Stałam oparta o mur, który swoim chłodem dziwnie koił nerwy. Ciche pogwizdywanie wymknęło mi się z ust, ale zaraz też i się skrzywiłam. Warga nadal bolała, a stróżka krwi bezbłędnie odnajdywała drogę do i tak przybrudzonego podbródka.
Na horyzoncie pojawiła się ciemna plama, która sugerowałaby powrót Upadłego. Postać czarnowłosego w końcu wylądowała. Podszedł bliżej. Na twarzy malowała się irytacja.
- No co Biersack…przynajmniej może się trochę rozruszałeś…i nie muszę znowu przez okno Ci demolki robić – upadły uśmiechnął się krzywo, ale chyba lekko wrócił mu humor.
- Tak, tutaj przynajmniej nie ma za dużo sprzętu, który mogłabyś zepsuć – tym razem to ja posłałam mu uśmiech, a jeszcze bardziej się wykrzywił, kiedy dostrzegłam kolejną ciemną plamę na horyzoncie, która płynnie zbliżyła się i stanęła niedaleko nas.
- Wiesz co Biersack, coś się za Tobą przybłąkało…Magnesy nosisz ze sobą, czy jak?
Upadły odwrócił się. Niedaleko stał anioł, choć coś dziwnego od niego emanowało. Biersack nachylił się lekko w moją stroną i rzucił tylko jedno zdanie
- W razie czego masz moje pełne pozwolenie na robienie bajzlu…ale to tylko „w razie czegoś”. - i ruszył w stronę nowoprzybyłego.
Po krótkiej wymianie zdań obaj uścisnęli sobie dłonie. No nie powiem, szybkością zawierania znajomości przebijali w tym momencie nawet mnie (zazwyczaj potrzebowałam 2 zdań na to). Stwierdziłam, że warto przyjrzeć się bliżej przybyłemu, więc podeszłam w ich kierunku. Noż…cholera…jegomość, który się pojawił wyglądał jak wyrwany z innych czasów. Szedł pewnie, wyprostowany, z uśmiechem, który sugerował przynajmniej lekkiego narwańca…i to przystojnego narwańca. Jakbym mogła, gwizdnęłabym z wrażenia. Zamiast tego, bezczelnie zlustrowałam jego postać. Czas jednak wrócić do rzeczywistości...bo przecież ów Noath sam się nie uratuje…chyba…
- Biersack, już świta. Gadasz z Luxią czy się zbieramy?
- Najpierw muszę popracować nad ochroną zamku – jego głos emanował chwilowym chyba zmęczeniem - Możesz zaprowadzić Siraha do Luxii? Później dołączę – no tak, musiał wzmocnić bariery, żeby znowu nam się coś nie przypałętało do zamku…choć w tym momencie, wcale mi to nie przeszkadzało…same ciekawostki tu się pojawiały.
Nowoprzybyły przyglądał się naszej wymianie zdań z zaciekawieniem. Poprawił przy tym kosmyk ciemnobrązowych włosów, który zsunął mu się za ucho. Jego oczy błyszczały nienaturalną wręcz zielenią, jakby prowokując do rozmowy. O nie. Teraz mnie nie podpuścisz (ale tylko teraz).
- No to chodź – rzuciłam i nie oglądając się ruszyłam. Przekalkulowałam w międzyczasie piętro i pokój, w który rezydowała Lux…ale aż smutno mi się robiło, gdy pomyślałam, że trzeba mi go zostawić pod opieka innej płci pięknej…No, ale czegóż się spodziewać. To był anioł, a anioły zazwyczaj omijają mnie szerokim łukiem (zazwyczaj jeszcze zanim wypowiedziałam swoje dwa magiczne słowa…).
Tak się pogrążałam nad swą żałością, że nie od razu poczułam to charakterystyczne przeczucie. Przystanęłam i odwróciłam się w jego stronę. Ja tu sobie oddaję się jakimś na wpół filozoficznym użalaniom, a ten mnie tu bezczelnie lustrował. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale zwyczajnie zaskoczyło. Anioł? Takie rzeczy?...No no no…
Spoglądał mi prosto w oczy, bez jakiegokolwiek skrępowania. Jego smukła dłoń sięgnęła niemal moich ust, by zatrzymać się na nadal (cholera) cieknącej stróżce krwi. Starł lepką ciecz i uśmiechnął się. Prawie mnie zatkało. Prawie.
- Mówią mi Sirah del Averto – skłonił się przy tym szarmancko - A jak brzmi twoje imię?
Skubaniec wiedział jak się podobać. Niestety (nawet dla mnie samej) ze mną nie ma tak łatwo. Ciekawe jak szybko się zniechęci?
- W skali od 1 do 10 ile mi dajesz? – miałam nadzieję, że wybiję go z tropu, ale absolutnie nie stracił rezonu. Odpowiedź padła niemal automatycznie, bez namysłu.
- 9
- Tylko?
- 10 mają u mnie tylko konie.
- No ładnie, jestem niżej niż koń.
- I tak wyżej niż większość ocenianych przeze mnie.
- Zapewne dlatego, że się o takie rzeczy nie pytają.
- Standardowo, to ja jestem od zadawania pytań.
- Na razie tylko Ty odpowiadałeś.
- Bo Ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie
Westchnęłam niemal teatralnie i tonem nauczyciela przedstawiłam się.
- W pakiecie z moim jestestwem dostałam imię Alesya, choć niektórzy mówią mi tu po nazwisku, a niektórzy…trochę inaczej, ale pozwolę sobie nie przytaczać, bo i tak posądzają mnie o zbytnie ubarwianie…
- W skali od 1 do 10 ile mi dajesz? – tym razem to on wystrzelił z pytaniem i miałam ochotę parsknąć śmiechem. Naprawdę nie miał problemu z samooceną.
- Miałam powiedzieć, że 10, ale dostaniesz 9…
- Łamiesz mi serce – jego mina jednak nie wyrażała żadnego smutku, uśmiech wciąż tkwił na jego ustach.
- Ktoś to musiał zrobić, padło na mnie – odwzajemniłam uśmiech i odsunęłam się lekko. – chyba powinniśmy ruszyć dalej, bo jeszcze ktoś stwierdzi, że Cię porwałam.
Całość naszej szybkiej wymiany zdań okraszał jego zawadiacki uśmiech. Rozbrajająco bezpośredni i szczery, z ta specyficzna dozą niekontrolowanego humoru. Jedni to lubią, drudzy tym gardzą. Mnie zdecydowanie pociągała jego osoba…ale za krótko go znam, by stwierdzać coś więcej. Jeszcze pewnie zdąży mieć mnie dosyć. W końcu, kto wytrzymałby z tak upierdliwą, pyskatą i złośliwą istotą jak ja (nie, żebym się chwaliła tak zacnym asortymentem zalet)?
<Sirah?>
O Boże! ;-; Tak dawno mnie tu nie było, ktoś mnie jeszcze pamięta? Wyblakłam jako postać na tym blogu i mam zamiar to naprawić. Oraz przeprosić. A tymczasem... YEIAZEL - EPICK COME BACK! >u<
OdpowiedzUsuń~Yeiazel Advachiel
Noooooooooooo...w końcu..już myślałam za Tobą listy gończe wysyłać:P
Usuń- Alesya -