ogromnej postury, zadziwiająco lekko dały się otwierać (kolejna przydatna sztuczka Biersacka…nadal mnie zastanawiało, skąd takie coś wytrzasnął…nie mówiąc o samym zamku…). Na schodach siedział już upadły. Łokciem opierał się o kolano. Głowę miał lekko opuszczoną, pozwalając czerni włosów tworzyć dodatkowy płaszcz. Dreszcz.
- Długo Ci tam zeszło Blackrist – nawet nie odwrócił się w moją stronę. Powiedział to jakby do siebie. Głos miał trochę chłodny. Zignorowałam.
- Ruszamy?
<Biersack?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz