sobota, 30 sierpnia 2014
Od Alesyi cd Biersacka
Izamal przybrał ten „odpowiedni” wyraz twarzy, kiedy próbował być poważny. Chwilowo mu nie wychodziło.
- Cóż…patrząc na was…to przyjaciół tu nie znajdziecie…- upadły przerwał wykrzywiając twarz. Na jego nieszczęście mój łokieć odnalazł drogę w to newralgiczne miejsce między żebrami. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Biersack uniósł tylko brew, czekając na kontynuację, którą przerwałam.
-…jak już wspomniałem, przyjaciół TU nie ma…ale akurat o nadziei tu się ostatnio mówi wiele – tym razem rzeczywiście był poważny – Każdy, kto zagrzał tu dłużej musiał usłyszeć o nowym trofeum, które wpadło w łapki naszego kochanego Lucusia i jego towarzyskiej śmietanki….
- Czyli…w zasadzie dowiedzielibyśmy się tego prędzej czy później? – tym razem to Biersack się skrzywił. Chyba liczył na coś więcej niż taka informacja, choć już zaczął analizować to co usłyszał.
- W takim razie wydajesz się wcale nie być aż taką jaskinią informacji jak kiedyś…- zaśmiałam się lekko, ale mimo wszystko sama lekko zmartwiłam się.
- Właściwie , chciałem powiedzieć coś dużo bardziej interesującego…ale chyba muszę się zastanowić, skoro tak bardzo łamiecie mi serce swą niewiarą…- Izamal „zmarkotniały” przysiadł na skalnym występie.
- Ja Ci Iz zaraz połamię coś innego, jeśli nie przestaniesz mnie ciągle drażnić – stałam przed nim z założonymi rękami. On serio nie wiedział kiedy przestać.
- No już, już! Nie gniewamy się przecież! – uśmiech standardowo przeczył jego słowom.
- Jak miło wiedzieć, że Blackrist będzie znęcanie dzieliła na pół – Biersack cały czas obserwował naszą wymianę zdań z lekko drwiącym uśmiechem – ale chciałbym usłyszeć te bardziej interesujące wieści.
Iz podniósł się jakby niezadowolony z przerwanej potyczki.
- Cóż, wszyscy plotkują o tym i snują różne dywagacje o miejscu pobytu waszej zguby. Ja dywagować nie muszę. Wiem dokładnie gdzie jest. Oto i wasza informacja. Tadam!
- Jak jeszcze mi powiesz, że wiesz jak tam trafić…- Biersacka wyraźnie ożywiła rozmowa.
- Wiedzieć, wiem. Pytanie tylko brzmi, czy jesteście PEWNI, że chcecie tam trafić – spojrzał w tym momencie bardzo wymownie na mnie. Próbował ukryć smutek.
Przełknęłam ślinę. A z wargi znowu popłynęła krew.
- Lochy…
- Lochy Wschodnie, jeśli chodzi o dokładność. Prościej wejść…niż wyjść.
Powstrzymałam napływającą falę elektryczności. Choć wielka gula strachu blokowała mi oddech, wyszczerzyłam się nienaturalnie wesoło.
- To co Biersack? Idziemy torować sobie drogę? – obaj upadli spoglądali to na mnie to na siebie. Biersack co chwila spoglądał tymi swoimi piekielnie błękitnymi oczami, z milczącym pytaniem „może w końcu wytłumaczysz o co biega?”. Ja jednak dalej zawzięcie milczałam z przyklejonym, nieco głupkowatym uśmiechem…powtarzając sobie „spróbuj nie wybuchnąć jeszcze przez chwilę…i kolejną…”. W końcu przestał przewiercać mnie spojrzeniem, by skierować pytanie do drugiego upadłego.
- Długo nam zajmie tam dotarcie? Gdzie najlepiej zacząć?...Ciebie nie będziemy wciągać w razie czego…
- No chyba kpisz. Jasne, ze idę…nooo…przynajmniej przez jakiś czas. Pewne miejsca i osobistości…hem…są wybitnie na mnie uczulone… - prawda Sztormiku? – odwróciłam się do jego uśmiechniętej gęby. Wiedziałam, że chce rozładować napięcie.
- A kto niby nie jest na Ciebie uczulony? – głos w końcu wrócił do właściwego tonu – ja coś czuję, że Biersack niedługo się tez do nich zaliczy…zaraz po tym jak weźmie jakieś tabletki antyuczuleniowe na mnie…- uśmiechnęłam się już „normalnie”, zgryźliwie. Upadły odwzajemnił grymas.
- Dzisiejsza dawka zaaplikowana, możesz czuć się spokojna…
- Dzięki Ci o Przedwieczny Czarny Szefu…- Biersack skłonił się po szlachecku. Parsknęłam śmiechem.
- To jak, ruszamy? – tym razem to Izamal się niecierpliwił – i powiem wam…że macie chole*ne szczęście, że trafiliście akurat tutaj…przynajmniej jeśli chcecie dostać się po swoją zgubę.
- Tak? Czemu? – Biersack przyglądał się swemu rozmówcy.
- Tamto wzgórze, to najbardziej poszarpane – wskazywał palcem ciemnoczerwony pas gór – tam jest wasze wejście. Mało znana ścieżka…ale nawet jeśli już ktoś posiada na ten temat wiedzę – niewielu z niej chce korzystać….i jak wspomniałem…łatwiej jest tam wejść, niż wyjść. Przyda wam się jakieś…szczęście czy coś.
***
Staliśmy właśnie przed…dziurą. Niedużej wielkości komin, ot na tyle duży by się zmieściły obok siebie dwie osoby…albo jedno wielkie bydlę…cokolwiek…I tam mieliśmy się wtoczyć.
Westchnienie. Los zdecydowanie testował…coś. Nie wiem jeszcze dokładnie co. Z moją cierpliwością dawno się pokłóciłam, i raczej zbyt często nie miałyśmy przyjemności się spotykać. Wytrzymałość? A po cholerę mi ona? Uczucia? Standardowo pozwalałam im sobie w chaosie obijać. Może kara? Aż tyle chyba sobie nie zaskarbiłam uwagi…ale strach…tak, ten ostatnio częściej mnie atakował. W tym jednak wypadku nie skutkowała standardowa taktyka – atak, choć i tak wciąż ja powtarzałam. To było coś, co przerastało mnie , ponad wszystkie miary. Miary, które dawno temu zakopałam….pfff…”Ale pier*olę głupoty…”. Zamknęłam oczy, kolejny raz odrzucając napływające emocje. Zaśmiałam się sama do siebie. Obaj upadli popatrzyli przez chwilę jakbym była niespełna rozumu…ale chyba taka nieco byłam…
- To jak?...znowu paniom pierwszeństwo?
<Biersack?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz