wtorek, 4 marca 2014
Od Nezaynhela C.D Yeiazel
Siedziałem w oknie już dłuższy czas. I za nic nie potrafiłem zrozumieć dlaczego to robię. Nieodparte uczucie kazało mi jak głupi stać tutaj, opierać się o framugę i wpatrywać w kłęby chmur, które niczym mleczno-granatowy dym oplatały całość zamku. Kilka razy mignął gdzieś przed oczyma Savar, ale nawet na dźwięk głosu nie zawrócił się, by przysiąść u boku swego „pseudopana”. Nie dostrzegał nic niepokojącego, czasem gdzieś jakiś głos, szum, czy szept. Normalne odgłosy, które nie wprawiają w takie emocje. A jednak tak się czułem. Niezrozumiałe napięcie zaciskało się na skroniach i pulsowało niczym elektryczny wstrząs. Nie było w tym też strachu, nie tego charakterystycznego, przeszywającego i paraliżującego. Nie. To było inne odczucie. Strach, który kłuje i szarpie lekko, wtapiając się w cień. Westchnienie z ciężkością betonu rozeszło się po pokoju. Trzeba się ruszyć, niepokój odsunąć i zsunąć gdzieś dalej. Przykleić znowu uśmiech i ruszać.
Rozejrzałem się ostatni raz i odsunąłem od okna. Dłoń sama zacisnęła się na znalezionej wcześniej broszce z kolibrem. Ostrożnie przypiąłem ją w wewnętrznej stronie skórzanej kurtki. Włosy już wcześniej zaplecione w warkocz, teraz luźno opadały na ramię. Z rogu łóżka podniosłem plecak i zarzuciłem go na ramię. Sejmitar oczywiście znalazł się na plecach, tuż pomiędzy skrzydłami, teraz płasko oplatającymi ramiona. Wcisnąłem jeszcze skórzane rękawiczki bez palców (może nie były zbyt praktyczne, ale darzył je swoistym sentymentem), jeszcze tylko jabłko ze stolika i można ruszać. Pozostało tylko wyjść z pokoju, przejść przez korytarz (a nawet kilka) i dotrzeć na tyły zamku, gdzie stworzono prowizoryczna stajnię. Wiedziałem, że nikogo tam jeszcze nie będzie. Wystarczająco długo obserwowałem i nasłuchiwałem okolicę z okna, by móc zorientować się w sytuacji. Usiadłem na okazałym głazie i czekałem. Tagora Yeiazel nerwowo dreptała w miejscu i łypała na mnie nieprzyjemnie.
- No co ślicznoto, też wiesz, że się coś szykuje prawda? – na moje słowa zarżała cicho i dalej wykopywała kopytem dołki. Zdecydowanie piękne z niej stworzenie. Kiedyś podobno miałem do nich rękę, ale wszystko się zmieniło…nie wiedziałem nawet, czy teraz nie działa odwrotnie. Wstałem i nie patrząc jej w oczy zbliżyłem się do jej boksu. Tagora coraz bardziej nerwowo rzucała się, machając groźnie głową.
- No ślicznoto, spokojnie, nie jestem wrogiem, spokojnie…
Znalazłem się przy boksie na wyciągnięcie ręki. Klaczka skuliła uszy i wyszczerzyła zęby. Stałem nieruchomo nadal z wyciągnięta dłonią. Jabłko. Miałem przecież jabłko. Wycofałem się tym samym spokojnym krokiem i wyciągnąłem owoc z plecaka. Wróciłem na miejsce przy boskie i stanąłem w tej samej pozycji.
- To jak ślicznoto? Mamy jakiś rozejm? – Tagora nadal kuliła uszy, ale nie próbowała już gryźć. Węszyła, więc zbliżyłem rękę jeszcze bardziej. I teraz, albo stracę palce….albo jabłko. Przymknąłem oczy. Wybrała na szczęście to drugie, choć tak potężnym kłapnięciem, że spokojnie mogłaby zgruchotać dłoń.
- Radziłbym wycofać się zanim nie straciłeś tych swoich blond kudłów…- złośliwy ton, podniesiony głos, oczywiści pojawił się Jeff. Odwróciłem się ze standardowym uśmiechem.
- Rozumiem, że Ty tak swoje straciłeś? – Podszedłem do właściciela głosu i znowu usiadłem na głazie.
- Spier*alaj i doceń uwagę. W podróży lepiej się przydasz w całości – Jeff zdecydowanie miał problem z panowaniem nad sobą.
- Tak, wiem, też uważam, że moje „kudły” to nieoceniony element całości jaki tworzę – oczywiście nie dałem rady zachować powagi. Uśmiech drgał mi na ustach, chyba bardziej drażniąc mego towarzysza.
Naszą małą rozgrywkę słowną przerwał odgłos kroków. Yeiazel i Andy szli obok siebie cicho rozmawiając. Szli blisko siebie. Bliżej niż standardowi rozmówcy. Nie patrząc na nas dotarli do boksu Tagory, która wyczuła swoją panią, bo rżąc wystawiła głowę. Zdecydowanie nie należy teraz tam się zbliżać. Jeff, mimo całego swego nietaktownego, złośliwego wredniactwa – też zrozumiał o co chodzi. Czekaliśmy więc w milczeniu, staliśmy, nie próbując podglądać…no...czasami tylko. W końcu Szefu odwrócił się i ruszył w stronę zamku, kiwając tylko głową w naszą stronę. Po chwili zbliżyła się także i Yez z zaróżowionymi policzkami, lekko potarganymi włosami od wiatru i siedząc już na grzebiecie Tagory, która łypała na mnie, jakby udając, że żadnego smakołyku nie dostała. No cóż, jeśli chcę sobie ją chociaż zjednać, czeka mnie dużo pracy.
- No to co? Ruszamy chyba? Czy macie zamiar tak stać i gapić się nie wiadomo na co? – Yez miała zdecydowanie dobry humor, albo świetnie udawała.
- Paniom pierwszeństwo… - ukłoniłem się lekko wskazując wcześniej ustalony kierunek. Upadła uśmiechnęła się szeroko, ścisnęła lekko łydkami boki pegaza. Wzbiła się do góry szybko, pewnie i z dziwną lekkością. Za nią, bez słowa ruszył Jeff, więc i ja po chwili rozłożyłem skrzydła i pognałem za towarzystwem, które prawdopodobnie przez dłuższy czas, będzie na mnie skazane. Zaśmiałem się. Chyba brakowało mi czegoś takiego.
Ciężko określić z jaką prędkością się poruszaliśmy. Żadne nie rozwijało pełni swoich możliwości w tym względzie, a jednak dla ludzkiego oka, bylibyśmy tylko mgnieniem. Czasem zwalnialiśmy, by dokładniej zorientować się w miejscu. W którymś momencie dostrzegłem czarny punkcik przed sobą. O proszę…Savar jednak wybrał się ze mną. Nie powiem, dziwnie mnie to podniosło na duchu. Zaśmiałem się.
Zazwyczaj prowadziła Yez, chyba najbardziej zorientowana w mapach. Tymczasem i ja i Jeff staraliśmy bardziej skupiać się na otoczeniu, szukając najmniejszych śladów zagrożenia. Może lekko przesadzaliśmy z ostrożnością, ale obaj bez słowa rozumieliśmy wagę sytuacji i misji…i tego, czego już zdążyliśmy się dowiedzieć. Lepiej być przygotowanym. Savar w swoim zwyczaju pojawiał się z i znikał, czasem tylko korzystając z naszych postojów na posiłki, czy odpoczynek.
Oczywiście nie obyło się bez uprzejmych złośliwości i pyskówek miedzy mną, a Upadłym, ale chyba uznaliśmy obaj, że to rodzaj normy, a towarzystwo traktowaliśmy jako konieczność. Czasem jednak udało się potoczyć rozmowę na tory względnie praktyczne. Siedząc przy jakimś pustkowi, tym razem dalej od miasta, można było dogadać kolejne elementy podróży.
- Prawdopodobnie mam bardzo prozaiczne pytanie, ale czy całość drogi będziemy pokonywali w ten sposób, czy wykorzystamy jakieś ludzkie wynalazki? – mój rozbawiony ton lekko chyba zirytował Yez.
- A czy myślisz, że nie będzie problemu przykładowo z przewiezieniem samolotem Tagory?
Jeff prasnął śmiechem, na co Upadła spiorunowała go ciężkim spojrzeniem.
- Zawsze może być statek. Tam bez problemu można by ją wprowadzić – kontynuowałem swój pomysł, ale i u mnie uśmiech błąkał się po twarzy.
- Tak wam tęskno do ludzi? Przecież szybciej będziemy się tak poruszać… - pod tym względem Yez miała rację.
- Cóż, jeśli chcesz do cna wykorzystywać swego pegaza, korzystając z jej całych zasobów sił, do tego być całkowicie nieosłonięty przed ewentualnymi wrogami…to tak. Tak będzie szybciej – spojrzeliśmy na Jeffa, który całkiem poważnie wyrzucił swoje zdanie, choć oczywiście złośliwości nie można było mu odmówić.
- Niestety, z żalem stwierdzam, że muszę się z nim zgodzić – spoglądałem na Yez, która zaciskając usta spoglądała na nieopodal stojąca Tagorę. Wiedziała, że i ja i Jeff, mielibyśmy mniej problemu z długodystansowymi podróżami, niż jej towarzyszka. Choć Tagora była nieprzeciętnym stworzeniem z mitologiczną wręcz siłą i zdolnościami, to jednak nie miało to porównania do anielskich mocy….i skrzydeł, których to Upadła była pozbawiona. Trzeba było też przyznać Jeffowi, że mimo wszystko, całkiem delikatnie przekazał obraz sytuacji Upadłej.
- To co robimy? – posłałem spojrzenie Jeffowi, który jednak nie patrzył na żadne z nas. Yez nadal zagryzała wargę, zaciskają lekko pięści. Savar usiadł dziwnie blisko mnie, łypiąc na wszystko tym swoim żółtym ślepiem. Chyba na dzisiejszą noc lekko zmodyfikuje sny Yeiazel. Niech odpocznie i wróci jej początkowy humor. W sny Jeffa, jakoś na razie brzydził się zaglądać. Nie ze strachu, ale traktował tę moc swoiście indywidualnie. I nie widział potrzeby sprawdzania tych indywiduów w głowie nieobliczalnego Jeffa.
<Jeff? Yez?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Broszka z kolibrem? Wewnętrzna strona kurtki? Jeszcze raz broszka...? Hm.
OdpowiedzUsuńWyczuwam zbytnie podobieństwo do Kosogłosa tego ,, Kolibra'' i wyczuwam też efekty Igrzysk Śmierci ;)
Ach! No i warkocz:)) tylko łuku brakuje. Katniss w osobie Neza? Ciekawe, nie powiem...
Usuńeeeee...że co? Jakich Igrzysk? Wybacz, ale niezbyt rozumiem. Broszka z kolibrem to pamiątka (w historii Nezaynhela już ów element poruszałam), więc zbieżność z czymkolwiek jest nieświadoma.
Usuń- Nez -
I warkocz - Nez ma dłuugie włosy, więc ciężko byłoby mieć je w podroży rozpuszczone, wybacz, ale porównanie nie jest na miejscu, nie wiem nawet kim jest Katnis. Pozdrawiam.
Usuń-Nez-
Jesteś pierwszą osobą, która nie czytała igrzysk śmierci... HMm.
UsuńPoczytaj, zobaczysz, że mimowolnie - całkiem sporo elementów nawiązało do fabuły tej książki. Możesz nawet film obejrzeć, tam też główna boharerka ma warkocz, złotą broszkę z kosogłosem ( takim kolibrem) i nosi ją we wewnetrznej stronie kurtki.
Porównanie samo się nasówa. Ale już nic, pisaj tam dalej. :)
No to tak dla ujaśnienia: koliber z broszki to nawiązanie charakteryzujące w swej symbolice pewną, bliską dla Neza osóbkę. A cóż, skoro to raczej damska ozdoba, to nie miał zamiaru się nią chwalić, nosi ją więc w ukryciu. W podróży najłatwiej włożyć ją "za pazuchę" czegokolwiek, a że miał kurtkę, to logiczne, gdzie się znalazła (mógłby to być równie płaszcz, marynarka, koszula itp. - tak nosiłby ją tak ukrytą). Warkocz - jak wspomniałam, tylko do podróży, bo nawet obrazek, na którym jest Nez ma włosy rozpuszczone i tak też zazwyczaj chodzi. Taka "fryzura" była pokierowana tylko i wyłącznie praktyczną stroną - nie przeszkadzają. No i obejrzałam film (tam są dwie części tak? na razie widziałam pierwszą) i fajny, ale nie na tyle bym się fascynowała którakolwiek postacią:D (Nie urażając żadnych fanów). No i Katniss to kobieta (choć jakoś imię mi sugerowało mężczyznę). I choć jakieś zbieżności są, to nie dostrzegam tych od razu nasuwających się podobieństw. szczególnie, że wymieniane elementy pojawiły się przypadkowo w jednym opowiadaniu...eh..przyznaję, że się poirytowałam, bo zdecydowanie nie chciałam takiego porównania, prosiłabym więc najpierw zapytać:) (bałabym się teraz, gdyby prawowita właścicielka dorwała tę pamiątkę...ale chyba nie każdy, kto nosi coś takiego musi od razu być filmowa/książkowa inspiracją) :)
Usuń- Nezaynhel Satarotov -
Nie irytujta tam się, po prostu podsumowałam fakty. Zbieg okoliczności - losu. < wzruszam ramionami> Nie mówie, że książka była twoją insporacją, tylko po prostu ŁUDZĄCO ( przeczytaj - plisss - książkę, genialna ) niektóre elementy mi pasowały i tyle. Afery nie róbmy, tylko chciałam się tym podzielić.
UsuńJak pamiątka to pamiątka, jak długie włosy to długie włosy i tyle. Nie musisz tego aż kilkakrotnie zaznaczać :))
Pisaj tam dalej, bo czekam na rozwój akcji.
A i przyznaje rację -Katniss to dziwne imię dla dziewczyny xD
A i pytanko. Zmiana osoby na końcu, była zamierzona? :)
OdpowiedzUsuńTu chęć point - am taką naleciałość, że lubię w opowiadaniach zmieniać osobę, więc nawet jak chce wszystko w jednym, to mi się gdzieś niepostrzeżenie wkrada. I co do poprzedniego kontekstu - trochę naciągane podsumowywanie faktów:) a powtarzam się dla podkreślenia mej racji:) Bo i Ty aż dwie wiadomości na początek tego wpisałaś, podkreślając jak bardzo Nez jest podobny, co dla mnie sugerowało złośliwość (nie żebym nie lubiła złośliwości:), ale cóż, nie lubię porównań. Swoje postacie może mogą się gdzieś w jakimś momencie nawiązywać do czegoś/gdzieś/kiedyś, ale nie lubię korzystać z czyichś pomysłów, kopiując postacie. Niestety taka ze mnie Zosia Samosia.:) i żeby nie było, już się nie irytuję:)
Usuń(głupi słownik), miało być "check point"
Usuń- Obie wiadomości od Nezaynhela -
No i dobrze, że się nie irytujesz :)
UsuńNie lubie ludów z internetów, którzy są poirytowani, bo wtedy robią się nie za mili. I serio, wydawałam ci się złośliwa? Heh, to zabawne, to zazwyczaj ja jestem " ofiarą" zbyt pewnych siebie ludzi z internetów, ale ...
Cóż każdy ma swoje zdanie. Ja np. lubię kiedy ktoś widzi porównania, nie do książek, ale do różnych innych rzeczy - z jakiegoś wydażenia, z jakiejś historyjki, filmu... To otwiera drugą furtkę na pogląd postaci :)
Ale OKI masz własne zdanie,
ja na luzie do tego podchodzę, więc nie traktuj tych moich porównań jako złośliwych, są po prostu ... uwagami czytelniczki i tyle, to już ci lepiej? ;)
Cóż, tak to zawsze wygląda na "rozmowach" internetowych. Nie wyczujesz mimiki, emocji, czy innych pomocnych elementów rozmowy "na żywo". I stąd nieporozumienia. Porównań nie lubię do książek, filmów itp., ale nie widzę przeszkód w dostrzeganiu podobieństw do rzeczywistych postaci (np. Alesya jest lekko inspirowana mną samą) itp. Co do uwag czytelników - niestety spotkałam się własnie z takimi "atakami" złośliwymi (też byłam więc taką "ofiarą"), tłumacząc się "własnym zdaniem" i "zwykłymi uwagami krytycznymi". No ale skończmy temat, bo zaraz każda z nas na ten temat opowiadanie napisze:P
UsuńTakie dusze twórcze ^^ - opowiadania we krwi.
UsuńAle muszę przyznać, że ciekawe i trudne - jak dla mnie imię. Ciąglę piszę Aleysha a nie Alesya, tego ,, h'' tak mi brakuje. Ale może to również to jak to mówię... wpływa na sposób jaki pisze. I mówisz, że jest tobą inspirowana? Używasz takiego wyszukanego słownictwa, czy masz fiołkowe oczka? :)
Moje postaci są inspirowane zachowaniami ludzi, ich karykaturami, że tak to ujmę. :)) Więc moje postacie są dziwne ^^
Cóż, chyba tak, zazwyczaj przekształcam swoje myśli w słowa pisana (a przynajmniej się staram). Co do imion...znajomi się śmieją, że jestem "chodzącym generatorem imion", parę sylab, lub literka i coś się złoży:P
UsuńInspiracja, niestety fiołkowych oczek nie mam, wyszukane słownictwo tak...ale w innym sensie niż tutaj:P raczej chodzi o kuruplowatość i próbę nadrabianie tego niedostatku charakterem tzn. lubię mówić, czego zazwyczaj doświadczali moi prowadzący na ćwiczeniach, czy wykładać, bo zdarzyło się i tak, że zostało zadane pytanie przez profesora i dodał "Odpowiadają wszyscy, prócz tej pani" oczywiście wskazując na mnie:D
Uduście mnie teraz...piszę chyba po pijaku normalnie, wybaczcie nieskładność.
OdpowiedzUsuńAha i na razie i tak pisać nie mogę, bo czekam na kontynuację. Teoretycznie powinna być tura Jeffa, ale ostatnio słuch o nim zaginął, więc nie wiem, czy może Yez się nie podejmie?
- Nezaynhel -
W tym samym czasie ( prawie) komentarze. MAGIA.
UsuńI nie , nie chce nikogo dusić, bo miło mi sie z tobą gawędzi xD
I wiesz zastanawiałam sie, czy nie można swojego własnego opowiadania kontynuować... hm... bo, czemu nie? Jak inni są mało aktywni.
Ale poczekajmy na Yez, zobaczymy :)