Ciemność jest jedną z tych istnień, która pozostaje obojętna dopóki nie zaczniesz się jej bać.
Wtedy widzisz różne rzeczy. Zwykłe przedmioty obracają się przeciw tobie, są tym czego się obawiasz, utożsamiają się z tym czego się lękasz. Każdy dźwięk doprowadza do zawału serca. Zaczynasz myśleć co by było gdyby…
Osobiście nie lubię kilku rzeczy.
Myślenia o rzeczach na które nie ma się już wpływu i myślenia nad rzeczami, które mogłeś zrobić lepiej… Wszystko jednak sprowadza się do prostego stwierdzenia.
Jak nie chcesz zmieniać świata – owiń się w folię bąbelkową i zostań w domu. Ratowanie świata zostaw profesjonalistom.
Dobra rada? …Genialna!
Ale o czym my mówimy?
A no, mówimy o takich głupkach jak ja. Mówimy tu o Aniołach z za dużym ego ( tym razem to nie ja) i osobowościach odpowiedzialnych za zagładę świata,
w sumie…. Jedno drugiego warte. Anioły to też ludzie, ludzie to też Anioły, Upadli to też diabły, diabły to też upadłe Anioły.
Skuliłem się w kącie i patrzyłem pobudzony na drzwi. Umysł oczyścił mi się na tyle, że mogłem już nawet ustać o własnych siłach, ale teraz musiałem być czujny. Już nie ufałem własnemu ciału, tylko węch był czymś czego byłem pewny. Na jego wpływ nie miał zmęczony umysł, zamącony wzrok, ani nieostry słuch. Zawsze mówił mi to co wiedział, na niego mogłem jeszcze liczyć.
Wystarczyło wiedzieć jak się ma go używać. Trzeba było być ślepym żeby docenić światło. Trzeba było być głuchym żeby docenić muzykę. Trzeba było być kaleką żeby docenić bieg. Trzeba było być zamkniętym w celi, żeby docenić zapach owsianki na końcu korytarza i burzy piaskowej pod drzwiami….
Zasuwa w drzwiach przesunęła się ze zgrzytem i do środka wszedł mój największy koszmar ostatnich dni.
Był wysoki, szczupły i wysportowany.
Większość dziewczyn nazwałaby go mianem przystojnego. Ja bym nazwałbym go mianem pieprzonego skubańca. Był tak pewny siebie i tak spostrzegawczy, że Andy wydawał się przy nim sześciolatkiem z lizakiem w kieszeni. On był esencją czystego zła.
Był moim przeciwieństwem, najgorszym z czym mogłem się spotkać.
Był suchym zachodnim wiatrem ciągnącym znad pustyni.
Był wichurą zasypującą miasta.
Był cyklonem burzącym największe cywilizacje z uśmiechem na ustach.
A stąpał lekko jak duch. Zadawało się, że jest jednym z otaczającym mnie demonów, ale NIESTETY nie był tak przyjemny jak one.
Zadawał ból powoli, jakby czas był tylko czymś co też trzeba zabić. Mówił z obojętnością jakby to, że spotkał mnie taki okrutny los było jak najbardziej uzasadnione.
Jeżeli ktoś kiedyś zapyta mnie jak wyobrażam sobie śmierć – powiedziałbym, że byłaby ona śmiertelnie przystojna, miała jasne piaskowe włosy, biały garnitur i czarny kwiat róży w kieszonce, miałaby czarne oczy i olśniewająco jasny uśmiech, usta lekko popękane od srogiego wiatru na zewnątrz, cerę miałaby delikatną, pachnącą piaskiem , suszonymi kwiatami i krwią, mięśnie prężyłyby się pod cienką powierzchnią materiału…. Ten człowiek byłby kimś kim ja nigdy nie mógłbym być. ..
… I byłby moim bratem .
- Haon – mrożący szept przeszył powietrze w pomieszczeniu. Dusze zawirowały i umknęły w dalekie kąty pokoju.
Wyszukał mnie wzrokiem i posłał śmiertelnie zabójczy – słodki – uśmiech.
- Jak się miewa mój ulubiony braciszek? – powiedział to tonem, który mówił jasno, że ma mnie raczej za swego rodzaju obiadu niż za brata.
- Żyje – stwierdziłem sucho wpatrzony w podłogę.
- Widzę … - podsumował podchodząc niebezpiecznie blisko.
Krew w żyłach jakby przestała płynąć. Powietrze zatrzymało się w płucach. Włosy zjeżyły się na rękach. Tak działał na mnie mój własny brat… sprawiał, że moje ciało chciało się zabić.
Chwycił mnie za nadgarstek. Przez chwilę w świetle padającym od drzwi zajaśniały wychudłe dłonie, ściśnięte w mocnym uścisku, nasze tatuaże zajaśniały – dwie niewielkie srebrne kropki świadczące o naszym pokrewieństwie. Dwie rzeczy, które nie wyrzekły się naszego pochodzenia. Jedyne rzeczy, które każdy z nas starał się usunąć ze swojego życia.
Bracia… Cóż to za niedorzeczność. Ja leczyłem, on zabijał – jak moglibyśmy być rodzeństwem?
Ale to prawda. Dawno temu… zanim Haon przeszedł na drugą stronę, jeszcze przed wiekami, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Osobami, które zrobią wszystko, byle tylko zostać razem. Pomimo wszystkiego. Pomimo różnic jakie nas dzieliły – na przykład … ja uwielbiałem latać , ale on tego nie znosił, bo jego skrzydła były za kruche, aby mogły utrzymać jego ciężar na dłuższych dystansach. To nie stanowiło problemu – skonstruowałem dla niego trampolinę i skakaliśmy na niej ocierając się o progi Pałacu Ojca, skakaliśmy aż tak wysoko, że można było to nazwać lotem. Nic nie mogło zepsuć naszej przyjaźni.
Nawet pierwsze miłości i pasje.
Jak jakiejś dziewczynie z którą umówił się Haon, nie spodobał się fakt, że na wszystkie randki chodzę z nim, od razu zrywał z nią kontakt i szukał innej, która to zaakceptuje. Jak ja przychodziłem z nim na kółko lekarskie i komuś nie spodobało się, że jest ze mną, wylatywał „przez przypadek” do pielęgniarki oblany kwasem…
Ale to były dawne czasy…
Teraz, ten człowiek który przede mną stoi, ani trochę nie przypomina mojego dawnego kumpla.
Gdzie się podziała tamta zażyłość i wierność? Gdzie popełniłem błąd, że postanowił odejść?
Gdzie…
Czy byłem złym towarzyszem? Czy to źle, że siedziałem przy nim w największej chorobie? Czy to źle, że pocieszałem po kolejnej nieudanej randce? Czy… byłem złym bratem…?
Za co sobie zasłużyłem, że to akurat on zadaje mi największe rany na duszy?
Spojrzałem w jego oczy. Nie mogłem mu tego wszystkiego powiedzieć, nie mogłem okazać uczuć. On, by je zabił zanim dotarłyby do serca. Skrzywdziłby siebie jeszcze bardziej. Nie był już osobą którą można kochać… straciłem go.
- Wstawaj – polecił podciągając mnie z koi – przenosimy cię w inne miejsce.
Nie założył mi żadnych kajdanek, wiedział, że nie ucieknę. Byłem na to za słaby.
Przerzucił moją rękę na bark i podciągnął do drzwi. Nie polecił by ktoś mu pomógł, był na to za dumny. Sam wolał mnie zaciągnąć do trumny i sam wolał przybić do niej ostatni gwóźdź.
- Dlaczego?
- Zrobiło się za dużo tłoku wokół twojej osoby – wytłumaczył jakby to było oczywiste. Traktował mnie jak dziecko, jak coś czego z natury się nie znosi, ale odpowiada się na wszystkie pytania.
- Dokąd? – wydusiłem jeszcze, bojąc się powiedzieć coś więcej, by nie zdradzić drżenia głosu.
- A myślisz, że ci powiem? – zaśmiał się ochryple.
Stanęliśmy na końcu korytarza i bezceremonialnie wyjął worek w kieszeni spodni. Oparłem się o ścianę słaby. W odległym zakratkowanym oknie dostrzegłem fale morskie – być może był to ostatni miły widok w moim życiu. Błękitne spienione bałwany, rozbijające się o skalisty brzeg…
- Nie zobaczymy się? – zapytałem nie wierząc własnemu głosowi.
- Nie wiem – pierwszy raz w życiu nie był czegoś pewny. Zawahał się. Zobaczyłem przez sekundę tego dawnego Haona. Opiekuńczego starszego brata… - Twój los jest zbyt skomplikowany, ale na pewno jest w nim pełno bólu. Nie licz na to, że byłem najgorszym co mogło cie spotkać – wyszeptał nie okazując uczuć. Nie wiedziałem czy mówił z głębi serca, czy … po prostu… znów… stwierdzał fakty.
Worek był blisko mojej twarzy. Za chwile stracę przytomność omotany środkami nasennymi wsączonymi we włókno wora.
Poczułem, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Chciałem go zabić i jednocześnie przytulić, jak to robiłem kiedy byłem mały. To było za silne. Zagryzłem wargi.
To… nie był już mój brat.
Już nie…
- Na twoim miejscu… - usłyszałem jeszcze zanim zatopiłem się w ciemność - … wstrzymałbym głęboki oddech bracie.
Jak to słowo rani. Jak nóż. Jest gorsze od wszystkiego… w jego ustach jest najgroźniejszą bronią na świecie…
- Co… ty … zamierzasz…?
- Uratować ci życie – oświadczył sucho i bez emocji.
- Dlacze… - osunąłem się na ziemię.
- Dla Zoe… - dotarł do mnie daleki szept.
I to było ostanie co pamiętam. Później słyszałem tylko szum fal i dalekie odgłosy bitwy, które rozgrywały się na lądzie.
Później … nie wierzyłem.
Musiał zadać mi tyle cierpienia parząc mnie rozgrzanym żelazem, rażąc prądem i chłostając do nieprzytomności, by wsadzić mnie do łódki i wypuścić w morze?
******
Według mnie było to coś w stylu zrównoważenia zła jakie zrobił. Musiał mnie nękać, ale wiedział, że ma mnie też ocalić. To było przeznaczenie, to było słowo, które dał Zoe wiele lat temu.
Jego zadaniem było zabijanie i do końca walczył sam ze sobą – pomiędzy obowiązkiem, a danym słowem…
Wtedy zdałem sobie sprawę, że mogę widzieć go ostatni raz w życiu i… po moim policzku spłynęła łza – za te dawne lata, za to, że kiedyś był mi tak bliski, za te wszystkie męki, które znosiłem patrząc na jego zaciętą i smutną twarz, za te powstrzymywane emocje…
Położyłem się na dnie łodzi i wpatrzony w niebo rozmyślałem gdzie jestem i dlaczego akurat musiało paść na morze…
CDN…
< mówcie co sądzicie, ale od razu zaznaczę, że akcja będzie bardzo napięta i nie wiem czy Noath odzyska Szi-Szi… Zobaczymy, co?>
To ja się tak wypowiem i z pytaniem od razu bo wielu rzeczy zwyczajnie nie rozumiem. Ludzie i anioły to to samo? Z tego co mi wiadomo to nie (przynajmniej konwencja w której piszemy opowiadania, pokrewieństwa też żadnego nie zakłada, chyba że takie "zdobyte" przyjacielskie, żaden anioł nie został zrodzony, skąd więc brat? Drugie...Zoe. Przyznaję, że choc sama postać ciekawa, to niezbyt pasuje mi własnie z racji jej człowieczeństwa, oczywiście nie przeszkadza mi fakt, by Noath z człowiekiem się spotykał, czy ekhem, był parą (choć i tak jakoś to dziwnie), ale już wprowadzanie człowieka w ramy naszej zgrai (anielsko-upadłej), już mi nie leży. Zbytnio się w tym można gubić i jeszcze ktoś wpadnie na pomysł wprowadzenia do zamku hybrydy - człowieka i anioła...a tego już bym nie zdzierżyła. Nie chce nikogo urazić, czy jakkolwiek kłopotać, ale wydaje mi się, że mówię z sensem? Jeśli nie - dajcie mi znać:). I Noath, pisz dalej proszę, bo pomysły i język pisania masz zjawiskowe:) tylko niech już dzieje się wszystko w jednej konwencji, gdzie ludzie to swoiste tło (jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało) dla "anielskich" historii.
OdpowiedzUsuń- Alesya -
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSorry za TAK długi komentarz XD ale trzeba yło wszystko wyjaśnić
UsuńSitael: ta wzmianka o aniele z dużym ego to było o mnie?
OdpowiedzUsuńRaczej nie. :)
UsuńAle mogę się mylić. ;) wszystko zależy od ciebie, nie?
Sitael: chyba napisze opko o tym jak zrobiłem mu paskudny kawał...
OdpowiedzUsuńMu - czyli komu? :)
Usuńsitael: autorowi tego opowiadania
OdpowiedzUsuńTak ci się to nie spodobało?
UsuńNo dobra... zniosę wszystko. Ale to nie ma być farba xD