piątek, 7 marca 2014

Od Alesyi C.D Zoe

Od Alesyi
Wdech i wydech, wdech i wydech „Alesya ogarnij się…” – wciąż sobie powtarzałam w myślach, ale ludzka szczylówa powoli doprowadzała mnie na skraj wytrzymałości. Ja rozumiem, że można być zuchwały, rozumiem, że można być zadufanym w sobie i do tego absolutnie mieć w głęboki poważaniu czyjekolwiek zdanie…sama przecież tak często robiłam, ale ja przynajmniej znałam pewne granice, a dziewczyna chyba uważała się za samego Stwórcę. Czekajcie, to się nazywa pycha tak? To powód upadku wielu aniołów, a jak widać także i cecha wielu ludzi….”Do jasnej cholery…uspokój się Alesya…”
- Jedziecie, albo nie jedziecie – dziewczyna wsiadła na naszego śpiącego smoka i posyłała jakieś dzikie spojrzenia – ja wyruszam już teraz... Macie pięć sekund, by podjąć decyzję.
„O nie…dosyć tego dobrego…”
Uśmiechnęłam się dziko w stronę dziewczyny. Mój głos jednak ociekał spokojem, przeraźliwym wręcz spokojem.
- Ja Ci zaraz dam 5 sekund DZIECINKO, ale na oprzytomnienie i przemyślenie swojego cholernie denerwującego, chamskiego, pseudo odważnego zachowania…- dostrzegłam jeszcze kątem oka gest Biersacka, który sugerował pohamowanie.
- Alesya, stój! – oczy znowu mu błysnęły, paraliżując moje ruchy. Tak stałam w miejscu, tak jak poprzednio dziewczyna – spięłam się, zacisnęłam pięści, i zagryzłam wargę do krwi, ale impulsów nie dało się zatrzymać, delikatnymi falami rozchodziły się po pomieszczeni, jednak nie robiąc nikomu krzywdy. Dziewczyna na nadal śpiącym smoku zdezorientowana sytuacją, próbowała poderwać naszą „kawią” istotę do ruchu. „Teraz”. Nie ruszyłam się zgodnie z „magicznym” rozkazem Biersacka. Do tego co zrobiłam, ruch nie był potrzebny. Krzyknęłam, przeciągle, choć raczej cicho, wydłużając dźwięki niczym w karykaturze opery, bardziej brzmiąc niczym nieznany przeciągły instrument. Dziewczyna złapała się za głowę, zatykając uszy, zsunęła się powoli z rozbudzającego się smoka. Nawet Biersack się skulił, klęknął na jedno kolano, a włosy spłynęły mu kaskadą na twarz. Przepraszam. Niestety działało to na wszystkie żywe istoty. Paraliż ciała minął, więc i ja glebnełam na kolana. Dyszałam ciężko, próbując dodatkowo nie wywołać jeszcze dodatkowo burzy z piorunami. Nie daj Stwórco, żeby ten krasnal się obudził, bo wtedy będzie już prawdziwy sajgon i nie sądziłam, by ktokolwiek wyszedłby z całego tego „cyrku” bez uszczerbku. Siedziałam już spokojniej oddychając, opierałam się dłońmi o podłogę. Spojrzałam w końcu w stronę leżącej dziewczyny, którą w dziwny sposób podtrzymywał, czy podtrzymywała nasz Kawodzilla. Odwróciłam się potem w stronę miejsca, gdzie powinien być Biersack. Stał już, nieco chwiejnie, ale mimo wszystko stał. Cholera. Silny skubaniec. I choć głupio chciało mi się śmiać, jakoś nie myślałam, bym sobie go zjednała. Dobrze będzie jeśli mnie nie wywali na zbity pysk za drzwi zamku. W sumie spodziewałam się tego, ale cokolwiek by nie zrobił i nie powiedział…do wszystkich Serafinów…mam zamiar i tak znaleźć całego tego Noatha. Niecodziennie już na samym początku podróży używa się takich wyskoków. Dociągnę to do końca. Wstałam powoli, omijając spojrzeniem Upadłego, który prawdopodobnie już bardzo przytomniał…w odróżnieniu od leżącej nadal dziewczyny. Klęknęłam obok niej i przesunęłam tak, by głową leżała oparta o moje kolana. Wyciągnęłam z kieszeni sole trzeźwiące…(na tyle często miałam sposobność być w podobnych sytuacjach, że musiałam być przygotowana i na ewentualność budzenia kogokolwiek). Powoli otwierała oczy, ale gdy zrozumiała kogo widzi przed sobą, szarpnęła się gwałtownie. Jakkolwiek może i była silna, ja byłam Aniołem (upadłym, to upadłym, ale nadal aniołem). Przytrzymałam ją za ramiona, aż uspokoiła się widząc mój dziwny wyraz twarzy. Oddychała tylko gwałtownie szukając chyba wokół jakiejś broni.
- A teraz dziecinko puszczę Cię i bardzo proszę o spokój – dziewczyna zacisnęła zęby posyłając mi wściekłe spojrzenie. Trzeba jednak przyznać, że opanowania jej nie brakowało. Rozluźniła się, a ja puściłam jej ramiona. Wstała powoli do pozycji siedzącej, rozcierając ramiona. Obok słyszałam kroki Biersacka, ale nie odwracałam spojrzenia od przenikliwego spojrzenia ludzkiej dziewczyny.
- A teraz mnie posłuchaj i w końcu porozmawiaj z nami, a nie odwalaj żadnych cudów, bo wierz mi…nie skończy się to dobrze ani dla Ciebie ani dla mnie – podniosłam rękę, gdy chciała coś rzec, chyba na temat moich „wyczynów” – Jeśli myślisz, że jestem niepoczytalna, to prawdopodobnie masz rację, ale zważ, że miałaś swój wielki w tym udział. I teraz, albo nam wyjaśnisz wszystko, albo nie ręczę już za moje zachowanie – mówiłam wszystko cicho, patrząc jej w oczy, ale wszystko było prawdą – Jesteś człowiekiem, i dla mnie możesz być najbardziej wyjątkowym człowiekiem, ale zakłócasz tu pewną harmonię i wprowadzasz zamęt. To NIE jest miejsce dla Ciebie, cokolwiek tam potrafisz, doświadczyłaś, czy o nas wiesz. Nie i koniec….ale ostateczną decyzję i dalsza rozmowę zostawiam temu oto Upadłemu. On jak się domyślasz jest bardziej ogarnięty.
Spojrzałam na stojąca postać Upadłego tuż obok nas. Podniosłam się z klęczek i dopiero spojrzałam w oczy czarnowłosego. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale mieszanka emocji, jakie dostrzegłam były tak wielką komplikacją, że nie potrafiłam wyłuskać z nich niczego konkretnego. Nie było tam jednak jednego – pogardy. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Twoja tura Biersack…ja idę robić bajzel w ogrodzie…- spojrzałam na siedzącą nadal dziewczynę, na twarzy której twarzy nie były krzty strachu. Tylko determinacja.
- A Ty dziecinko, jak Ci tak bardzo zależy…możesz tam tez posłać swego krasnala – po czym i jej posyłając krzywy uśmiech wyszłam z kuchni, już bez słowa, pogwizdując cicho. O opanowywanych emocjach świadczyły tylko delikatne trzaski naelektryzowanych włosów i nadal zaciśnięte pięści.
<Andy?>

1 komentarz:

  1. Wybaczcie, za powtórzenia:) - kajam się za swe nieszczęsne błędy...tzn...albo nie..."tak miało być? Komuś się nie podoba? pfff.....- jakby to Alesya powiedziała:p
    - Alesya -

    OdpowiedzUsuń