poniedziałek, 31 marca 2014

Od Alesyi C.D Andy'ego

Usta przegryzłam już do krwi. Znowu. Muszę sobie wymyślić nowy sposób na hamowanie emocji, bo przy aktualnej częstotliwości, będzie wyglądała jak strzyga, co to właśnie dorwała ofiarę. Słodko-metaliczny posmak wciąż tkwił w ustach, mimo ciągłego wycierania, czy nawet plucia.
„Ehh…Alesya, jak długo jeszcze wytrzymasz?” Niewesołe myśli błąkały się po głowie, ale nic a nic nie żałowała. Może nieco się nakręciłam, ale mimo wszystko należało się ludzkiej dziewczynie, która zdecydowanie zapomniała o czymś takim jak szacunek. Ale, ale…o wilku mowa…
W wielkich, stalowo-dębowych wrotach pojawiły się dwie postacie. Pierwsza, oczywiście dziewczyna z naburmuszoną miną, a za nią Biersack. Gdy tylko znaleźli się za progiem, Upadły złapał niepokorną pannę i przytrzymał, bo znowu próbowała się szarpać.
- A teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie. Tylko POSŁUCHAJ, bo nie mam zamiaru znowu oglądać przedstawienia, jakie zaserwowałaś w zamku – uśmiechnęłam się lekko na dźwięk jego głosu. Mimo, że dźwięczny i dziwnie pociągający, to miał w sobie taką siłę, że standardowej osobie, przy takim tonie powinny się przynajmniej nogi ugiąć. Biersack kontynuował, a ja zrobiłam kilka kroków, jednak poza zasięg buńczucznego spojrzenia dziewczyny.
- Cokolwiek sobie ubzdurałaś wobec nas – wybij sobie. Szczególnie, że nie masz zielonego pojęcia kim konkretnie jesteśmy i czym się zajmujemy. Twego chłopaka, czy kimkolwiek dla Ciebie jest Noath – mamy zamiar uratować...i prawdopodobnie, gdyby nie Ty, już dawno bylibyśmy w drodze.
- Przecież od samego początku chciałam wyruszać! – dziewczyna wyraźnie starała się wyślizgnąć z uścisku Upadłego.
- Tak, posługując się nami jak użytecznymi narzędziami…- dodałam zgryźliwie, na co „oberwałam” gniewnym spojrzeniem obojga. Prychnęłam cicho. Znowu zagryzłam wargę. Głos Biersacka nadal emanował mocą.
- Teraz Cię puszczę i albo grzecznie wrócisz na ziemię, albo Cię tam sam…grzecznie sprowadzę.
Dziewczyna nad wyraz spokojnie przyjęła wywód Upadłego. Rozluźniła się. O co jej chodziło?
- Oczywiście mogę wrócić na ziemię, bez NICZYJEJ pomocy. Tylko musicie wiedzieć, że akurat ze mną byłoby wam dużo łatwiej…go znaleźć… - przy artykułowanie „go”, lekko zadrżał jej głos. Bała się o niego?
- Co masz na myśli dziecinko? – wyrwało mi się całkiem naturalnie, a ta spiorunowała mnie wzrokiem.
- Nie jestem żadną dziecinką i nie mów tak do mnie, choć…jest wdzięczna, za nie ubarwianie wypowiedzi „ślicznymi” epitetami, jakie serwowałaś wcześniej.
- Jak nie chcesz, by Cię nazywano „dziecinką”, to zmień zachowanie…dziecinko – posłałam jej złośliwy uśmiech – jak zasłużysz, to łaskawie zmienię Ci to nazewnictwo, a na razie nic innego nie pasuje do Ciebie bardziej… I mogę jeszcze zmienić układ zdań i tak Cię ubarwić…
- Blackrist…
-Tak, tak już się zamykam – powoli gniewne emocje przekształcały się raczej na kształt ironicznej gry. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż obok Biersacka. Kolejny powód, by się uśmiechnąć.
- To tak poważnie…- ku mojemu zdziwieniu, to ona się odezwała – co robimy? Co zrobicie ze mną?
<Biersack? Zoe? Bo nie wiem jak to kończyć, czy nie kończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz