Usta przegryzłam już do krwi. Znowu. Muszę sobie wymyślić nowy sposób na hamowanie emocji, bo przy aktualnej częstotliwości, będzie wyglądała jak strzyga, co to właśnie dorwała ofiarę. Słodko-metaliczny posmak wciąż tkwił w ustach, mimo ciągłego wycierania, czy nawet plucia.
„Ehh…Alesya, jak długo jeszcze wytrzymasz?” Niewesołe myśli błąkały się po głowie, ale nic a nic nie żałowała. Może nieco się nakręciłam, ale mimo wszystko należało się ludzkiej dziewczynie, która zdecydowanie zapomniała o czymś takim jak szacunek. Ale, ale…o wilku mowa…
W wielkich, stalowo-dębowych wrotach pojawiły się dwie postacie. Pierwsza, oczywiście dziewczyna z naburmuszoną miną, a za nią Biersack. Gdy tylko znaleźli się za progiem, Upadły złapał niepokorną pannę i przytrzymał, bo znowu próbowała się szarpać.
- A teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie. Tylko POSŁUCHAJ, bo nie mam zamiaru znowu oglądać przedstawienia, jakie zaserwowałaś w zamku – uśmiechnęłam się lekko na dźwięk jego głosu. Mimo, że dźwięczny i dziwnie pociągający, to miał w sobie taką siłę, że standardowej osobie, przy takim tonie powinny się przynajmniej nogi ugiąć. Biersack kontynuował, a ja zrobiłam kilka kroków, jednak poza zasięg buńczucznego spojrzenia dziewczyny.
- Cokolwiek sobie ubzdurałaś wobec nas – wybij sobie. Szczególnie, że nie masz zielonego pojęcia kim konkretnie jesteśmy i czym się zajmujemy. Twego chłopaka, czy kimkolwiek dla Ciebie jest Noath – mamy zamiar uratować...i prawdopodobnie, gdyby nie Ty, już dawno bylibyśmy w drodze.
- Przecież od samego początku chciałam wyruszać! – dziewczyna wyraźnie starała się wyślizgnąć z uścisku Upadłego.
- Tak, posługując się nami jak użytecznymi narzędziami…- dodałam zgryźliwie, na co „oberwałam” gniewnym spojrzeniem obojga. Prychnęłam cicho. Znowu zagryzłam wargę. Głos Biersacka nadal emanował mocą.
- Teraz Cię puszczę i albo grzecznie wrócisz na ziemię, albo Cię tam sam…grzecznie sprowadzę.
Dziewczyna nad wyraz spokojnie przyjęła wywód Upadłego. Rozluźniła się. O co jej chodziło?
- Oczywiście mogę wrócić na ziemię, bez NICZYJEJ pomocy. Tylko musicie wiedzieć, że akurat ze mną byłoby wam dużo łatwiej…go znaleźć… - przy artykułowanie „go”, lekko zadrżał jej głos. Bała się o niego?
- Co masz na myśli dziecinko? – wyrwało mi się całkiem naturalnie, a ta spiorunowała mnie wzrokiem.
- Nie jestem żadną dziecinką i nie mów tak do mnie, choć…jest wdzięczna, za nie ubarwianie wypowiedzi „ślicznymi” epitetami, jakie serwowałaś wcześniej.
- Jak nie chcesz, by Cię nazywano „dziecinką”, to zmień zachowanie…dziecinko – posłałam jej złośliwy uśmiech – jak zasłużysz, to łaskawie zmienię Ci to nazewnictwo, a na razie nic innego nie pasuje do Ciebie bardziej… I mogę jeszcze zmienić układ zdań i tak Cię ubarwić…
- Blackrist…
-Tak, tak już się zamykam – powoli gniewne emocje przekształcały się raczej na kształt ironicznej gry. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż obok Biersacka. Kolejny powód, by się uśmiechnąć.
- To tak poważnie…- ku mojemu zdziwieniu, to ona się odezwała – co robimy? Co zrobicie ze mną?
<Biersack? Zoe? Bo nie wiem jak to kończyć, czy nie kończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz