Zwiedzałem bogato urządzony zamek, przypatrując się każdemu detalowi, nawet temu najmniejszemu. Światła w równej odległości od siebie, dawały poblask jakby zachodzącego, zimowego słońca. Obrazy przedstawiające naszych władców, jak i najzwyklejszej natury połączonej ze zwierzętami, leniwie pasących się na hektarach zielonych łąk. Korytarz jakby przedstawiał starą kamienice, od dawna nie zamieszkaną i przeznaczoną do jednogłośnej rozbiórki, lecz za hebanowymi drzwiami czyhało życie, anioły i upadli wylegiwali się w swoich łóżkach, po południowym obiedzie. Ostatnio, po natknięciu się na Divalona, coraz częściej mam ochotę na zwiedzanie pokoi anielic, może z czasem zaczną mnie traktować jak współlokatora.
Słyszałem pogłoski o moim jakże złym zachowaniu. Tak, rozumiem, że mam taki, a nie inny charakter, ale no… bez przesady. Czy złapanie anielicę za szyję, to aż takie brutalne? W moim dawnym miejscu zamieszkania, bo domem niestety tego nazwać nie mogę, jakoś nikt się nie sprzeciwiał.
Z nader głębokich przemyśleń wyrwało mnie uderzenie w plecy. Odwróciłem się, znacząco patrząc się w postać, która prawdopodobnie nie miała szacunku do mojej osoby.
- Przepraszam. – Powiedział wysoki głos, dosyć melodyjny dla uszu.
Na osobę przede mną nie zwróciłem większej uwagi niż na jej biało-czarną suknię do połowy ud.
Odwróciłem się napięcie, korzystając z chwili przyspieszyłem kroku, aby ominąć niepotrzebnej wymiany zdań. Denerwowały mnie takie bezmyślne anioły, niech wiedzą gdzie idą, a nie na mnie wpadają. Phi…
Ktoś dorównał mi kroku, a następnie wyprzedził mnie, mrucząc coś pod nosem.
Chwilę potem doszedłem do niezajętych pokoi, klucze były w drzwiach, a ja nie lubiłem przebywać w swoim już zagraconym pokoju. Przekręciłem gałką i wszedłem do ciemnego pokoju. Był ranek, słońce widniało na niebie, a pokój był pokryty całkowitą ciemnością. Wszedłem bez zastanowienia, wręcz zatrzaskując za sobą drewniane drzwi. Postarałem się podejść do okien, lecz leżący na drodze dywan umożliwił mi to. Potknąłem się, sekundę później znajdując się z nosem na dywanie, poczułem dużą ilość kurzu i jakąś… maź? Na ręce pojawił się delikatny płomień i znajdując się prawdopodobnie przy kominku, na ślepo wznieciłem ogień. Pokój rozjaśnił się tak jak planowałem.
Widok pokoju rozmazał mój obraz przed oczami, białe ściany były pokryte krwią, bawełniany dywan również, a na łóżku widniały zwłoki… człowieka czy upadłego bez skrzydeł? Nie rozróżniam… Przetarłem oczy i zacząłem krążyć wkoło. Zwłoki, krew, krew i jeszcze raz krew… Obróciłem się, aby zobaczyć, czy są okno w tym pokoju. Były, lecz… zasłonięte, a raczej zamurowane.
Co zrobić?! Te pytanie ciągle krążyło mi w głowie.
Świat wiruje, język się pląta, nic nie widzę. NAGLE… HUK. Poczułem mocne uderzenie w głowę i jednocześnie w kawałek pleców. Upadłem na ziemię, gubiąc się w odłamkach rzeczywistości…
CIĄG DALSZY NASTĄPI