niedziela, 31 sierpnia 2014

Od Luxii - C.D Harry'ego

    Wyleciałam z okna, prosto w świeżą bryzę deszczu, na niebie dostrzec można było szybko przemigujące błyski. Księżyc był osłonięty grubą falą chmur, nie dostrzegłam go za pierwszym razem. Musiałam wysilić swój wzrok, aby ujrzeć jego kontury.
Otrząsnęłam się, zapomniałam przecież o Harry’m. Podleciałam do okna, tak abym dalej mogła być niewidoczna dla Vergila, skrzydła dawały z siebie wszystko aby utrzymać mnie w jednym miejscu. Jednym ruchem, mojej skostniałej ręki odebrałam tlenu człowiekowi, powodując jego upadek. Razem z pomocą Anioła, daliśmy radę wydostać się stąd bez szwanku… W tej chwili przypomniałam sobie urywki chwil, w których płakałam z bólu.
- Harry! – zszokowana nożem w jego boku zaczęłam krzyczeć
Chłopiec spojrzał na ostre narzędzie i jednym ruchem wyciągnął go i wyrzucił gdzieś w przestrzeń pod nami.
- Przed zrzuceniem tego, nie zastanowiłeś się? To może kogoś zabić.
- A ty jak zwykle marudzisz. Umiesz latać, chodzić, ja też. Ta sprawa, była i minęła, możemy się rozejść.
Ja z ponad kilkudziesięcioma ranami kłutymi, spojrzałam się na niego z wściekłością w oczach.
- No dobra, leć sobie, jak gdyby nigdy nic, chodź sobie po zamku… Rozumiesz, że tutaj jest pełno nieodkrytych miejsc? Może gdzieś czai się jeszcze większy zabójca, który żąda naszych skrzydeł? A może właśnie tutaj – pokazałam palcem na szczelinie w dachu – jest jakiś krwiożerczy wampir, który wyssie nam krew podczas sielankowego snu? Pomyśl ty czasem.
Anioł przewrócił oczami.
- To co może mam sprawdzać każdy pokój po kolei, aby zobaczyć czy przypadkiem nie ma tam jakiegoś gniewnego szczura, a może i nawet… rozwścieczonego gołębia. Kobieto, idź popracuj nad papierkową robotą, ugotuj coś w kuchni, bo to chyba tam jest twoje miejsce.
Prychnęłam, zakładając rękę na klatkę piersiową.
- Traktuj mnie z należytym szacunkiem, bo inaczej wylecisz stąd na zbity ryj, jasne? Nie mam zamiaru tolerować cię, a co dopiero znosić Twoją obecność przy każdym wspólnym posiłku.
- Uratowałem ci życie, możesz mi być co najwyżej wdzięczna. Gdyby nie ja, to znając życie nie miałabyś swoich i tak niezadbanych skrzydeł. Phi… Nie byłabyś tu nawet, leżałabyś tam na podłodze martwa, rozumiesz? Martwa. – podkreślił akcentem ostatnie słowo
- Zauważ, że ty też mogłeś zginąć beze mnie? Ciekawe kto odebrał tchnienie w płucach tego mężczyzny? Lepiej po prostu zamilcz.
- Nie jesteś warta mojej obecności.
- Nie jesteś tego warty aby w ogóle przybywać w tym zamku rozumiesz? Gdyby nie zdanie Andy’ego już by cię tu nie było. Lepiej odejdź, zamilknij. Mam cię już serdecznie dość. Wszystkie organy mnie bolą, jak dobrze, że Vergil nie trafił mi prosto w serce. Był blisko.
- Kto to Vergil? Puściłaś się z jakimś obcym typem? – otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia
- Ale ty to masz te poczucie humoru… Jesteś psychicznie i fizycznie ostro jebnięty.
- Hamuj się. Jeszcze raz tak mnie nazwiesz, to…
- To co? – nie dałam mu dokończyć
- To będzie gorzej niż wtedy. – posłał mi swój nader szyderczy uśmiech i odleciał
- Jeszcze będziesz tego żałować niedojebie mózgowy. – wykrzyczałam z całych swoich sił i wróciłam do zamku. 

***


     Stąpałam po zimnych kafelkach, przeskakując z nogi na nogę, ból nasilał się. Każda część mojego ciała nadawała się na wyrzucenie. Krwawiłam chyba z każdego miejsca, nie mogę w to uwierzyć. To były tortury, nie wiem ile godzin, dni, tygodni tam leżałam, ale wystarczająco długo, aby moje rany pochłonęły zarazki.
„Tak bardzo go nienawidzę!” – podświadomie wykrzyczałam w myślach – „Harry to zdradziecka szmata!”
Głęboko rozmyślając o tym, jak bardzo nienawidzę tego chłopaka, rozbudziło mnie uderzenie ciałem o jakiegoś Anioła. Syknęłam z bólu, gdyż na lewym ramieniu miałam najgorszą ran z możliwych…

<Proszę, niech ktokolwiek dokończy>

sobota, 30 sierpnia 2014

Od Alesyi cd Biersacka


Izamal przybrał ten „odpowiedni” wyraz twarzy, kiedy próbował być poważny. Chwilowo mu nie wychodziło.
- Cóż…patrząc na was…to przyjaciół tu nie znajdziecie…- upadły przerwał wykrzywiając twarz. Na jego nieszczęście mój łokieć odnalazł drogę w to newralgiczne miejsce między żebrami. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Biersack uniósł tylko brew, czekając na kontynuację, którą przerwałam.
-…jak już wspomniałem, przyjaciół TU nie ma…ale akurat o nadziei tu się ostatnio mówi wiele – tym razem rzeczywiście był poważny – Każdy, kto zagrzał tu dłużej musiał usłyszeć o nowym trofeum, które wpadło w łapki naszego kochanego Lucusia i jego towarzyskiej śmietanki….
- Czyli…w zasadzie dowiedzielibyśmy się tego prędzej czy później? – tym razem to Biersack się skrzywił. Chyba liczył na coś więcej niż taka informacja, choć już zaczął analizować to co usłyszał.
- W takim razie wydajesz się wcale nie być aż taką jaskinią informacji jak kiedyś…- zaśmiałam się lekko, ale mimo wszystko sama lekko zmartwiłam się.
- Właściwie , chciałem powiedzieć coś dużo bardziej interesującego…ale chyba muszę się zastanowić, skoro tak bardzo łamiecie mi serce swą niewiarą…- Izamal „zmarkotniały” przysiadł na skalnym występie.
- Ja Ci Iz zaraz połamię coś innego, jeśli nie przestaniesz mnie ciągle drażnić – stałam przed nim z założonymi rękami. On serio nie wiedział kiedy przestać.
- No już, już! Nie gniewamy się przecież! – uśmiech standardowo przeczył jego słowom.
- Jak miło wiedzieć, że Blackrist będzie znęcanie dzieliła na pół – Biersack cały czas obserwował naszą wymianę zdań z lekko drwiącym uśmiechem – ale chciałbym usłyszeć te bardziej interesujące wieści.
Iz podniósł się jakby niezadowolony z przerwanej potyczki.
- Cóż, wszyscy plotkują o tym i snują różne dywagacje o miejscu pobytu waszej zguby. Ja dywagować nie muszę. Wiem dokładnie gdzie jest. Oto i wasza informacja. Tadam!
- Jak jeszcze mi powiesz, że wiesz jak tam trafić…- Biersacka wyraźnie ożywiła rozmowa.
- Wiedzieć, wiem. Pytanie tylko brzmi, czy jesteście PEWNI, że chcecie tam trafić – spojrzał w tym momencie bardzo wymownie na mnie. Próbował ukryć smutek.
Przełknęłam ślinę. A z wargi znowu popłynęła krew.
- Lochy…
- Lochy Wschodnie, jeśli chodzi o dokładność. Prościej wejść…niż wyjść.
Powstrzymałam napływającą falę elektryczności. Choć wielka gula strachu blokowała mi oddech, wyszczerzyłam się nienaturalnie wesoło.
- To co Biersack? Idziemy torować sobie drogę? – obaj upadli spoglądali to na mnie to na siebie. Biersack co chwila spoglądał tymi swoimi piekielnie błękitnymi oczami, z milczącym pytaniem „może w końcu wytłumaczysz o co biega?”. Ja jednak dalej zawzięcie milczałam z przyklejonym, nieco głupkowatym uśmiechem…powtarzając sobie „spróbuj nie wybuchnąć jeszcze przez chwilę…i kolejną…”. W końcu przestał przewiercać mnie spojrzeniem, by skierować pytanie do drugiego upadłego.
- Długo nam zajmie tam dotarcie? Gdzie najlepiej zacząć?...Ciebie nie będziemy wciągać w razie czego…
- No chyba kpisz. Jasne, ze idę…nooo…przynajmniej przez jakiś czas. Pewne miejsca i osobistości…hem…są wybitnie na mnie uczulone… - prawda Sztormiku? – odwróciłam się do jego uśmiechniętej gęby. Wiedziałam, że chce rozładować napięcie.
- A kto niby nie jest na Ciebie uczulony? – głos w końcu wrócił do właściwego tonu – ja coś czuję, że Biersack niedługo się tez do nich zaliczy…zaraz po tym jak weźmie jakieś tabletki antyuczuleniowe na mnie…- uśmiechnęłam się już „normalnie”, zgryźliwie. Upadły odwzajemnił grymas.
- Dzisiejsza dawka zaaplikowana, możesz czuć się spokojna…
- Dzięki Ci o Przedwieczny Czarny Szefu…- Biersack skłonił się po szlachecku. Parsknęłam śmiechem.
- To jak, ruszamy? – tym razem to Izamal się niecierpliwił – i powiem wam…że macie chole*ne szczęście, że trafiliście akurat tutaj…przynajmniej jeśli chcecie dostać się po swoją zgubę.
- Tak? Czemu? – Biersack przyglądał się swemu rozmówcy.
- Tamto wzgórze, to najbardziej poszarpane – wskazywał palcem ciemnoczerwony pas gór – tam jest wasze wejście. Mało znana ścieżka…ale nawet jeśli już ktoś posiada na ten temat wiedzę – niewielu z niej chce korzystać….i jak wspomniałem…łatwiej jest tam wejść, niż wyjść. Przyda wam się jakieś…szczęście czy coś.
***
Staliśmy właśnie przed…dziurą. Niedużej wielkości komin, ot na tyle duży by się zmieściły obok siebie dwie osoby…albo jedno wielkie bydlę…cokolwiek…I tam mieliśmy się wtoczyć.
Westchnienie. Los zdecydowanie testował…coś. Nie wiem jeszcze dokładnie co. Z moją cierpliwością dawno się pokłóciłam, i raczej zbyt często nie miałyśmy przyjemności się spotykać. Wytrzymałość? A po cholerę mi ona? Uczucia? Standardowo pozwalałam im sobie w chaosie obijać. Może kara? Aż tyle chyba sobie nie zaskarbiłam uwagi…ale strach…tak, ten ostatnio częściej mnie atakował. W tym jednak wypadku nie skutkowała standardowa taktyka – atak, choć i tak wciąż ja powtarzałam. To było coś, co przerastało mnie , ponad wszystkie miary. Miary, które dawno temu zakopałam….pfff…”Ale pier*olę głupoty…”. Zamknęłam oczy, kolejny raz odrzucając napływające emocje. Zaśmiałam się sama do siebie. Obaj upadli popatrzyli przez chwilę jakbym była niespełna rozumu…ale chyba taka nieco byłam…
- To jak?...znowu paniom pierwszeństwo?
<Biersack?>

piątek, 29 sierpnia 2014

Od Harry'ego

Przez chwile plątałem się we własnych myślach. Trudno było mi utrzymać spokój na wodzy, gdy metr ode mnie stał nieznany mi człowiek z ostrymi narzędziami w ręku. Moja moc słabła z każdą sekundą. Wystarczył moment, aby mężczyzna zauważył mnie z Anielicą na rękach.
- Wy… - Jego twarz nabrała jeszcze gorszych rysów – Co wy w ogóle sobie myśleliście, co? Myślicie, że dalibyście sobie rade wyjść stąd? Po prostu wyjść? Nie, nie. – Potrząsnął głową
Luxia sama z siebie stanęła na nogi, uginając się w pół.
- Dlaczego nas tu trzymasz?! – Prawdopodobnie wyczerpała całą swoją siłę na wypowiedzenie, a raczej wykrzyczenie kilku słów
- Jesteście tak bardzo naiwni, a szczególnie ty, wredna, mała suko. – Zakrwawionym palcem podniósł jej podbródek
Nie mogłem stać bezczynnie, musieliśmy stąd wiać… Tylko jak?
- Więc jeszcze nie zrozumieliście o co mi chodzi? O wasze skrzydła, dokładnie… jej. – Powiedział z pogardą w głosie
Złapał Lux za ramiona, Anielica stęknęła z bólu.  Przymusowo odwrócił ją i chwytając za ostre narzędzie, zbliżał się ku jej skrzydłom.
- Nie odważysz się. – Zatrzymałem nóż na wysokości karku Lux i dałem jej znać gestem głowy o otwartym oknie, odwróciłem jego uwagę
Dziewczyna całą siłą odepchnęła go i wyskoczyła przez okno, rozpostarła skrzydła i uniosła się w górę.
Jednym ruchem uderzyłem pięścią w jego brodę, a drugą z całą swoją siłą przyłożyłem do klatki piersiowej. Mężczyzna złapał się za trafione miejsce. Każdy mój krok musiałem dokładnie, ale i szybko przemyśleć. Przytrzymałem go za ramiona i uderzyłem kolanem prosto w jego brzuch. Człowiek, opadł na ziemie, ostatnim tchnieniem wbił ostre narzędzie w mój bok. Jakby nie czując bólu, wydostając się z upiornego, ale i ciekawego pomieszczenia.

<Lux, dokończyłabyś?>

czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Siraha

Gdy udało mi się wykręcić od malowania pegaza w towarzystwie Sitaela, poszedłem w stronę własnej sypialni. Ciekawiło mnie czy anioł zgotował już coś w moim pokoju. Po drodze natknąłem się na Dianę, najmniej zauważalną osóbkę w tym barwnym towarzystwie. Nigdy się nie wychyla, mało mówi, a jeśli już, to bardzo cicho. Tym razem także przemykała przez korytarz, zakryta kurtyną własnych włosów. Szła z pochyloną głową, a gdy, przechodząc, otarła się o moje ramię, szybko przeprosiła i ruszyła dalej. Pomimo, że zazwyczaj lubię dyskutować z przedstawicielkami płci pięknej nauczyłem się unikać rozmów z Dianą - podczas wymiany zdań wyglądała jakby jej komfort psychiczny malał wraz z każdym wypowiedzianym słowem. Jedynie w towarzystwie Luxii zachowywała się inaczej, podobno od dawna były przyjaciółkami czy coś w ten deseń.
- Spadaj, szczerzyno szurnięta - usłyszałem za sobą lekko poirytowany głos.
Odwróciłem się i ujrzałem Nezyanhela, który groźnie łypał okiem na coś po swojej lewej stronie i mamrotał inne kreatywne wyzwiska w stronę tego czegoś. "To coś" okazało się być krukiem atakującym włosy anioła. Stałem wystarczająco blisko, by wiedzieć, że upadły nie jest zły na ptaszysko - chyba przywykł do tego rodzaju zaczepek. Dawno nie wtrącałem się w niczyje emocje i, chociaż kusiło mnie aby poznać jeszcze więcej ciekawych wyzwisk, tym razem także powstrzymałem się od ingerencji. Właściwie jeszcze nigdy nie rozmawiałem z Nez'em dłużej niż kilkanaście sekund. Kilka razy mijaliśmy się na ulicach miasta, ale zazwyczaj miałem już wtedy rozmówcę (a raczej rozmówczynię).
W pewnym momencie "szurnięta szczerzyna" porzuciła swój dotychczasowy obiekt zainteresowania i kruk pomknął w moją stronę.* Widząc czarną, opierzoną strzałę szarpnąłem głową w tył i napiąłem mięśnie - nie cieszyła mnie wizja dzioba trafiającego w twarz. Ptak w ostatniej chwili poderwał się do góry i przefrunął tuż nad moją głową. Obejrzałem się za krukiem, który chyba nie zamierzał już zawracać.
- Milutkiego masz pupila - powiedziałem, odwracając się w stronę Nezyanhela.


*Niech ktoś mnie oświeci czy to zdanie jest poprawne gramatycznie :p

wtorek, 26 sierpnia 2014

Hej ho, jest tu kto?

Nawet komentarzy nowych nie ma o_O

No dobra, ale ja w innej sprawie.
Jest od grona nieaktywnych członków (w tym ja xD leń nad lenie, liczę na puchar) i nie wiem co z nimi zrobić. Pojawiła się propozycja na przeniesienie ich do zakładki "odeszli", bo nie ma kontaktu z graczami prowadzącymi te postacie. Mam też inną propozycję - można zostawić ich w zamku jako postaci "używane" w postach innych osób. Będzie można wplatać ich we własne opowiadania, kierować nimi itd. Tylko bez opcji "X, dokończ".
Nie chce mi się robić ankiety, więc po prostu napiszcie mi tutaj co o tym sądzicie :)


Druga sprawa - znalazłam osobę chętną do wykonania szablonu do tego bloga i potrzebuję nadającej się grafiki. Jeśli ktoś miałby ochotę, to proszę o zasypanie mnie linkami :) Tu, na priv., GG, obojętnie. Potrzebuję też propozycji co do ewentualnego tekstu na nagłówku i stylu szablonu - w końcu razem tworzymy ten blog :D

Ja już jestem po wszelkich wakacyjnych wyjazdach i będę tkwiła w domu, co oznacza więcej czasu na rzeczy komputerowe (zazwyczaj, nie licząc dni, w które będę miała treningi).



PS.
Do Hiji,
Opo od Siraha do Neza już się pisze :)

środa, 13 sierpnia 2014

Od Andy'ego CD Alesyi

     Wyglądało na to, że Alesya dogadała się z upadłym. Chwilę wcześniej było słychać ciche śmiechy, a teraz Blackrist się szczerzyła - oboje patrzyli w moją stronę. Gdy stanąłem przed nimi anielica zaczęła się rozglądać ze zmarszczonym czołem.
- Biersack, gdzie posłałeś Zbieracza?
- Powiedzmy, że przekonałem go, aby sobie poszedł - powiedziałem z niewinną miną.
Konkretnie podczas oglądania przedmiotów, które mi zaproponował, udało mi się nawiązać rozmowę. W czasie tej wymiany zdań wciskałem różnego rodzaju aluzje przesycone mocą - demony najczęściej nie były łatwymi obiektami kontroli, więc starałem się aby jak najdłużej nie zauważył moich działań. Chodziło o to, aby uwierzył, że sam podjął decyzję o ulotnieniu się - czy się udało? Nie mam pojęcia.
- Zdajesz sobie sprawę, że on tak łatwo nie odpuści? - z powątpiewaniem odezwał się znajomy Alesyi.
- Nie jestem idiotą - mruknąłem.
Czujnie obserwowałem upadłego, on także mi się przyglądał - żaden z nas nie był pewien zachowania drugiego.
- Spokojnie, chłopcy. Dość bijatyk na dzisiaj. No, prawie - Alesya szybkim ruchem odwróciła się w moją stronę i przywaliła mi pięścią w szczękę. Cofnąłem się o krok, nieco się krzywiąc. Włożyła w ten cios trochę siły, zdawałem sobie sprawę, że to była lekka kara - Dobra, jestem zadowolona - jej słowa  potwierdził uśmiech - Teraz wypadałoby was sobie przedstawić. Izamal, Andrew, Andrew, Izamal. Iz, możesz mu ufać. Biersack, na razie zachowaj swoje sztuczki. Trzeba się stąd wydostać.
- Czyżbyś twierdziła, że coś kombinuję? - zapytał Izamal z teatralnym zdziwieniem. Jednak Alesya odpowiedziała mu całkiem poważnie:
- To, ze GO spotkałeś sprawia, że wolę cię mieć na oku.
     Gubiłem się w tym wszystkim, ale nie sądziłem żeby Blackrist miała ochotę cokolwiek wyjaśniać. Ciekawiła mnie ich wymiana zdań, kim był "on"?
- To ta chwila, w której Biersack może zacząć wtajemniczać nas w swoje plany  - Alesya podpowiedziała konspiracyjnym szeptem, który wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Plany, mówisz? - Zamyślony potarłem kciukiem podbródek - Dobrze byłoby się dostać do osiedla diabłów na wschodzie. Mój główny informator powinien się tam znajdować. Teraz najważniejsze to zebrać odpowiednie wiadomości. Informacje można uzyskać z innego sprawdzonego źródła. Tu liczy się odległość. Izamalu, nie wiem jak długo zamierzasz nam towarzyszyć, dlatego zdradzam tak mało szczegółów. Tak jak wcześniej, proponuję rozmowę.
- W dalszym ciągu się z tym zgadzam - odpowiedział Izamal - Chciałbym się dowiedzieć co sprowadza uosobienie sztormu do piekła.
Popatrzyłem na "uosobienie sztormu" z pytaniem wypisanym na twarzy. Kiwnęła głową.
- Szukamy innego uosobienia, Nadziei. A także przyjaciela, który zaginął szukając wcześniej wymienionego - powiedziałem.

<Blackrist?>

piątek, 8 sierpnia 2014

Od Sitaela(i Divalona): podróż

Od kilku dni w zamku wieje nudą.Kilka zostało i kilka wyjechało.Matko Boska,nudę tu prawie że widać więć postanowiłem na tydzień wyjechać.
"Boże najświętszy gdzie tu pojechać?"
Stałem jak ten głupi przed mapą świata i ze strzałkami do tarczy w ręku mierząc mapę uważnym spojrzeniem.

-No nie wiem-mruczałem sam do siebie zaznaczając miejsca strzałkami-Kreta?Sydney?Nowy York? Albo jeszcze podróż dookoła świata?Rany,nie wiem...
W końcu stanęło na Paryżu.
Zadowolony z wyboru,zeszedłem na chwile do kuchni by zrobić zapasy na podróż gdzie natknąłem się na Divalona uwalonego na krześle i pijącego w spokoju herbatę.
-Hej Diva!-rzuciłem do niego otwierając drzwi do lodówki.
Divalon spojrzał na mnie za zmrużonych oczu i odezwał się swoim głębokim głosem:
-Ile razy mam ci mówić żebyś nie mówił na mnie Diva?Czy ja ci wyglądam na prima balerinę?
-Jak zaczniesz tańczyć w trykocie to tak-odpowiedziałem mu zamykając drzwi.
-To z pewnością nigdy się nie zdarzy-lustrował mnie wzrokiem-idziesz dokądś?
-Tak,jadę do Paryża.
Białowłosy anioł się nieco zdziwił.
-To miasta "miłości"? Hmm,będzie filtrował z dziewczynami?Twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko temu?
-A ja mam dziewczynę?-zażartowałem trochę-spoko,będę się trzymał z dala od takich spraw..
-Już to widzę...-mój towarzysz pociągnął łyk herbaty.
Postanowiłem zmienić temat.
-Ej Div.Pamiętasz tą ruda w barze co ją spotkaliśmy w zeszłym tygodniu?-spytałem
-Masz na myśli tą wredną anielice która obrzuciła mnie tortem i nazwała "wrednym albinosem"?Pamiętam...
-No więc...-zniżyłem głos i szepnąłem mu coś to ucha.
Divalon położył kubek z nieprzyjemnym trzaskiem.
-Jadę z tobą-powiedział tonem "Koniec dyskusji"-daj mi minute a się spakuje.
Po czym wyszedł
Uśmiechnąłem się szeroko. Może i jest zamknięty w sobie, ale łatwo nim manipulować. Spojrzałem na zegarek.
-za pół godziny samolot!-krzyknąłem za nim a po kilku minutach już szliśmy do lotniska.

Co się stało później,opowiem wam później bo później może być różnie :)