- Ja też
nie znam… - przybrałam niesmaczny wyraz twarzy
Patrzyłam zaczerwionymi oczami na spokojne ruchy Sitaela, ostrożnie zawiązywał opatrunki, smarował maścią i wkropił półtora buteleczki z wodą utlenioną. Za każdym poruszeniem, syczałam i szeptałam do ucha Aniołowi.
- Chyba szybko tego nie skończysz. – wymusiłam uśmiech
- Zaskoczę cię, prócz położeniu kilku plastrów i maści z rumianków oraz pokrzywy, to nic ci na nogach nie jest potrzebne.
- Naprawdę? Dziękuję. – podniosłam podbródek chłopaka i musnęłam jego malinowe usta, on posłał mi swój uśmiech, kontynuując bandażowanie moich ramion.
Patrzyłam zaczerwionymi oczami na spokojne ruchy Sitaela, ostrożnie zawiązywał opatrunki, smarował maścią i wkropił półtora buteleczki z wodą utlenioną. Za każdym poruszeniem, syczałam i szeptałam do ucha Aniołowi.
- Chyba szybko tego nie skończysz. – wymusiłam uśmiech
- Zaskoczę cię, prócz położeniu kilku plastrów i maści z rumianków oraz pokrzywy, to nic ci na nogach nie jest potrzebne.
- Naprawdę? Dziękuję. – podniosłam podbródek chłopaka i musnęłam jego malinowe usta, on posłał mi swój uśmiech, kontynuując bandażowanie moich ramion.
***
Chwilę później stałam już przed oknem w swoim pokoju. Spoglądałam w niebo, zachodziło słońce, które błysło swoim ciepłym cieniem zanim znalazło się pod horyzontem. Umówiłam się z Sitael’em punktualnie o dwudziestej, mieliśmy wspólnie przygotować kolacje dla domowników zamku.
Spojrzałam na tykający zegarek na bladobiałej ścianie, wskazywał on dokładnie godzinę 19:49. Mam jedenaście minut na ogarnięcie się, nie wiem czy zdołam się wyrobić.
Podeszłam do wielkiej komody, pod lustrem i wyciągnęłam z niej skromną granatową sukienkę, lekkiego kroju. Przed lustrem rozczesałam swoje zaplątane w jeden kłębek włosy i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się i ujrzałam na końcu korytarza Sitael’a, ruszyłam w jego stronę.
Już czułam jak moje policzki się rumienią. Poprawiłam włosy, zarzucając je do tyłu.
- Ślicznie wyglądasz. – po raz kolejny posłał mi swój uśmiech
Niezwykle czarujący, myślałam schodząc w dół, trzymając Anioła za rękę.
Kiedy doszliśmy do kuchni, zaczęliśmy wyjmować potrzebne produkty. Stosowałam się do regulaminu kuchni.
- Dzisiaj jest środa? – zapytałam
- Tak Luxia. – zaśmiał się
- Więc tak. Czytam, uważaj.
- Okej, okej. – wyciągnął ręce w geście obrony
Zaśmiałam się i zaczęłam dyktować.
- Sałata, serek wiejski, rzodkiewka, szczypiorek, grzanki i kozie mleko. Ja potrzebuje mięsa, haha, nie jestem wegetarianką!
- Ja też nie, no, ale jak mus to mus, czy jak to się tam mówiło.
- Wyciągnąłeś wszystkie rzeczy.
- Nie.
- Dlaczego!?
- Byłem zbyt zainteresowany Tobą.
- Mhm… Wyjmuj. – posłałam mu całusa
<Sitael, dokończysz, proszę? J )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz