poniedziałek, 28 lipca 2014

Od Andy'ego CD Blackrist

     Moje przypuszczenia okazały się, niestety, prawdziwe. Po drugiej stronie portalu nie czekała na mnie wkurzona - a jakże - Blackrist. Teleport potrzebował godziny, aby mnie przepuścić. W normalnych okolicznościach, adekwatnie do ilości możliwych użyć, trwałoby to trzy razy dłużej. Ale potrafię popchnąć takie przejście do działania - wystarczyła odpowiednia ilość zgromadzonej energii.
     Zastanawiał mnie pewien fakt - Alesya mówiła o CIEPLE, cieple, którego tutaj jakoś nie było czuć. Czyżby ten portal należał do niestabilnych? Mogło to oznaczać, że wylądowaliśmy w różnych miejscach piekła - mało optymistyczna opcja - albo, że inaczej definiujemy pewne odczucia - bardziej optymistyczna. W sumie, gdziekolwiek się znalazłem, i tak musiałem znaleźć swoją towarzyszkę podróży.
     Gdy mój wzrok nieco przyzwyczaił się do panującej wokół ciemności uświadomiłem sobie, że stoję w wąskim korytarzu o niskim stropie. Nie widziałem żadnych rozgałęzień, więc po prostu ruszyłem przed siebie szybkim krokiem. Szedłem długo - przynajmniej tak mi się wydawało, otoczenie było cały czas tak samo monotonne. W ostatniej chwili zatrzymałem się przed przepaścią - a raczej prostopadłym tunelem, bo po wychyleniu się nie dostrzegłem sufitu. Skojarzyłem fakty i szybko cofnąłem się od krawędzi - czekała mnie niemiła przeprawa. Tunele dla strąconych aniołów są tworzone tak, aby skrzydlaci nie mogli się tam posłużyć opierzonymi kończynami. Jakaś siła paraliżuje skrzydła i nie można z tym nic zrobić - pozostało mi teraz je rozłożyć i mieć nadzieję, że się mylę.
"Tyle, że to nie działa. Nie ma już czegoś takiego jak nadzieja" pomyślałem ponuro. Widziałem tamto miasto, tych wszystkich osowiałych ludzi, dzieci wyprute z energii - to się nie powinno dziać. Trzeba było zmienić priorytety, niestety, ale znalezienie Shushienae'a było najważniejsze. Jeśli się uda, to gdzieś po drodze spotkamy Noatha - jeśli nie, to pewnie za próbę uwolnienia uosobienia nadziei na zawsze zostaniemy w piekielnych lochach - nie ma co, bardzo wesoła perspektywa.
     Z tą myślą podszedłem z powrotem do przepaści i runąłem w dół. Dzięki pełnej rozpiętości skrzydeł mój upadek był wolniejszy, co bynajmniej nie znaczy wolny. Byłem otoczony mieszaniną obrazów wymalowanych na murach - nie mam bladego pojęcia jak je stworzono. Przekręciłem się, aby spadać koło lewej ściany, jednak nie przemyślałem tego ruchu - moje lewe ramię boleśnie otarło się o mur, a próby powrócenia do środka tunelu spełzły na niczym. Zaraz po tym moja dłoń, którą odpychałem się od ściany, natrafiła na pustą przestrzeń. Prędko wyciągnąłem drugą rękę w tamtą stronę i już po chwili wisiałem zaczepiony na zdartych opuszkach palców lewej ręki. To musiało być wejście do innego korytarza - jestem pewien, że Blackrist dała radę się tam dostać w swojej kruczej postaci. Oczywiście zakładając, że też tu była. Z niemałym wysiłkiem chwyciłem wylot otworu prawą ręką i podciągnąłem się w górę, rozpaczliwie przesuwając palce w głąb wąskiego tunelu. Na moje szczęście z bocznej ścianki wystawały jakieś nierówności, których mogłem się chwycić - z ich pomocą wczołgałem się do wyrwy, prowadzącej do otwartej przestrzeni skąpanej w czerwonym blasku. "Pogranicza" przemknęło mi przez myśl.
     Już chciałem się podnieść, gdy zauważyłem, że ktoś już tu jest - dwóch mężczyzn, upadły i demon, patrzyło na siebie z nieukrywaną niechęcią. A między nimi stała Blackrist.

<Nic nie wiem o "przyjaciołach" Alesyi, więc możesz rozwinąć xD Masz obolałego Biersacka, któremu pewnie jeszcze się oberwie, indżoj>

1 komentarz:

  1. Moje natchnienia są już w drodze:)...i czekam jeszcze na coś do Neza od Siraha:)
    -Alesya & Nez-

    OdpowiedzUsuń