Ciemna postać szybowała po ciemnym niebie nad L.A. Wznosiła się i opadała
zależna od prądów powietrza na swojej paralotni. Była prawie nie zauważalna.
Idealnie wtapiała się w otoczenie powoli zmierzając w stronę monstrualnego
zamku w chmurach.
Nie była taka jak inni śmiertelnicy. Widziała go i wiedziała, że może być jednocześnie jej jedyną szansą. Budynek migotał i załamywał się, ale dziewczyna czuła jego obecność i nie dawała się zwieść umysłowi, który mówił, że tam niczego nie ma.
Ustabilizowała lot. Silniczek wygasł posłusznie i bezszelestnie opadła z południowej strony zamczyska. Zwinnym przećwiczonym ruchem odprowadziła swoją maszynę w cień budowli i przykucnęła obok niej.
Odczekała chwilę, by sprawdzić czy nie uruchomiła alarmu i ostrożnie ruszyła do tylnego wejścia.
Było widoczne już z daleka. Jak na tylne wyjście, było aż za dobrze widoczne i dziewczyna zaczęła mieć wątpliwości czy to aby nie jakaś pułapka. Oddech jej przyśpieszył, gdy ostrożnie nacisnęła metalową klamkę. Rozległo się głuche KLING! A ona odskoczyła jak oblana wrzątkiem. Momentalnie skryła się za ścianą i czekała, aż ktoś przybiegnie by sprawdzić co spowodowało ten hałas.
Nikt nie przyszedł.
Już spokojniej znów nacisnęła klamkę i drzwi stanęły przed nią otworem. Wcisnęła się przez wąską szparę i nie wierząc w swoje szczęście sprawdzała rogi korytarza szukając czujników ruchu. Wiedziała, że mieszkańcy tego zamku muszą mieć jakieś zabezpieczenie, skoro nawet nie zamykają drzwi.
Spięła się w sobie jak kot i mimowolnie sięgnęła do swojego plecaka. Szybko wyjęła swój sprzęt na „ tą chwilę” i poumieszczała haki wzdłuż ścian, by zawiesić na nich linę. W kilka minut skonstruowała bardzo prosty układ sznurkowy, który miał zapewnić jej gwarancję, że nikt jej nie zdąży dogonić, gdy będzie chciała uciec tym wyjściem.
Jej ręce z wyuczoną sprawnością splatały kolejne zaciski z lin, a oczy skupione wypatrywały niebezpieczeństwa.
Upewniwszy się wszystkiego zbiegła po schodach i wtopiła się w mrok jak dusza rozpływając się w powietrzu.
***
Błądziła długo, starając się nie tracić orientacji. Trafiała do różnych korytarzy i do różnych pokoi, do których nie miała odwagi wchodzić, bojąc się złapania.
Czuła się jak włamywacz w cudzym domu. Męczyło ją poczucie sumienia i myśl, że nie może się to skończyć dobrze.
Skręciła znów w lewo i wyszła tym razem chyba na główny korytarz. Przez środek przerzucony był gruby czerwono czarny dywan, po bokach korytarza ciągnęły się jeszcze gęstsze szeregi drzwi i podpórki na pochodnie, które stały już wygaszone.
Postać przeczesała niespokojnym ruchem swoje gęste czekoladowe włosy i cicho podeszła do jednego ze stojaków.
Wyjęła jedną z pochodni i nie ważąc się jej zapalić sprawdziła opuszkami palców kiedy była używana.
W tej chwili doznała szoku. Paliła się tylko godzinę temu. Ktoś w tym zamku jeszcze nie zdążył zasnąć.
Obawy jej potwierdziły głosy na drugim końcu korytarza. Co najmniej dwójka ludzi zmierzała w jej kierunku.
Zamarła. Odłożyła pochodnię drżącymi rękami i wskoczyła spłoszona do pierwszego lepszego pokoju z brzegu.
Pech chciał by to była kuchnia. Przebiegła wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystkie szafki były za małe, by mogła się schować, lodówka po brzegi zapełniona, pod stołem ją szybko zobaczą.
Głosy przybliżały się szybko i już mogła rozpoznać, że są to na pewno dwie postacie, do tego mężczyzna i kobieta.
Zimny pot wystąpił jej na czoło, szukała ratunku grzebiąc w przestworzach plecaka. Nie mogła uspokoić oddechu, bała się, że zemdleje jak jeszcze bliżej podejdą. Nie mogła znaleźć kryjówki.
Byli tak blisko, że mogła dosłyszeć fragment ich rozmowy:
- … teraz – mężczyzna mówił to lekko podenerwowany jakby to była trudna decyzja.
- No co ty mi powiesz Biersack? – odpowiedziała mu kobieta.
Byli już bardzo blisko, prawie już obok wejścia do kuchni. Pisnęła nieopanowana.
Zatrzymali się, a ona zrozumiała, że popełniła najgorszy błąd w jej życiu.
Bez słowa dwie postacie weszły do kuchni. Pierwszy oczywiście mężczyzna. Był wysoki, miał szaroniebieskie oczy i czarne włosy w wardze błyszczał mu kolczyk. Z tyłu na plecach płasko położone leżały skrzydła. Czarne, ogromne skrzydła.
- Czarni Aniołowie – pomyślała rozgorączkowana – Już po mnie… Upadli.
Dziewczyna jeszcze silniej przywarła do ściany. Dosłownie przed chwilą podciągnęła się na framudze drzwi i przywarła do ściany ledwo się trzymając na cienkiej krawędzi oprawki do drzwi.- Wydawało mi się, że coś słyszałem – mruknął Upadły rozglądając się po kuchni.
Ciągle stał na progu drzwi, więc była jeszcze szansa, że nie przyjdzie mu do głowy patrzeć w górę.
Do kuchni za chwilę wchodzi też dziewczyna. Jest niższa do swojego towarzysza i nawet z tej wysokości można poczuć elektryczność przeszywającą jej ciało. Jest bardziej nieobliczalna niż sztorm na morzu. Spotkanie z nią to pewna śmierć.
Przez chwilę stała z założonymi rękami, ale później śmiało poszła na środek kuchni i otworzyła lodówkę. Upadły ciągle stał w progu.
A nasza postać ciągle z przerażeniem modliła się, by nie przyszło jej na myśl, akurat teraz się odwracać.
Niestety… jej modlitwy nie zostały wysłuchane.
Upadła ( jak sądziła dziewczyna) odwróciła się zadowolona z puszką Pepsi w ręku i zdziwiona spojrzała na dziewczynę stojącą tuż nad Upadłym i proszącą błagalnym wzrokiem, by nie krzyczała.
Upadła zrobiła coś lepszego.
- O k***a Biersack nie zgadniesz co wam się przypałętało do zamku.
Nasza włamywaczka jak na zawołanie zeskoczyła ze swojej kryjówki i wylądowała na stole z głośnym TUMP! Rozejrzała się po zdziwionych twarzach i nie wiedziała co powiedzieć. Drzwi były zablokowane, okno też odpadało, bo tamta dziewczyna stała jej na drodze do niego.
- Człowiek?- to było pierwsze słowa tak zwanego Biersack’a
- No i masz c***a jeszcze jedną piep***oną włamywaczkę!
Dziewczyna chciała coś jej powiedzieć. Może zaprzeczyć, ale zapomniała jak to zrobić, język nie potrafił ubrać w słowa tego co czuła, tego co chciała, gardło zaschło a umysł myślał zbyt intensywnie by coś powiedzieć.
Wtedy… Z jej plecaka wypadł i poturlał się po podłodze trzydziesto centymetrowy krasnal ogrodowy.
Patrzyli na to zdziwieni i zanim zdążyli coś powiedzieć…
PFFF!Z miejsca gdzie przed chwilą leżała figurka ział mały krater a w nim stał rozłoszczony dziesięciolatek w spodniach ogrodniczkach, kaloszach i jedwabnej koszuli z domalowanymi wąsami i czupryną szczeciniastych włosów na głowie. A i miał karabin maszynowy w rękach … to tak a propo.
- Co to k… - zaczęła Upadła, ale chłopak przerwał jej wkurzony.
- Jeżeli jeszcze raz przeklniesz w mojej obecności – przeładował karabin i wymierzył jej w głowę – przeszyje cię pocisk kalibru 20mm i zapewniam, że to nie będzie przyjemne.
- Kim ty jesteś?! – odezwał się nagle Biersack stojący z tyłu.
Dziewczyna kątem oka dostrzegła, że waży w ręku jakiś ostry nóż, który równie łatwo może zabić co karabin maszynowy krasnala.
Chłopak z karabinem zmierzył go wzrokiem ciągle celując w Upadłą.
- Krasnal Ogrodowy – odparł sucho – ale dla ciebie PAN Krasnal Ogrodowy z M1918 Browning w ręku.
- Gasti – dziewczyna nagle się odezwała schodząc ze stołu. – Miałeś się nie pokazywać.
- Nastąpiły inne okoliczności – Krasnal Ogrodowy poprawił sobie pasek maszyny na ramieniu i z mordem w oczach patrzył na Upadłą – I radzę nie razić prądem - zwrócił się do swojego celu – wywalisz korki w tym zameczku, a mnie tylko połaskoczesz jeżeli już.
Upadła zacięła usta i już miała coś powiedzieć ale włamywaczka przerwała jej zwracając się do Upadłego.
Przeszył ją nagły dreszcz, ale wiedziała, że teraz głos jej nie może zawieść.
- Ja i Gastrald szukamy mojego chłopaka - zapanowała cisza.
Zacisnęła swoje drobne ręce na krawędzi stołu. Patrzyła wyzywająco na Upadłego. Wiedziała, że nie może teraz odpuścić – za dużo przeżyła.
Biersack spojrzał przed siebie.
- Chodzi ci o Jeffa? Nie wiedziałem, że ma dziewczynę… - powiedział speszony i podparł się wolną ręką.
- Nie – zaprzeczyła, a jej głos przeszył wszystkie pokoje w tym zamczysku. – Nazywa się Noath Sparkle …. I jest Aniołem.
< Podobało się? >
CDN?
Nie była taka jak inni śmiertelnicy. Widziała go i wiedziała, że może być jednocześnie jej jedyną szansą. Budynek migotał i załamywał się, ale dziewczyna czuła jego obecność i nie dawała się zwieść umysłowi, który mówił, że tam niczego nie ma.
Ustabilizowała lot. Silniczek wygasł posłusznie i bezszelestnie opadła z południowej strony zamczyska. Zwinnym przećwiczonym ruchem odprowadziła swoją maszynę w cień budowli i przykucnęła obok niej.
Odczekała chwilę, by sprawdzić czy nie uruchomiła alarmu i ostrożnie ruszyła do tylnego wejścia.
Było widoczne już z daleka. Jak na tylne wyjście, było aż za dobrze widoczne i dziewczyna zaczęła mieć wątpliwości czy to aby nie jakaś pułapka. Oddech jej przyśpieszył, gdy ostrożnie nacisnęła metalową klamkę. Rozległo się głuche KLING! A ona odskoczyła jak oblana wrzątkiem. Momentalnie skryła się za ścianą i czekała, aż ktoś przybiegnie by sprawdzić co spowodowało ten hałas.
Nikt nie przyszedł.
Już spokojniej znów nacisnęła klamkę i drzwi stanęły przed nią otworem. Wcisnęła się przez wąską szparę i nie wierząc w swoje szczęście sprawdzała rogi korytarza szukając czujników ruchu. Wiedziała, że mieszkańcy tego zamku muszą mieć jakieś zabezpieczenie, skoro nawet nie zamykają drzwi.
Spięła się w sobie jak kot i mimowolnie sięgnęła do swojego plecaka. Szybko wyjęła swój sprzęt na „ tą chwilę” i poumieszczała haki wzdłuż ścian, by zawiesić na nich linę. W kilka minut skonstruowała bardzo prosty układ sznurkowy, który miał zapewnić jej gwarancję, że nikt jej nie zdąży dogonić, gdy będzie chciała uciec tym wyjściem.
Jej ręce z wyuczoną sprawnością splatały kolejne zaciski z lin, a oczy skupione wypatrywały niebezpieczeństwa.
Upewniwszy się wszystkiego zbiegła po schodach i wtopiła się w mrok jak dusza rozpływając się w powietrzu.
***
Błądziła długo, starając się nie tracić orientacji. Trafiała do różnych korytarzy i do różnych pokoi, do których nie miała odwagi wchodzić, bojąc się złapania.
Czuła się jak włamywacz w cudzym domu. Męczyło ją poczucie sumienia i myśl, że nie może się to skończyć dobrze.
Skręciła znów w lewo i wyszła tym razem chyba na główny korytarz. Przez środek przerzucony był gruby czerwono czarny dywan, po bokach korytarza ciągnęły się jeszcze gęstsze szeregi drzwi i podpórki na pochodnie, które stały już wygaszone.
Postać przeczesała niespokojnym ruchem swoje gęste czekoladowe włosy i cicho podeszła do jednego ze stojaków.
Wyjęła jedną z pochodni i nie ważąc się jej zapalić sprawdziła opuszkami palców kiedy była używana.
W tej chwili doznała szoku. Paliła się tylko godzinę temu. Ktoś w tym zamku jeszcze nie zdążył zasnąć.
Obawy jej potwierdziły głosy na drugim końcu korytarza. Co najmniej dwójka ludzi zmierzała w jej kierunku.
Zamarła. Odłożyła pochodnię drżącymi rękami i wskoczyła spłoszona do pierwszego lepszego pokoju z brzegu.
Pech chciał by to była kuchnia. Przebiegła wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystkie szafki były za małe, by mogła się schować, lodówka po brzegi zapełniona, pod stołem ją szybko zobaczą.
Głosy przybliżały się szybko i już mogła rozpoznać, że są to na pewno dwie postacie, do tego mężczyzna i kobieta.
Zimny pot wystąpił jej na czoło, szukała ratunku grzebiąc w przestworzach plecaka. Nie mogła uspokoić oddechu, bała się, że zemdleje jak jeszcze bliżej podejdą. Nie mogła znaleźć kryjówki.
Byli tak blisko, że mogła dosłyszeć fragment ich rozmowy:
- … teraz – mężczyzna mówił to lekko podenerwowany jakby to była trudna decyzja.
- No co ty mi powiesz Biersack? – odpowiedziała mu kobieta.
Byli już bardzo blisko, prawie już obok wejścia do kuchni. Pisnęła nieopanowana.
Zatrzymali się, a ona zrozumiała, że popełniła najgorszy błąd w jej życiu.
Bez słowa dwie postacie weszły do kuchni. Pierwszy oczywiście mężczyzna. Był wysoki, miał szaroniebieskie oczy i czarne włosy w wardze błyszczał mu kolczyk. Z tyłu na plecach płasko położone leżały skrzydła. Czarne, ogromne skrzydła.
- Czarni Aniołowie – pomyślała rozgorączkowana – Już po mnie… Upadli.
Dziewczyna jeszcze silniej przywarła do ściany. Dosłownie przed chwilą podciągnęła się na framudze drzwi i przywarła do ściany ledwo się trzymając na cienkiej krawędzi oprawki do drzwi.- Wydawało mi się, że coś słyszałem – mruknął Upadły rozglądając się po kuchni.
Ciągle stał na progu drzwi, więc była jeszcze szansa, że nie przyjdzie mu do głowy patrzeć w górę.
Do kuchni za chwilę wchodzi też dziewczyna. Jest niższa do swojego towarzysza i nawet z tej wysokości można poczuć elektryczność przeszywającą jej ciało. Jest bardziej nieobliczalna niż sztorm na morzu. Spotkanie z nią to pewna śmierć.
Przez chwilę stała z założonymi rękami, ale później śmiało poszła na środek kuchni i otworzyła lodówkę. Upadły ciągle stał w progu.
A nasza postać ciągle z przerażeniem modliła się, by nie przyszło jej na myśl, akurat teraz się odwracać.
Niestety… jej modlitwy nie zostały wysłuchane.
Upadła ( jak sądziła dziewczyna) odwróciła się zadowolona z puszką Pepsi w ręku i zdziwiona spojrzała na dziewczynę stojącą tuż nad Upadłym i proszącą błagalnym wzrokiem, by nie krzyczała.
Upadła zrobiła coś lepszego.
- O k***a Biersack nie zgadniesz co wam się przypałętało do zamku.
Nasza włamywaczka jak na zawołanie zeskoczyła ze swojej kryjówki i wylądowała na stole z głośnym TUMP! Rozejrzała się po zdziwionych twarzach i nie wiedziała co powiedzieć. Drzwi były zablokowane, okno też odpadało, bo tamta dziewczyna stała jej na drodze do niego.
- Człowiek?- to było pierwsze słowa tak zwanego Biersack’a
- No i masz c***a jeszcze jedną piep***oną włamywaczkę!
Dziewczyna chciała coś jej powiedzieć. Może zaprzeczyć, ale zapomniała jak to zrobić, język nie potrafił ubrać w słowa tego co czuła, tego co chciała, gardło zaschło a umysł myślał zbyt intensywnie by coś powiedzieć.
Wtedy… Z jej plecaka wypadł i poturlał się po podłodze trzydziesto centymetrowy krasnal ogrodowy.
Patrzyli na to zdziwieni i zanim zdążyli coś powiedzieć…
PFFF!Z miejsca gdzie przed chwilą leżała figurka ział mały krater a w nim stał rozłoszczony dziesięciolatek w spodniach ogrodniczkach, kaloszach i jedwabnej koszuli z domalowanymi wąsami i czupryną szczeciniastych włosów na głowie. A i miał karabin maszynowy w rękach … to tak a propo.
- Co to k… - zaczęła Upadła, ale chłopak przerwał jej wkurzony.
- Jeżeli jeszcze raz przeklniesz w mojej obecności – przeładował karabin i wymierzył jej w głowę – przeszyje cię pocisk kalibru 20mm i zapewniam, że to nie będzie przyjemne.
- Kim ty jesteś?! – odezwał się nagle Biersack stojący z tyłu.
Dziewczyna kątem oka dostrzegła, że waży w ręku jakiś ostry nóż, który równie łatwo może zabić co karabin maszynowy krasnala.
Chłopak z karabinem zmierzył go wzrokiem ciągle celując w Upadłą.
- Krasnal Ogrodowy – odparł sucho – ale dla ciebie PAN Krasnal Ogrodowy z M1918 Browning w ręku.
- Gasti – dziewczyna nagle się odezwała schodząc ze stołu. – Miałeś się nie pokazywać.
- Nastąpiły inne okoliczności – Krasnal Ogrodowy poprawił sobie pasek maszyny na ramieniu i z mordem w oczach patrzył na Upadłą – I radzę nie razić prądem - zwrócił się do swojego celu – wywalisz korki w tym zameczku, a mnie tylko połaskoczesz jeżeli już.
Upadła zacięła usta i już miała coś powiedzieć ale włamywaczka przerwała jej zwracając się do Upadłego.
Przeszył ją nagły dreszcz, ale wiedziała, że teraz głos jej nie może zawieść.
- Ja i Gastrald szukamy mojego chłopaka - zapanowała cisza.
Zacisnęła swoje drobne ręce na krawędzi stołu. Patrzyła wyzywająco na Upadłego. Wiedziała, że nie może teraz odpuścić – za dużo przeżyła.
Biersack spojrzał przed siebie.
- Chodzi ci o Jeffa? Nie wiedziałem, że ma dziewczynę… - powiedział speszony i podparł się wolną ręką.
- Nie – zaprzeczyła, a jej głos przeszył wszystkie pokoje w tym zamczysku. – Nazywa się Noath Sparkle …. I jest Aniołem.
< Podobało się? >
CDN?
Ja! Ja! ja! dokończę!
OdpowiedzUsuń- Alesya -
Tylko nikogo nie zabij. :)
Usuń- idea
A ja czekam na dalszą część waszej misji :p
UsuńBuuuu, ja chciałam! Dodaj, że Andrew poprawia bariery wokół zamku.
OdpowiedzUsuń//Andy